Recenzja filmu

James White (2015)
Josh Mond
Christopher Abbott
Cynthia Nixon

Syn Gail

"James White" czerpie swoją siłę z subiektywizującej narracji skoncentrowanej wokół świetnie skonstruowanego tytułowego bohatera. Chociaż film Josha Monda nie jest punktem zwrotnym wśród dramatów
Nieuleczalna choroba i wewnętrzna przemiana często idą w parze, a pierwsza lubi napędzać drugą. Twórcy podchodzą do tego połączenia z przymrużeniem oka, ubierając dramat w lżejsze gatunkowo szaty (jak zeszłoroczny zwycięzca festiwalu w Sundance, "Earl i ja, i umierająca dziewczyna") bądź naturalistycznie, z, nomen omen, śmiertelną powagą. "James White" skłania się ku drugiej tendencji, jednak pośród dołujących obrazów pełnych szpitalnych łóżek, łez i chemioterapii, ma do zaoferowania znacznie więcej wrażliwości.

Tytułowy James (Christopher Abbott) jest młodym mężczyzną, który próbuje odnaleźć się na życiowym rozdrożu. Jego matka (Cynthia Nixon) choruje na raka, a ojciec, który wcześniej odszedł do innej kobiety, niedawno zmarł. Jamesowi nie pomaga jego styl życia, pełen imprez, alkoholu i nieodpowiedzialności.

Jak na film o śmiertelnej chorobie, "James White" jest zaskakująco subtelny w opowiadaniu o zdrowotnym upadku. Świetna jest zwłaszcza ekspozycja, w której scenarzysta (i reżyser w jednej osobie) prezentuje sytuację i historię bohaterów w zdawkowych informacjach podawanych przez same postaci, jakby mimochodem wtrącane pomiędzy zwykłymi rozmowami. W całym filmie zresztą bardzo rzadko (o ile w ogóle) padają słowa "rak" czy "nowotwór". Mond równie oszczędnie umieszcza w swoim filmie "obowiązkowe" sceny szpitalne; pogarszający się stan zdrowia nie jest zobrazowany przez dramatyczne nawroty choroby i łzawe tyrady. Wszystko opiera się na rozmowach albo zdarzeniach poza kadrem.

Zgodnie z sugestią tytułu, w centrum uwagi reżysera nie jest dramat rodzinny, a sam James. Mężczyzna stoi pomiędzy beztroską, a dojrzałością i odpowiedzialnością, i nie bardzo potrafi zrobić krok do przodu. James nie jest jednak typem bohatera, który potrzebuje impulsu w postaci matczynego nowotworu. Zdaje sobie sprawę z konieczności zmiany, niespecjalnie mu to jednak wychodzi. Stara się podjąć pracę i ustatkować z dziewczyną (Makenzie Leigh). Wyrusza nawet w "konwencjonalną" podróż, aby dokonać przemiany, ale również ona okazuje się niewystarczająca. James odbija się od własnych ograniczeń i choć wydobywa z siebie ogromne pokłady odpowiedzialności w opiece nad matką, koniec końców nie zmienia się w anioła. W subiektywnej narracji odnajduje się dotąd mniej znany Christopher Abbott, który grając niemal wyłącznie subtelną mimiką twarzy, świetnie oddaje emocjonalne rozbicie swojego bohatera. Aktorowi pomaga dodatkowo węgierski operator Mátyás Erdély, który, podobnie jak w niedawnym zdobywcy Oscara, "Synu Szawła", zwykle filmuje twarz Abbotta w zbliżeniach, skupiając ostrość wyłącznie na niej.

"James White" czerpie swoją siłę z subiektywizującej narracji skoncentrowanej wokół świetnie skonstruowanego tytułowego bohatera. Chociaż film Josha Monda nie jest punktem zwrotnym wśród dramatów dotykających problemu nieuleczalnej choroby, ujmuje wyjątkowym wyczuciem i realistycznym podejściem do wewnętrznej przemiany.
1 10
Moja ocena:
7
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones