Recenzja filmu

Johnny Mnemonic (1995)
Robert Longo
Keanu Reeves
Dina Meyer

Wetware overload

Napisać bezwzględną, krytyczną, złośliwą i brutalną recenzję "Johnny'ego Mnemonica" byłoby aż nazbyt łatwo. Już w chwili premiery nikt nie miał wątpliwości, jak słaby to film - czego dowodem może
Napisać bezwzględną, krytyczną, złośliwą i brutalną recenzję "Johnny'ego Mnemonica" byłoby aż nazbyt łatwo. Już w chwili premiery nikt nie miał wątpliwości, jak słaby to film - czego dowodem może być spektakularna boxoffice'owa klapa. Więc ja spróbuję podejść do sprawy życzliwie, tym bardziej, że William Gibson jest jednym z moich ulubionych autorów - a "Mnemonic" nie dość, że powstał na kanwie opowiadania jego autorstwa, to sam Gibson napisał do niego scenariusz. Rozważmy cyberpunk. Gdzieś niedawno przeczytałem, że cyberpunk umarł. Śmiem się nie zgodzić - on nie tyle umarł, co raczej się urzeczywistnił. Przestrzeń wirtualna? Skoro czytasz te słowa, to siedzisz przy komputerze z internetowym łączem, zapewne też słyszałeś o najróżniejszych grach online, czy też programach stanowiących dla niektórych "drugie życie", kalkujących to pierwsze, w którym należy jeść i spać. Cybernetyczne implanty? No dobrze, nie są jeszcze powszechne, ale protetyka rozwija się w całkiem szybkim tempie, kto wie, co będzie następnym krokiem. Modyfikacje genetyczne? Sam lubię zajadać mandarynki zmodyfikowane tak, aby nie miały pestek. Zdewastowane środowisko naturalne? Wyjrzyj przez okno (chyba że mieszkasz w pobliżu jakiegoś parku narodowego, w takim razie przejedź się na peryferie najbliższego miasta, rozejrzyj i głęboko odetchnij... a potem staraj zbyt mocno nie kaszleć). Nieudolne rządy i siły policyjne? Obejrzyj jakikolwiek serwis informacyjny. Przenikanie się kultur? Czasem chodzę do chińskiej knajpki na starym mieście, smoki zadziwiająco dobrze wpasowały się we fronton zabytkowej kamienicy. Wszechpotężne korporacje? Wpisz w google hasło "General Electric"... Mówiąc krótko, żyjemy w cyberpunku, choć raczej takim w wersji lekkostrawnej. Tworzenie filmów, komiksów lub książek w tym gatunku mija się z celem - przestały być egzotyczne, stąd obezwładniająca popularność fantasy z mieczami i magią. Jednak cyberpunkowe opowieści niekoniecznie straciły na atrakcyjności - zawsze można się ponabijać z tego, jak w latach minionych wyobrażano sobie życie w dwudziestym pierwszym wieku. Wyobrażano mniej więcej tak: jednym z najbardziej wartościowych towarów będą dane. Najcenniejsze dane nie będą bezpieczne, jeśli wyśle się je po zwykłych łączach komunikacyjnych. Zatem powstaje nowa profesja: mnemoniczny kurier. Taki facet, co to nie da się łatwo zabić, a informacje przenosi z punktu A do punktu B w bezpiecznym zaciszu własnego czerepu. Dane są tak zakodowane, że sam kurier nie jest w stanie ich odczytać - pełna dyskrecja gwarantowana. Jednym z takich gońców jest Johnny. Johnny'emu marzy się emerytura, ale musi najpierw zabezpieczyć się od strony finansowej. Przyjmuje lukratywne zlecenie, ale jest jeden szkopuł - danych jest więcej, niż wynosi pojemność mózgu Johnny'ego. Nic to dla faceta, który ratuje autobusy i Sandrę Bullock, zatem Johnny ładuje w przodomózgowie niebezpieczną ilość danych licząc na to, że zdąży je dostarczyć do celu i rozładować, zanim usmażą mu się przeciążone synapsy. Szybko okazuje się, że informacje rzeczywiście są bardzo cenne - tak cenne, że mnóstwo osób prędzej oderżnie kurierowi łeb, a potem z zamrożonej czaszki wyekstrahuje pożądany towar, niż pozwoli mu spokojnie dotrzeć do celu. Johnny po drodze musi dokopać jednej, czy dwóm osobom, zawrzeć sojusz z rudowłosą ochroniarką, cierpiącą na cybernetyczny odpowiednik ptasiej grypy, sprostać nasyłanym na siebie oddziałom najemników, a w końcu dotrzeć do gniazda lokalnych anarchistów, którzy być może są jedynymi osobami zdolnymi pomóc mu wydobyć z głowy pakiety danych, nie smażąc jednocześnie mózgu kuriera. Oczywiście sama treść owych danych jest również istotna dla fabuły, ale nie ma sensu spoilerować - każdy widz szybko zorientuje się, co takiego siedzi w głowie Keanu. Tempo akcji jest znośne, efekty specjalne również, obsada daje radę (miło zobaczyć Henry'ego Rollinsa jako mózgowca, a nie mięśniaka), nie ma muzyki, o której warto wspominać, ogólnie obraz ogląda się lekko i przyjemnie - aż do zakończenia. Mam wrażenie, że ktoś z wytwórni w tym punkcie wyrwał kartkę scenariusza z rąk Gibsona i zastąpił wypocinami własnej produkcji - taki koniec historii nie pasuje do człowieka, uznawanego za mistrza cyberpunku. Wiele drobiazgów mogę wybaczyć, mogę z pobłażaniem stwierdzić "nic nie jest doskonałe" i dojść do konkluzji, że obraz jest bardziej dobry, niż średni... Ale zakończenie, jakie zaserwował mi "Johnny Mnemonic" sprawia, że wszystko, co w filmie przypadło mi do gustu, traci na znaczeniu. Nie będę zagłębiać się w szczegóły owego finału, ograniczę się tylko do tego - czasem happy end to najgorsze zakończenie. Nie chcę powiedzieć, że wszystko, co się dobrze kończy, jest beznadziejne - ale nie lubię, gdy za sprawą jednego uczynku bohatera, świat nagle staje się lepszym miejscem, ludzie są szczęśliwi, miłość zwycięża, a łupież znika z włosów. Tym bardziej w cyberpunku, który z założenia jest pełen cynicznych i okrutnych ludzi, ponury, wrogi i odzierający z nadziei - czyli dokładnie taki jak codzienna rzeczywistość.
1 10 6
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones