Recenzja filmu

Jak to jest (2009)
Bruce Webb
Eugene Byrne
Josh Bolt

To, co najważniejsze

Utrata dziewictwa to leitmotiv wielu "teenage movies". Wiadomo, że nic tak nie kręci małolatów jak nielegalnie wypity alkohol i szansa na zaliczenie trzeciej bazy. Naturalnie, zawsze wiąże się z
Utrata dziewictwa to leitmotiv wielu "teenage movies". Wiadomo, że nic tak nie kręci małolatów jak nielegalnie wypity alkohol i szansa na zaliczenie trzeciej bazy. Naturalnie, zawsze wiąże się z tym masa komplikacji, rozterek i mniej lub bardziej traumatycznych wtop. Jednych myśl o rozprawiczeniu przeraża i tremuje, dla innych stanowi cel nastoletniej egzystencji. Świat kina ma takich historii na pęczki. Począwszy od perełek w stylu "Absolwenta" poprzez żarty z pogranicza złego smaku i kretynizmu jak w "American pie", humor dla wrażliwców z "Adventureland", kończąc na pełnym hardcorze serwowanym w "Dzieciakach".

W "Jak to jest" nad problem pierwszej inicjacji zawisa czarna chmura dramatu, a młodość i niewinność zostają zaręczone z widmem nadchodzącej śmierci. Reżyser, Bruce Webb umiejętnie waży proporcje komedii i dramatu, trzymając się jednocześnie reguł realizmu i prawdopodobieństwa.

Bohaterami filmu jest dwóch dobijających szesnastego roku życia przyjaciół, Robbie i Ziggy zwyczajne chłopaki z przeciętnej brytyjskiej mieściny (oklaski dla Eugene’a Byrne’a i Josha Bolta, duet dynamiką i humorem nasuwający skojarzenia z Twainowskim Tomkiem i Huckiem). Ich świat, dotąd wypełniony beztroską zabawą i włóczęgą,  zmienia się diametralnie z chwilą, gdy u Robbiego wykryta zostaje nieuleczalna choroba. W obliczu zbliżającego się końca chłopak chce tylko jednego – nie odchodzić z tego świata jako prawiczek. Ziggy musi w związku z tym, jak na najlepszego kumpla przystało, dopomóc mu w spełnieniu ostatniego pragnienia. Tu zaczyna się imponująca seria kompletnie niewypałowych, acz szalenie zabawnych kombinacji i zabiegów zmierzających do osiągnięcia owego celu. A ten, jak wiadomo, uświęca środki.

Webbowi udaje się wymknąć zarówno z sideł komediowego banału, jak i dramatycznego patosu. Jego film jest szczery, ujmujący i naprawdę niegłupi. Oswaja z trudnymi kwestiami, nie czyniąc tabu ani z problematyki przedwczesnej śmierci, ani też seksualnej inicjacji.

Bezpruderyjność i lekkość "Jak to jest" sprawiają, że spokojnie wpisałabym go na listę obowiązkowych "lektur" gimnazjalnych. To świetna alternatywa dla miernot ze "szkolnej filmoteki", z takim upodobaniem odtwarzanych podczas godziny wychowawczej.

Pomijając jednak wątek seksualny, "Jak to jest" to przede wszystkim rzecz o punkcie granicznym między chłopięctwem a dojrzałością oraz o przyjaźni, która przechodzi metamorfozę od dziecięcej zabawy ku poczuciu odpowiedzialności za drugą osobę.  I właśnie owa przyjaźń jest sednem, czyli tytułowym "the be-all and end-all" tego filmu.

"Jak to jest" działa jak kubek grzańca wypity w podły jesienny dzień – rozluźnia, krzepi i weseli. To remedium na jesienną chandrę i dojmującą nostalgię oraz doskonale skrojona rozrywka, trzymająca poziom przez całe 95 minut.
1 10
Moja ocena:
8
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Polski tytuł filmu Bruce'a Webba nie jest tak trafny jak oryginalny "The Be All and End All". Ten zwrot,... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones