Recenzja filmu

Jowita (1967)
Janusz Morgenstern
Daniel Olbrychski
Barbara Kwiatkowska-Lass

Sen o miłości czy może koszmar?

Architekt Marek Arens (Daniel Olbrychski) ma wszystko, czego dusza może zapragnąć - jest młody, przystojny, wykształcony, utalentowany i cieszy się ogromnym powodzeniem u kobiet. Mimo tego nie
Architekt Marek Arens (Daniel Olbrychski) ma wszystko, czego dusza może zapragnąć - jest młody, przystojny, wykształcony, utalentowany i cieszy się ogromnym powodzeniem u kobiet. Mimo tego nie czuje się szczęśliwy. Czuje wewnętrzną pustkę i nie wie, czym ją zapełnić. Pewnego dnia na balu maskowym poznaje tajemniczą dziewczynę przykrytą kwefem - Jowitę (Barbara Kwiatkowska). Zakochuje się w niej podczas krótkiej rozmowy, oczarowany jej urokiem i spojrzeniem. Czeka na nią po balu, lecz niewiasta się nie zjawia. Marek popada w przygnębienie i staje się apatyczny; nie jest w stanie wyrazić głębszych emocji, wikła się w liczne romanse i traci chęć do uprawiania lekkoatletyki, co spotyka się z rozpaczą jego trenera (Zbigniew Cybulski). Poznaje też inteligentną i wyzwoloną studentkę ASP - Agnieszkę (Barbara Kwiatkowska). Z miłości do Jowity, Marek powoli traci kontrolę nad swoim życiem.

Jest to historia o młodych ludziach wywodzących się ze śmietanki towarzyskiej i ich problemach. Trzeba to przyznać - przecież przeciętny Polak żyjący w PRL-u nie wzdychał do dziewczyn ukrytych za czadorem, tylko pracował i starał się ułożyć sobie życie jak najlepiej. Prawdą jest, że gdy nie mamy żadnych problemów, to sami je sobie wynajdujemy. Podobnie jest z Markiem - to chłopak w czepku urodzony, wiedzie ciekawe i dostatnie życie, podczas gdy wokół otacza go szarość Polski Ludowej. Jednak nie potrafi docenić tego, co ma. Satysfakcji szuka w ramionach wielu kobiet, udaje mu się uwieść swoją koleżankę z klubu sportowego, Dorotę (Anna Pleskaczewska), którą traktuje bardzo pobłażliwie - śmieszy go jej zamiłowanie do książek dla dzieci. Romansuje także z żoną swojego trenera, Heleną (Kalina Jędrusik), i nie czuje żadnych wyrzutów sumienia z powodu okłamywania mężczyzny, który jest jego najbliższym przyjacielem. Fascynuje go także niedawno poznana siostrzenica prezesa jego towarzystwa lekkoatletycznego - Agnieszka. Dziewczyna podchodzi do znajomości z Markiem bardzo "nowocześnie" - nie oczekuje żadnych wyznań miłosnych i śmieje się z tradycji ślubu. Czuje się wyzwolona lub przynajmniej takie sprawia wrażenie, ale tak naprawdę tkwi w niewoli własnego niespełnienia. Marek i Agnieszka, szukając urojonego stanu najwyższej szczęśliwości, niszczą siebie i innych.

Miłośnicy starego kina zawsze nostalgicznie wzdychają: "Teraz takich filmów już się nie robi...". Tkwi w tym ziarenko prawdy. Głównym atutem "Jowity" Janusza Morgensterna jest znakomite aktorstwo - wysokiej klasy i profesjonalne, jakże różniące się od "gry" wszystkich serialowych gwiazdeczek, wypromowanych na jeden sezon. Daniel Olbrychski świetnie spisuje się w roli zgorzkniałego i smutnego młodego mężczyzny, który traci swoje możliwości i dary w imię miłości do mistycznej Jowity. Nie zdaje sobie sprawy, jak bardzo plącze się w sieci, którą sam sobie utkał. Równie dobrze wypadła Barbara Kwiatkowska - niesamowicie urodziwa kobieta, która czaruje widza samym spojrzeniem swoich pięknych oczu i delikatnym głosem. Ten typ urody pasuje do osobowości Agnieszki - dziewczyny chcącej rzucić cały świat na kolana, femme fatale, która cieszy się ze zguby zakochanych w niej mężczyzn. Zbigniew Cybulski, choć nie miał zbyt wielkiego pola do popisu, maksymalnie wykorzystał możliwości swojej postaci. Na szczególną uwagę zasługuje scena rozmowy Księżaka z Markiem w łazience. Gra Kaliny Jędrusik jest może nieco przerysowana, ale w miarę dotrzymuje kroku reszcie postaci.

Inną zaletą jest muzyka Jerzego Matuszkiewicza. Jestem laikiem w dziedzinie sztuki muzycznej, ale nie mogłam się nie zachwycić cudownymi dźwiękami, jakie przewijają się przez cały film i stanowią ważne tło dla emocji bohaterów. Szczególnie zachwyciły mnie brzmienia skrzypiec Wandy Wiłkomirskiej - ta znamienita muzyczka ma w "Jowicie" gościnny występ. Na jej twarzy maluje się pasja, co przekłada się na jej poruszającą grę.

"Jowita" to dowód na to, że polska kinematografia kryje w sobie naprawdę duży potencjał i może podbijać serca widzów nawet 40 lat po premierze. Nie jestem wielką miłośniczką filmów psychologicznych, ale ten zasługuje na uwagę każdego szanującego się widza. To symbol dobrego, polskiego kina, które powinno przyjść do nas jeszcze raz; przeżyć swój renesans.
1 10
Moja ocena:
7
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Marek Arens to niepoprawny babiarz, chłopak błyszczący w towarzystwie przyjaciół, a dla całej reszty... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones