Recenzja filmu

Koszmar z ulicy Wiązów (2010)
Samuel Bayer
Jackie Earle Haley
Kyle Gallner

Niepotrzebny remake kultowego horroru

Powstanie remaku (czy też rebootu) kultowego dzieła Wesa Cravena z 1984 roku było do przewidzenia, gdyż Hollywood od dłuższego czasu cierpi na brak nowych pomysłów filmowych. Skoro nakręcono na
Powstanie remaku (czy też rebootu) kultowego dzieła Wesa Cravena z 1984 roku było do przewidzenia, gdyż Hollywood od dłuższego czasu cierpi na brak nowych pomysłów filmowych. Skoro nakręcono na nowo "Piątek trzynastego" Seana S. Cunninghama oraz "Halloween" Johna Carpentera - slashery wiodące sequelowy prym w latach 80., pewne było powstanie nowej wersji filmu o mordercy ze snów. Freddy Kruger jest kultową postacią na stałe zapisaną w popkulturze, więc każdy film mu poświęcony gwarantuje duże zainteresowanie ze strony fanów horrorów, a co za tym idzie - sukces kasowy.

Film zaczyna się od krwawego zgonu w restauracji w Springwood, wyglądającego z pozoru na samobójstwo. Kriss (Katie Cassidy) i Nancy (Rooney Mara), będące świadkami zdarzenia zaczynają uświadamiać sobie, że wiąże ich wspólna przeszłość, a w ich snach pojawia się poparzony mężczyzna z nożami umocowanymi do palców prawej ręki.

Debiut kinowy Samuela Bayera, twórcy teledysków takich wykonawców, jak Green Day, Sheryl Crow, Nirvana, Marilyn Manson czy Garbage, skazany był od początku na sukces kasowy, ale również groziła mu ostra krytyka ze strony zarówno fanów pierwowzoru, jak i recenzentów filmowych. Odtworzenie klimatu dzieła Wesa Cravena w dzisiejszych czasach wydaje się niemożliwe, a postać Freddy'ego Krugera została już wyeksponowana w sequelach, przez co utraciła swoją dawną tajemniczą otoczkę. Należało zaskoczyć widzów czymś nowym, więc do odegrania roli psychopaty z koszmarów sennych zaangażowano tym razem Jackiego Earle Haleya zamiast Roberta Englunda. Pomysł wydawał się dobry, gdyż Haley jest znakomitym aktorem, o czym świadczy chociażby jego rola w "Małych dzieciach" Todda Fielda czy pamiętny Rorschach w "Watchmen. Strażnikach" Zacka Snydera. Niestety makijaż specjalny, mający udawać poparzoną skórę, nie wygląda równie przekonująco, co u jego poprzednika. Przede wszystkim nie widać tak dobrze mimiki jak u Englunda i wydaje się sztywną maską.

Do odtworzenia reszty ról zaangażowano młodych i zdolnych aktorów, niestety nie dane im było zademonstrować w filmie ich talentu, podobnie jak Haley`owi. Rooney Mara wypadła zwyczajnie bezpłciowo. Nancy w jej wykonaniu nie jest postacią na tyle ciekawą aby widzowie jej kibicowali, tak jak to było w oryginale. Główna bohaterka z pierwszego filmu o Freddym zagrana przez Heather Langenkamp była niezwykle sprytna, uparta i zdesperowana w swoich działaniach, by przekonać innych o zagrożeniu czającym się w snach. Nowa wersja Nancy nie posiada już tak silnie zarysowanych cech, a jedynie wyczerpanie brakiem snu wypisanym na twarzy. Natomiast Katie Cassidy jest aktorką zbyt dojrzale wyglądającą, by wcielić się w rolę nastolatki i dziewczynę Thomasa Dekkera odtwarzającego rolę Jesse`go.

Jednym z największych minusów tego filmu jest jego dosłowność. W oryginale przeszłość oraz motywy Freddy`ego Krugera zostały jedynie lekko nakreślone, pozostawiając widzom ich wyobraźnię. W nowej wersji przedstawiono przeszłość i motywy czarnego charakteru, odzierając go z tajemniczości, jaka utożsamiała Krugera w wersji Wesa Cravena. Freddy podzielił w ten sposób los innego filmowego złoczyńcy - Hannibala Lectera, który również z każdym kolejnym filmem stawał się mniej ciekawy, tajemniczy i niebezpieczny.

Sceny akcji i morderstw w snach, pomimo użycia efektów SGI nie wyglądają tak imponująco, jak w filmach serii w latach 80-tych. Aż trudno uwierzyć, że Freddy, mając do dyspozycji cztery ostrza przytwierdzone do słynnej rękawicy, używa noża kuchennego, by zabić jednego z bohaterów. Pojedynek finałowy również pozostawia wiele do życzenia, gdyż po widowiskowych zgonach Krugera, jakie oglądaliśmy we wcześniejszych filmach, można było spodziewać się czegoś więcej. Tym bardziej, że technika filmowa poszła do przodu i wiele pomysłów można łatwiej pokazać na ekranie niż ponad dwadzieścia lat temu. Finał "Freddy nie żyje: Koniec koszmaru (1991)Koszmaru z ulicy Wiązów" jest dowodem na brak pomysłowości twórców filmu.

Kompozytor Steve Jablonsky stworzył ciekawy motyw przewodni do filmu, który słyszymy w napisach początkowych. Nie ma on jednak predyspozycji do zdobycia tego samego statusu, co temat muzyczny stworzony przez Charlesa Bernsteina w 1984 roku. Jablonsky nie jest kompozytorem na tyle oryginalnym czy ambitnym, by stworzyć coś równie kultowego.

"Koszmar z ulicy Wiązów" Samuela Bayera zyskuje w oczach widzów nie znających wcześniejszych filmów z Freddym Krugerem. Jedynie im postać ta, wraz z jej słynnym narzędziem zbrodni może wydać się czymś nowatorskim. Film jest jednak dowodem na to, że remaki horrorów są w większości przypadków kompletnie niepotrzebne, co nie znaczy, że nie można na nich zarobić, gdyż wyniki box office`u mówią same za siebie. Wielu widzów poszło do kina na ten film będąc fanami starej serii i kierowała nimi czysta ciekawość czy nawet nadzieja na godne odrodzenie kultowej postaci Krugera. Tak się jednak nie stało, gdyż film jest nijaki, a w zestawieniu ze swoim pierwowzorem - słaby. Pojawiają się w nim nieco ciekawsze motywy, na przykład stopniowe zmienianie się sklepu w kotłownię czy topienie się Nancy w gęstej czerwonej cieczy. Jednak są to pojedyncze ujęcia popisowe ze strony technicznej, które filmu przed negatywnymi opiniami nie uratują, podobnie jak liczne cytaty z pierwszej i czwartej części serii.
1 10
Moja ocena:
4
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
To było nieuniknione. Po tym jak niedawno odświeżono takie kultowe horrory, jak "Halloween" czy "Piątek... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones