Recenzja filmu

Francuski numer (2006)
Robert Wichrowski
Karolina Gruszka
Jan Frycz

Francuski numer

Mariusz Pujszo zasłynął głównie pseudohorrorami i pseudokomediami klasy B lub C, gdzie tabuny roznegliżowanych ślicznotek wdzięczy się przed kamerą. Dlatego gdy w napisach początkowych do
Mariusz Pujszo zasłynął głównie pseudohorrorami i pseudokomediami klasy B lub C, gdzie tabuny roznegliżowanych ślicznotek wdzięczy się przed kamerą. Dlatego gdy w napisach początkowych do "Francuskiego numeru" zobaczyłem, kto napisał scenariusz, zacząłem nerwowo wiercić się w fotelu. Zresztą jaka mogła być inna reakcja, gdy napis głosił "Scenariusz: Robert Wichrowski i (o zgrozo!) Mariusz Pujszo". Muszę jednak szczerze powiedzieć, że pierwsze 10 do 15 minut filmu nie rozczarowało mnie, a nawet pokazało się malutkie światełko w tunelu, które wskazywało na to, że większy wpływ na scenariusz miał reżyser, zresztą debiutujący w tej roli Robert Wichrowski, niż pan Pujszo. Niestety, jak nagle światełko się pokazało, tak systematycznie wygasało. Film z każdą minutą stawał się coraz bardziej nudniejszy, rozwleczony i średnio strawny, nawet dla takiego weterana polskich komedii jak ja. "Francuski numer" trudno jednoznacznie przypisać do konkretnego gatunku filmowego. Najpewniej w zamyśle miała to być komedia i to nawet śmieszna, jednak zamysł znacznie odbiegł od realizacji. Owszem, jest parę zabawnych dialogów (np. o rasizmie w wykonaniu Jana Frycza i Jakuba Tolaka) i kilka scen (manifestacja homoseksualistów z jednej strony barykady i manifestacja "homofobów" z drugiej), jednak całokształt jest co najmniej miałki. Zresztą nie mogło być inaczej, gdyż sama fabuła skazała ten film na porażkę. Bo czy pomysł, że 5 facetów, kobieta i pies, ściśnięci w zdemolowanym mercedesie, który pamięta pewnie jeszcze czasu rewolucji październikowej, starają się dojechać do Paryża, może być fajny? Może i tak, gdyby do tego Paryża naprawdę jechali! W rzeczywistości krążą bez ładu i składu po Warszawie, a wszystko to w wyniku niezwykle przemyślanej intrygi, której zakończenie, jak zwykle, ma albo zaskoczyć, albo rozśmieszyć, ale równie tradycyjnie, powoduje co najwyżej uśmiech politowania. Oczywiście, "Francuski numer" w porównaniu z komediami typu "Ja wam pokażę!" czy "Polish Kicz Project" (ukłon w stronę Mariusza Pujszo) jest o niebo lepszy, jednak ciężko nazwać go filmem dobrym. A szkoda, bo potencjał w tym filmie był. Przede wszystkim na uwagę zasługują aktorzy, którzy naprawdę wywiązali się ze swych zadań świetnie, a Jan Frycz już nie po raz pierwszy udowodnił, że jest świetnym aktorem, który potrafi zagrać (i to z dobrym skutkiem) w większości gatunków filmowych. Co do reżysera - jak na debiut film jest nakręcony sprawnie i trudno popatrzeć się w nim jakichś drastycznych błędów technicznych, jednak sam pomysł na film i fakt, że akcja "siada", na pewno nie przemawia na jego korzyść, tym bardziej, że jest współautorem scenariusza. "Francuski numer" jest reklamowany jako "komedia roku!". Niestety, trudno się z tym hasłem zgodzić. Film ten na pewno nie rozbawi ciebie do łez, na pewno nie poczujesz się po nim rozluźniony, uradowany itp., i na pewno jeśli pójdziesz na niego do kina, będziesz żałował, że wydałeś te pieniądze akurat na ten film. Dzieje się tak, gdyż w odróżnieniu od np. "Tylko mnie kochaj!", gdzie wiadomo, że wszystko jest celowo przesadzone, "Francuski numer" jest po prostu miałki. Niby wszystko ok, niby wątki się ze sobą wiążą, finał jest w miarę znośny, ale wszystko jest bez wyrazu. I to jest największy grzech, a zarazem moje najpoważniejsze zastrzeżenie co do debiutu Roberta Wichrowskiego...
1 10
Moja ocena:
2
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
W porównaniu z takimi wytworami rodzimej kinematografii jak "RH+" czy "Czas surferów" "Francuski numer"... czytaj więcej
Dominika Wernikowska

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones