Recenzja filmu

Fados (2007)
Carlos Saura

Nie rozumiem fados

Nie rozumiem fados. Nie rozumiem tęsknej portugalskiej duszy. Nie znam ani słowa po portugalsku. W "Fados" nie ma żadnej historii, nie ma nawet pozorów fabuły. Nie ma żadnej historii. Jest tylko
Nie rozumiem fados. Nie rozumiem tęsknej portugalskiej duszy. Nie znam ani słowa po portugalsku. W "Fados" nie ma żadnej historii, nie ma nawet pozorów fabuły. Nie ma żadnej historii. Jest tylko muzyka - filmowana bezwstydnie, delikatnie. Reżyser pozwala jej stać się fabułą, obrazami, dialogami. We wcześniejszych filmach Carlosa Saury - "Flamenco" i "Tango" mieliśmy fabularny pretekst, choć było wiadomo, że to nic nie znaczy, że Saura stwarza pozory historii, by pozwolić brzmieć muzyce. To było tak jakby śliczna dziewczyna szła na spotkanie z ukochanym, ubrana w lekką sukienkę. I tak wiadomo, że ta sukienka, ledwo przykrywająca jej zmysłowe ciało to tylko "konwenans", i tak wiadomo, co się wydarzy... "Fados" czeka już naga... piękna... Na ekranie pojawiają się archiwalne nagrania wielkich śpiewaczek, kobiet z czerwoną pomadką na ustach i złamanym sercem., sceny z barów, z ulic z czasów rewolucji, ze studia nagrań. Pojawiają się ludzie - każdy ze swą własną historią, tętniącą uczuciami: żalem, rozpaczą, tęsknotą, radością - i miejsca, pełne życia, śmierci, opowieści. Są fados, które opowiadają o miłości, są fados, które opowiadają o tęsknocie, są fados o rewolucji, o wielkiej podróży, o zwykłej, codziennej rzeczywistości, w którą wdziera się nostalgia. Ale w filmie żadna z tych historii nie wysuwa się na pierwszy plan. Każda rozgrywa się przez chwilę, jak najintensywniej, by ustąpić miejsca następnej. Niektóre sceny to małe teatralne arcydzieła, zainscenizowane tylko po to, by "działa się" muzyka. Na ekranie pojawiają się: Caetano Veloso, Chico Buarque de Hollanda, Lila Downs, Toni Garrido i mnóstwo innych śpiewaków, postaci fado, których nazwiska, niestety, nic mi nie mówią. I nie wiem nic o Rewolucji Goździków. Mam w głowie tylko ten romantyczny obraz, kiedy żołnierzom w lufy karabinów wkładano goździki. Kilka scen zajmują zdjęcia z ulic z 1974. Rzecz jasna, towarzyszy im muzyka, opowieści, wspomnienia. Oglądam to i wiem, że jestem ignorantką, ale przez chwilę mam wrażenie, że w mojej duszy są te same emocje. Każde kolejne ujęcie wydaje się dopracowane do perfekcji, idealnie wyreżyserowane. Jednak są chwile, kiedy tęskna melodia burzy tę konstrukcję. Pieśń wypada poza kinowy ekran, nie daje się ujarzmić w kadrze, nie daje się poskromić nawet mistrzowi Saurze. "Fados" grane było tylko w małych salach studyjnych kin. To dodaje filmowi perwersyjnej magii. Nie chodzi o to, że stał się dzięki temu bardziej elitarny, poza głównym nurtem. Chodzi o to, że wchodziłeś do kina, jakbyś wchodził do kawiarni, w której za chwilę ktoś zacznie śpiewać fados! I patrzyłeś na kolejne sceny i słuchałeś fados jak rewolucyjnej historii albo romantycznej opowieści. A potem wychodzisz z kina i kręci Ci się w głowie. Nie rozumiem fados. Ale zachwycił mnie i oszołomił ten film.
1 10 6
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Fado oznacza los, przeznaczenie. Jest to powstały w XIX wieku gatunek muzyczny, który narodził się w... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones