Recenzja filmu

John Wick (2014)
David Leitch
Chad Stahelski
Keanu Reeves
Michael Nyqvist

Estetyka przemocy

"John Wick" zwiastuje swoisty renesans kina akcji, które nie porzucając technicznych rozwiązań współczesności, sięga po wzorce z przeszłości.
Keanu Reeves nie miał łatwej kariery. "Na fali" był w latach dziewięćdziesiątych i udawało mu się na niej utrzymać, grając w tytułach, gatunkowo będących w pobliżu kina akcji. Później jednak czasy się zmieniły, a wraz z nimi upodobania widowni i Keanu ze swoim nieco sztywnym aktorstwem nie był już taki popularny. Kino akcji także przeżyło poważną metamorfozę. Bohaterowie byli pogłębiani o kolejne psychologiczne wymiary, do których przedstawiania potrzeba było nieco bardziej wiarygodnych aktorów. Teraz jednak, gdy kino to przeżywa swoisty renesans i znowu zaczyna kreować twardych, rysowanych grubą kreską, ale także zniszczonych herosów, Reeves powraca w chwale, by stać się Johnem Wickiem.

Będący w żałobie po żonie, Wick zostaje napadnięty przez członków rosyjskiej mafii, na czele których stoi prostolinijny syn szefa organizacji (Alfie Allen). Bandyci kradną Johnowi samochód i zabijają psa – prezent od zmarłej żony. Gdy ojciec (Michael Nyqvist) dowiaduje się o występku syna, najpierw próbuje załagodzić sytuację, gdy jednak to zawodzi, nasyła na Wicka oddział mający go zabić. John rusza na wojnę z mafią, a jego motywacją jest zemsta.

David Leitch i Chad Stahelski z kinem akcji mieli wiele do czynienia, występując w małych rolach. Okazuje się jednak, że doświadczenie zdobywane przez lata na różnych planach pomogło im stworzyć film co najmniej interesujący. Ich produkcja staje niejako w rozkroku między współczesną estetyką a tradycyjnymi rozwiązaniami. "John Wick" bardzo mocno osadzony jest w przeszłości, w estetyce gangsterskiego kina lat 80., zarysowując postacie grubymi kreskami i tworząc z nich wyraźne opozycje. Z drugiej strony dbałość o stronę wizualną jest cechą na wskroś współczesną, stąd bardzo uważne kadrowanie i używanie filtrów, które nadając filmowi niebieskawy, chłodny kolor, pomagają w utrzymaniu specyficznego, zimnego klimatu obrazu. Zdjęcia dopowiadają wiele do świata przedstawionego sugerując, że poruszamy się w wyrachowanym świecie, w którym nie ma miejsca na sentymenty. Twórcy rozciągają przed nami wizję Nowego Jorku, w którym przestępczość zorganizowała się do tego stopnia, że istnieją osobne hotele i kluby dla płatnych zabójców i innych typów spod ciemnej gwiazdy. To świat, w którym ludzie z przestępczej branży dobrze się znają i darzą wzajemnym szacunkiem, zaś nieznajomość pewnych ważnych dla tej społeczności historii czy łamanie panujących w niej reguł jest wielce niepożądane i szybko prowadzi do kłopotów.

Fabuła filmu jest przewidywalna w tym sensie, że od momentu wprowadzenia wszystkich postaci na scenę wiemy, które zwrócą się przeciw którym i kto z poszczególnych starć wyjdzie żywy. I choć jest to kino akcji, to twórcy bardzo opóźniają moment spuszczenia Johna Wicka ze smyczy. Powoli i starannie tworzą najpierw jego legendę, obudowując ją kolejnymi faktami i opowieściami, dodając mu kolejne przydomki takie jak "Baba Jaga" czy "Boogeyman" – wyraźnie zaznaczając jego mocne strony i rzeczy dla niego ważne. Gdy w końcu dochodzi do pierwszej walki, skaczemy z radości, że możemy zobaczyć to, co było tak długo zapowiadane. A jest na co patrzeć. "John Wick" bowiem w przeciwieństwie do chociażby kolejnych filmów z Liamem Neesonem w rodzaju "Uprowadzonej" do scen walki podchodzi klasycznie. Ujęcia starć są więc długie, a ewentualne cięcia nie służą maskowaniu ruchów, lecz znalezieniu lepszej perspektywy dla ich śledzenia. Starannie zaplanowane, wyglądają jak taniec, w którym Keanu Reeves jako John Wick pozbawia życia kolejnych partnerów. To swoisty powrót do wzorców sprzed ponad dwóch dekad, w których montaż nie był jeszcze osobnym zawodnikiem, chaotyzującym obraz licznymi cięciami, a raczej sędzią przyglądającym się i rozstrzygającym kolejne pojedynki. W kolejnych starciach, choć niezwykle brutalnych, można dostrzec pewne walory estetyczne, co sprawia, że dochodzimy dość blisko granicy, za którą przemoc wydawać się może... ładna.

"John Wick" zwiastuje swoisty renesans kina akcji, które nie porzucając technicznych rozwiązań współczesności, sięga po wzorce z przeszłości. To film z komiksowymi bohaterami, ale w pozytywnym znaczeniu, zaś trochę "zardzewiała" gra Keanu stanowi wręcz dodatkowy walor. W zalewie podstarzałych, styranych bohaterów kina akcji, których zabójcze ruchy są nie tyle pokazywane, co raczej sugerowane, "John Wick" znajduje złoty środek. Way to go, John! 
1 10 6
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Po niemal pięcioletnim okresie nieurodzajów na polu aktorskich osiągnięć, zmęczony ciągłymi... czytaj więcej
Od nowego millenium twórcy kina akcji postanowili zgodnie z zasadą racjonalnego myślenia odchodzić od... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones