Recenzja filmu

Krwawy Romeo (1993)
Peter Medak
Gary Oldman
Lena Olin

Englishman in New York?

Peter Medak, reżyser, którego znamy z tak ekscentrycznych pozycji, jak chociażby zaskakujące dzieło znane w naszym kraju jako „Wyższe sfery” ze wspaniałym Peterem O'Toole'em czy „Tylko dla panów”
Peter Medak, reżyser, którego znamy z tak ekscentrycznych pozycji, jak chociażby zaskakujące dzieło znane w naszym kraju jako „Wyższe sfery” ze wspaniałym Peterem O'Toole'em czy „Tylko dla panów” (tu z kolei gra pan Keitel), tym razem zaskakuje nas wyciągając z rękawa… film noir!    Na początku lat dziewięćdziesiątych nasz węgierski reżyser wykazał już tendencję do snucia słodko-gorzkich opowieści, czego najlepszymi dowodami są „Bracia Kray” (1990) i „Dawaj!” (1991). Oba filmy są historiami opartymi na faktach, których akcja rozgrywa się w mrocznych dzielnicach i klubach nocnych oraz wreszcie, których bezkompromisowość i temperament pozwalają nam nie żałować czasu spędzonego przed TV-pudełkiem. „Krwawy Romeo” z pewnością nie jest filmem, przez który pan Medak mógłby nabawić się plam na uczciwie wypracowanym honorze.   Mix węgierskiej krwi reżysera i królewskiego talentu rodem z Wysp (Gary Oldman) owocuje ciekawym filmem, który balansuje na krawędzi śmiertelnej powagi i satyry. „Krwawy Romeo” ma dobrą obsadę, humor i wyróżniający błysk, który jednak blednie nim obraz dobiega końca.    Jednym z powodów, dla który „Krwawego Romeo” „się ogląda”, są kobiety. I to bo obu stronach kadru. Hilary Henkin, scenarzystka, a przede wszystkim oszałamiająca Mona Demarkov (w tej roli Lena Olin), która wraz ze swoim pasem do pończoch pozwala filmowi zająć zaszczytne miejsce na półce z napisem „Niezapomniane Role Kobiece”.  W roli płatnej zabójczyni Lena Olinbłyszczy Lena Olin, ukazując swoje nowe, bardziej ogniste oblicze, któremu (Bóg wie dlaczego!) próbowano we wcześniejszych filmach nadać bardziej delikatne rysy. Wyciągając z kapelusza nową Olin, Medak sprawia, że film jest jednak czymś więcej niż tylko sumą swych części, nabierając swoistego smaczku, gdy ów pani pojawia się na ekranie.   Niesamowity Gary Oldman, mimo swej wrodzonej brytyjskości, jest niemalże tak amerykański jak sam Tony Bennett, sypiąc nowojorskim dialektem jak z rękawa. Mistrz swego fachu! Ale nie o tym tu mowa. Pan Oldman wciela się w naszym filmie w postać miejskiego gliny, Jacka Grimaldiego, który nie jest w pełni usatysfakcjonowany, żyjąc ze swoją żoną Natalie (Annabella Sciorra) w domu, którego okna wychodzą na nic innego jak… cmentarz (smacznie, panie Medak, smacznie!).   Nie owijając w bawełnę, przyznam od razu, że romantyczny Jack prowadzi podwójne życie, za plecami żonki spotykając się ze słodką Sheri (Juliette Lewis), której charakter, podobnie jak w przypadku panny Demarkov, odzwierciedla bielizna jaką ta nosi…   Nie można również zapomnieć o tym, że film kusi wspaniałymi zdjęciami Dariusza Wolskiego, które pozwalają przeboleć to, że film momentami może być troszkę nazbyt afektowany i doskonała muzyką Marka Ishama, która uwodzi nas jazzowym klimatem. Podsumowując, „Krwawy Romeo” to obraz ciekawy, z mocno zarysowanymi postaciami, wciągający, chwilami może irytujący, ale w świecie monochromatycznej papki – nade wszystko: specyficzny!
1 10 6
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Sierżant Jack Grimaldi nie bez powodu ochrzczony został przez kolegów z nowojorskiej policji wdzięczną... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones