Recenzja filmu

Kingsman: Tajne służby (2014)
Matthew Vaughn
Taron Egerton
Colin Firth

W tajnej służbie Jej Królewskiej Mości

"Jak przystało na młodzieżowe kino, 'Kingsman' błyszczy w sekwencjach akcji niczym klejnot w koronie królowej Anglii. Vaughn skutecznie wycisnął esencję z doświadczenia zebranego na planie
Co jak co, ale Matthew Vaughn w produkcjach o stylistyce komiksowej czuje się niczym ryba w krystalicznie czystej wodzie. Reżyser z brytyjskim rodowodem przełożył już na język filmowy komiksy "Kick-Ass" i "X-Men: Pierwsza klasa", w obu przypadkach serwując widzowi efektowne historyjki ze świetną choreografią walk i godną pochwały pracą kamery. Obiecujący twórca nie podziękował jednak papierowym zeszytom za inspirację, biorąc się za bary z tytułem "Kingsman" spod ręki Marka Millara. Inny film "Wanted – Ścigani" z roku 2009, wyreżyserowany przez Bekmambetova, również bazował na jednym z komiksów Szkota, oferując głupiutką fabułę okraszoną spektakularnymi sekwencjami i przewodnim motywem podkręcania... kul wystrzeliwanych ze spluw. Wspomniana produkcja wyraźnie zwiastowała, w jakim kierunku zmierzać może "Kingsman", co zresztą znalazło swe odzwierciedlenie w obrazie Vaughna. Jest efekciarsko, dynamicznie i ze wszech miar młodzieżowo, co jednak niekoniecznie działa na niekorzyść brytyjskich agentów.



Zawarta w tytule filmu fraza "Kingsman" oznacza nazwę sklepu z elegancką odzieżą, w którym znajduje się siedziba tajnych służb specjalnych. Agenci o niesamowitych umiejętnościach i perfekcyjnym wyszkoleniu mają za zadanie chronić świat przed wszelkim złem. Niestety, pewnego dnia jednemu z członków elitarnej grupy w trakcie ważnej misji powija się noga, w wyniku czego przyszłość całej ludzkości staje pod znakiem zapytania. Harry Hart (Colin Firth), doświadczony agent o nienagannych manierach, zmuszony jest wybrać następcę poległego kompana. Los sprawia, iż mężczyzna postanawia dać szansę Gary'emu "Eggsowi" Unwinowi (Taron Egerton), którego ojciec przed laty uratował Hartowi skórę. Krnąbrny chłopak nie ma w sobie ni krzty dobrego taktu czy też dżentelmeńskich manier, niemniej w obliczu zagrożenia ze strony nieobliczalnego Valentine'a (Samuel L. Jackson) każdy narybek jest w cenie. Od powodzenia jednostki "Kingsman" w starciu z diabolicznym multimilionerem zależą losy całej planety...



"Kingsman: Tajne służby" to film skrojony pod młodzież, w którym jednak i stare wygi odnajdą coś dla siebie. Swoisty miks starych "Bondów" z ironicznymi wstawkami i masą świetnie skręconych sekwencji akcji idealnie sprawdza się jako kino rozrywkowe adresowane do różnych grup wiekowych. Vaughn nie bierze swojej produkcji na poważnie, podchodząc do całości z należytym luzem.



Główny motyw traktujący o relacji mistrz-uczeń pomiędzy dystyngowanym Hartem i zawadiackim Garym jest równie oryginalny co i chińska zabawka z importu, tym niemniej sposób w jaki poprowadzono wspomniany wątek fabularny sprawia, iż kinoman z niekłamaną przyjemnością obserwuje rozwój więzi między dwójką bohaterów. Trening młodzika to także jedno wielkie cliché, jednak przyjemnie obserwuje się jak nieokrzesany nastolatek rośnie w siłę. Co więcej, sama fabuła, pomimo iż oparta na wyświechtanych schematach (vide: dążenie do władzy nad światem), dużo zyskuje dzięki wyraźnym mrugnięciom oka do widza. W pewnym momencie historii sam Valentine, kreowany zresztą na bondowski czarny charakter, wyraźnie punktuje wszelkie absurdy starych filmów z Rogerem Moorem i spółką, czym idealnie podkreśla charakter całej produkcji.



Jak przystało na młodzieżowe kino, "Kingsman" błyszczy w sekwencjach akcji niczym klejnot w koronie królowej Anglii. Vaughn skutecznie wycisnął esencję z doświadczenia zebranego na planie poprzednich produkcji, przelewając je w quasi-szpiegowską opowiastkę o staroświeckich agentach z nowoczesnymi zabawkami. Samo zwolnione tempo w dzisiejszych czasach nie robi już na nikim wrażenia, jednak swobodne lawirowanie kamery między kolejnymi ciosami doprawione szybkimi przejściami i zbliżeniami na efekty zabójczych razów mają prawo się podobać. Walka wręcz jednego z agentów z niejaką Gazelle (Sofia Boutella), uzbrojoną w protezy nóg o kształcie ostrzy, to ledwie wierzchołek góry lodowej, której szczyt stanowi masowa rozróba w kościele (w tym momencie twórcy pokazali środkowy palce jakiejkolwiek poprawności religijnej, co w Hollywood nie jest rzeczą częstą). Przy tak nakręconej sekwencji wspomniany wcześniej tytuł "Wanted – Ścigani" może się ze swoim podkręcaniem strzałów udać ze wstydu do kąta, niczym zganiony uczniak w podstawówce.



Plejada gwiazd wyszła filmowi "Kingsman" na dobre, nie tylko pod względem marketingu. Colin Firth idealnie pasuje do roli angielskiego dżentelmena, zaś kwestie przezeń wypowiadane, pełne wykwintnego języka nawet w obliczu zagrożenia, mimowolnie wrzucają uśmiech na twarz widza. Udany debiut zalicza również Taron Egerton, dla którego występ w dziele Vaughna stanowi pierwszy duży sprawdzian. Stary ekranowy wyjadacz, Samuel L. Jackson, także wyjątkowo dobrze wczuł się w rolę maniakalnego geniusza o wyraźnej słabości do filmów z agentem 007. Czarnoskóry aktor dodaje humorystycznego akcentu produkcji dzięki specyficznemu seplenieniu oraz trafnym uwagom; co więcej, postać Valentine'a nie jest do końca tak płaska i jednowymiarowa, na jaką z początku wygląda (zwróćcie uwagę na wytłumaczenie jego niecnych postępków). Miło też zobaczyć na wielkim ekranie Michaela Caine'a czy Marka Hamilla, choćby w małych epizodach. Ciekawostka dropsa: małe cameo zalicza też... niejaki Barack (!).



Nie lada gratka czeka miłośników angielszczyzny, którzy podczas seansu "Kingsman" uraczeni zostaną zarówno iście tradycyjnym akcentem postaci odgrywanych przez Firtha i Caine'a, jak i nieco mniej wykwintną wymową zaserwowaną przez wychowanego (głównie) przez ulicę Gary'ego. Dodajmy do tego kolektywu nadmieniony w poprzednim paragrafie twardy i niewyraźny amerykański w wykonaniu Samuela L. Jacksona, by otrzymać prawdziwą ucztę dla uszu. Warto zaznaczyć, iż w samym filmie znalazło się również miejsce na lekki prztyczek w nos Anglików, których akcent jest stosunkowo ciężkostrawny dla mieszkańców kraju Wujka Sama.



"Kingsman" to film nie pozbawiony mniejszych bądź większych wad, jednak świetnie utrzymany balans pomiędzy kinem dla nastoletnich i nieco dojrzalszych kinomanów sprawia, iż można przymknąć oko na wszelkie niedostatki kolejnego hitu nakręconego przez Vaughna. Fura sprawnie zrealizowanych sekwencji akcji do spółki z wszechobecnym humorem i klimacikiem a la stare filmy szpiegowskie składają się na niezwykle udany letni blockbuster, jeno wypuszczony na sam koniec zimy. Lekki charakter "Kingsman" zdecydowanie zadziałał na korzyść filmu, oferując kawał porządnej rozrywki dla każdego.

Ogółem: 8/10

W telegraficznym skrócie: totalne zaskoczenie, "Kingsman" okazał się być świetnie przemyślanym filmem łączącym parę gatunków w jedną całość; dynamiczne sekwencje akcji ze zmiennym tempem prowadzenia kamery rządzą; dobry występ znanych aktorów z dużą dawką humoru sprawiają, iż Matthew Vaughn może dodać kolejny tytuł do listy swych kinowych przebojów.
1 10
Moja ocena:
8
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Pewien przedsmak kina szpiegowskiego według wizji Matthew Vaughna mogliśmy już poczuć w jego ostatnim... czytaj więcej
Tytuł produkcji oznacza nic innego, jak nazwę najbardziej tajnej z tajnych agencji wywiadowczych,... czytaj więcej
Czy lubicie stare, szpiegowskie filmy, które nie uwzględniają zasad fizyki w scenach akcji, a absurdalne... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones