Recenzja filmu

Fernando (2017)
Carlos Saldanha
Leszek Zduń
John Cena
Kate McKinnon

Delikatny buhaj, Ukryty humor.

Przyrównując bajki do jedzenia, "Fernando" w zestawieniu z innymi animacjami wypada jak przeciętny burger. Może i czasem wygląda w porządku, ale smakuje słabo, pozostawia niesmak i jest mocno
Młody byczek Fernando nie jest jak jego rówieśnicy. Nie marzy mu się sława i uwielbienie na arenie w walce z matadorem. Zamiast tego woli sielskie życie, wąchać oraz pielęgnować kwiaty i doceniać siłę przyjaźni. Świat pisze jednak dla istnień takich jak on inny los, gdzie teoretyczni zwycięzcy okażą się największymi przegranymi, a okrutny los nie pozwala być takimi, jakimi chciało by serce. Czy nasz bohater da radę być sobą, w świecie który nie pozwala na jakąkolwiek odmienność?


Blue Sky Studio (Epoka lodowcowa, Rio) przyzwyczaiło nas do pewnego poziomu swoich produkcji. Nie są to wielkie dzieła, a raczej rzemieślnicze produkcje, które mają w animację na przyzwoitym poziomie, oraz starają się przemycić jakieś proste morały dla dzieci. Daleko im do dzieł DreamWorks czy Disney'a, ale jak kolorowe oglądanki dla dzieci i młodzieży spełniają swoją role. Jak w gronie reszty produkcji studia przedstawia się Fernando? Jedyna rzecz która z pewnością łączy go z pozostałymi animacjami to wygląd postaci. Nie można odmówić animatorom tego, że wywiązali się ze swojego zadania przyzwoicie. Futra postaci wyglądają bardzo wiarygodnie (z niewielkimi wyjątkami, ale o tym za chwilę), widać zdecydowany postęp od czasów kiedy pierwszy raz śmialiśmy się z perypetii pewnej wiewiórki ganiającej za żołędziem. Poza tym, wszystko w filmie jest w granicach ok, do bardzo źle.

Zaczynamy od szybkiej ekspozycji. Poznajemy naszego bohatera na ranczu, które specjalizuje się w hodowli byków do walk na arenie. Nasz mały buhajek nie chce być jednak jak reszta jego rogatych znajomych. Bardziej interesuje go piękno otaczającego go świata i bycie pacyfistą, a niżeli ciągła walka o dominację i pokazy siły. Inne byczki nie akceptują go takim jakim jest, ale skoro to bajka dla dzieci, trzeba zaakcentować że nie podoba im się jego usposobienie oraz podejście do świata, ponieważ narzucone normy nie pozwalają im nie wyśmiewać się z niego za inność. Każde dziecko które widziało w życiu choć jedną bajkę, po 5 minutach seansu będzie wiedziało z kim Fernando będzie miał problemy w przyszłości. Kiedy ojciec głównego protagonisty zostaje wybrany do walki na arenie, po czym wbrew obietnicy danej synowi nie wraca w chwale, Fernando postanawia że ucieknie. Trafia pod opiekę małej dziewczynki, gdzie wyrasta na potężnego byka o miękkim sercu i ogromnej pasji do kwiatów. Na wskutek nieporozumienia trafia jednak do hodowli z której uciekł za młodu, gdzie nikt nie chce wierzyć, że jego życiową aspiracją nie jest walka na arenie, a zabawa pod gołym niebem i wąchanie kwiatków.


Morały przemycane przez inne dzieła Blue Sky nie były może specjalnie ambitne, w gruncie rzeczy sprowadzały się do „nie oceniaj książki po okładce” oraz „nie bój się być kim chcesz”. Problem w tym że Fernando sam nie wie czym chce być, więc zamiast skupić się na jednym, dostajemy szereg wątków, z których żaden nie jest ciągnięty długo ani nie okazuje się specjalnie istotny. Dla przykładu, główny bohater chce uciec z hodowli do swojej pani, ale film bardziej o tym mówi niż pokazuje. Nie widać żadnego przywiązania między bykiem a jego przyjaciółką, co dodatkowo jest podkreślane przez fakt że dziewczyna pojawia się tylko na początku filmu oraz na końcu. Zabrakło choć jednej sceny pokazującej że ta dwójka faktycznie za sobą tęskni. Kolejny zarzut to postacie, z których żadna nie jest niczym więcej, niż obraźliwym chodzącym stereotypem. Mamy więc stereotypy Szkota, mieszkańca Kentucky, Niemca, Hiszpana, matadora, wrażliwej dziewczynki oraz outsiderki.

Humor słowny w zasadzie nie istnieje, ciężko powiedzieć czy to wina tłumacza czy producenta, żarty sytuacyjne opierają się albo na stereotypach, albo na wadze i rozmiarach bohatera. Dodatkowo świat przedstawiony jest absurdalnie niekonsekwentny, nawet jak na film dla dzieci. W czasie planowania ucieczki jeden z byków całkiem słusznie zauważa, że ludzie zauważą przemieszczającą się gromadę byków. Parę scen później te same byki kierując autem jadą przez centrum Madrytu i raz nikogo to nie rusza, chwilę później wszyscy panikują, by znów całkiem spokojnie przyjmować fakt iż po mieście biegają rogacze. Na farmie każdy byk mówi jaki jest naprawdę i że walka na arenie wcale go nie interesuje, ale film szybko porzuca ich marzenia i każe jechać z Fernando do jego utopii, bez ani słowa sprzeciwu.
W czasie seansu można nabrać wrażenie oglądania jednego z odcinków My Little Pony, co dodatkowo jest podkreślane przez fakt że głos Lupe, trenerki głównego bohatera, należy do Moniki Pikuły, która podkłada głos również pod jedną z kucyków. Warto nadmienić że ona, wraz z Jarosławem Boberekiem to jedyne osoby które włożyły serce w odgrywane przez siebie rolę, reszta zaś robi to tylko ok lub mizernie. Zabieg zatrudnienia Marcina Dorocińskiego zdaje się mieć tyle samo sensu co angaż John'a w oryginalnej wersji. Obu panów nie widać, a mają być tylko znanymi nazwiskami, które a nuż przyciągną do kina więcej widzów. Polski aktor może i stara się brzmieć przekonywująco, ale zarówno on, jak i Wiktoria Guzek, która odgrywa rolę ludzkiej przyjaciółki bohatera Niny, sprawiając wrażenie jakby po prostu czytali z kartki, nie angażując się ani na chwilę w emocje postaci którym użyczają głosu. Reszta postaci nie wybija się niczym ponad przeciętność.

Przyrównując bajki do jedzenia, Fernando w zestawieniu z innymi animacjami wypada jak przeciętny burger. Może i czasem wygląda w porządku, ale smakuje słabo, pozostawia niesmak i jest mocno niezdrowy. Seans skłonił mnie do rozmyślań, by zanim zabiorę swoje dziecko do kina, samemu weryfikować czy jest to odpowiedni seans dla mojego potomka. Film ten jest obraźliwy dla inteligencji potencjalnego odbiorcy, nie uczy w zasadzie niczego, sprawia że naprawdę szkoda nam zmarnowanego potencjału który tkwił w zamyśle, jest przeciętny nawet jako kalka, i sprawdza się jedynie jak wspomniany burger – można dać dziecku by uciszyć się w czasie podróży na jakiś czas, licząc że się nie rozchoruje.
1 10
Moja ocena:
3
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Co jest miarą odwagi? Czy to stawanie do walki za każdym razem, gdy zostaniemy do niej wezwani? Dążenie... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones