Recenzja filmu

Jak zostać królem (2010)
Tom Hooper
Colin Firth
Geoffrey Rush

Ja, Jerzy VI

Tajemnice pałacu Buckingham, strzeżone niczym narodowa świętość przez żelazną, skostniałą etykietę dworską oraz wartowników w gargantuicznych czapach, nie od dziś stanowią łakomy kąsek dla
Tajemnice pałacu Buckingham, strzeżone niczym narodowa świętość przez żelazną, skostniałą etykietę dworską oraz wartowników w gargantuicznych czapach, nie od dziś stanowią łakomy kąsek dla filmowców. W ostatnich latach z powodzeniem zmierzył się z tym tematem chociażby Stephen Frears, reżyser dobrze przyjętej "Królowej".

Tym razem rodzinie królewskiej postanowił stawić czoło angielski reżyser Tom Hooper, sięgając do niespokojnych dla Imperium Brytyjskiego czasów sprzed wybuchu II wojny światowej. "Jak zostać królem" (swoją drogą słynący z "kreatywnego" podejścia do tłumaczenia obcojęzycznych tytułów polscy dystrybutorzy tym razem stanęli na wysokości zadania) nie jest bynajmniej filmem historycznym, biografią Jerzego VI ani też sagą rodu Windsorów. Dzieło to jest raczej obrazem wewnętrznej walki człowieka ze swoimi słabościami, walki, w której król, uosabiający potęgę państwa, jest zagubiony i niemalże zupełnie osamotniony.

Albert Fryderyk Artur Jerzy Windsor, który do historii przeszedł jako Jerzy VI, wstąpił na tron po abdykacji swego starszego brata, Edwarda VIII. Swoją bohaterską postawą podczas II wojny światowej (wraz z rodziną nie opuścił Londynu, a transmitowanymi przez radio odezwami dodawał swoim poddanym odwagi i otuchy) zyskał sobie wielki szacunek i sympatię Brytyjczyków. Tak mógłby w wielkim skrócie wyglądać biogram króla, zamieszczony w encyklopedii pod literą "J". Nie znaleźlibyśmy tam informacji, że książę Yorku od najmłodszych lat cierpiał na wyjątkowo niechlubną dla potencjalnego następcy tronu przypadłość – jąkał się. A właśnie o zmaganiach z tą słabością, w której kumulowały się ciężkie doświadczenia dzieciństwa pozbawionego rodzicielskiego ciepła, kompleks starszego brata i paraliżujący strach przed wystąpieniami publicznymi opowiada film Hoopera. Jest to również historia niezwykłej, niekonwencjonalnej przyjaźni dwóch ludzi, których ścieżki właściwie nie miały prawa się zejść: Jerzego VI (zjawiskowy Colin Firth) i jego osobistego ortofonisty-samouka Lionela Logue’a (godnie partnerujący Firthowi Geoffrey Rush).

"Jak zostać królem" to film oszczędny w środkach, za to niezwykle skondensowany w przekazie. Tło historyczne, choć istotne, gdyż nadające całej fabule niezbędnej dramaturgii, nie występuje ani na moment na pierwszy plan. Afera związana z panią Simpson, w wyniku której z tronu ustąpił Edward VIII, napięta sytuacja międzynarodowa czy wreszcie wypowiedzenie przez Wielką Brytanię wojny III Rzeszy, są tu rzecz jasna sygnalizowane i akcentowane, ale ani na moment nie przysłaniają prawdziwej esencji filmu, jaką stanowi wewnętrzna walka i ewolucja Jerzego VI. Bezbłędny w tej roli Colin Firth znakomicie balansuje pomiędzy farsą, dramatem a patosem, kreuje jednocześnie zakompleksionego choleryka i męża stanu, pierdołę i dostojnika, ani przez moment nie przestając być wiarygodny.

Tom Hooper oraz twórca scenariusza David Seidler znakomicie uniknęli kilku pułapek, na jakie byli narażeni, realizując "Jak zostać królem". Elementy komediowe w filmie są dyskretne i wysmakowane, ani na moment nie następuje zagrożenie, że obraz stanie się lekturą obowiązkową dla parskających popcornem amatorów nabijania się z k..k..róla j..j..ąkały. Nie mamy też do czynienia z trudną do strawienia landryną o cudownej kuracji logopedycznej, po której z kokonu kompleksów wychodzi prawdziwy lew Albionu. Twórcy filmu uczynili za to z Jerzego VI współczesnego Klaudiusza, cesarza jąkałę, z którym nie wiązano żadnych nadziei, a tymczasem mimo swych ułomności okazał się być wybitnym władcą, który po śmierci otrzymał przydomek "Boski". Uważnemu widzowi nie powinien umknąć fakt, że jedną z drugoplanowych postaci w filmie, arcybiskupa Cosmę Langa, gra Derek Jacobi, niezapomniany odtwórca tytułowej roli w znakomitej ekranizacji powieści Roberta Gravesa "Ja, Klaudiusz".

Film, oprócz świetnego scenariusza i wybitnej kreacji Firtha broni się grą aktorów drugoplanowych. Obok wspomnianego już Rusha i Jacobiego, zwraca uwagę Helena Bonham Carter jako Elżbieta Windsor, zaskakująco podobna (zachowując oczywiście dystans wiekowy) do powszechnie uwielbianej przez Anglików, zmarłej przed kilkoma laty Królowej Matki. A i prawdziwy mistrz epizodu Timothy Spall, w roli Winstona Churchilla, choć pojawia się na kilka minut, pozostaje na długo w pamięci.

"Jak zostać królem" to film czysty w swoich intencjach. Nie udaje wielkiego, epickiego kina hollywoodzkiego, nie Jak zostać królem (2010)popada w przesadę, ale też nie próbuje widzowi sprzedać banału. Warto. God save the King!
1 10 6
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Początek każdego nowego roku to dla kinomanów głównie czas Oscarów. W naszym kraju to także czas premier... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones