Ta ostatnia sobota

Sfotografowany efektownie w czerni i bieli, wypełniony odwołaniami do klasyki X Muzy (w tym do "Casablanki" i "Osławionej") film Lou miał potencjał, by harmonijnie łączyć ze sobą atrakcje kina
Szanghaj, 1941 rok. Do okupowanego przez Japończyków miasta powraca po latach słynna aktorka Jean Yu (Gong Li). Oficjalnie po to, by wystąpić w przedstawieniu "Sobotnia fikcja" reżyserowanym przez jej dawnego ukochanego, Tan Na (Mark Chao). Szybko okazuje się jednak, że w grafiku gwiazdy znajdują się także inne zajęcia. Najważniejszym z nich jest zdobycie dla aliantów tajnych informacji mogących wpłynąć na dalsze losy II wojny światowej. Jean wynajmuje pokój w hotelu, który okazuje się przybudówką obcego wywiadu. W miarę rozwoju akcji oczywistym staje się, że jeśli bohaterka zamierza wymeldować się z niego w jednym kawałku, przydadzą jej się nabity pistolet i celne oko.

Powyższy zarys fabuły nie oddaje w pełni charakteru "Lan Xin Da Ju Yuan". Pracując na matrycy szpiegowskiego dreszczowca, chiński reżyser Ye Lou mierzy się bowiem z zagadnieniami wykraczającymi poza formułę kina akcji. Nieprzypadkowo jednym z kluczowych rekwizytów w filmie jest pierwsze wydanie "Cierpień młodego Wertera", opatrzone w dodatku wpisem Nietzschego o pragnieniu, by nie pragnąć miłości. Twórca "Suzhou" opowiada o porywach serca, sprowadzających na bohaterów niebezpieczeństwo, a także o tym, jak sztuka i życie splatają się w żelaznym uścisku. Są tu momenty, gdy granica między rzeczywistością a sceniczną fikcją rozmywa się, zaś pojedynek wywiadów zamienia się w teatr. Prowadzący inwigilację alianci odgrywają przed otoczeniem role hotelowego konsjerża i właściciela antykwariatu, wrogowie udają sojuszników, z kolei Jean dla powodzenia misji musi wcielić się w czyjąś zmarłą żonę.

Sfotografowany efektownie w czerni i bieli, wypełniony odwołaniami do klasyki X Muzy (w tym do "Casablanki" i "Osławionej") film Lou miał potencjał, by harmonijnie łączyć ze sobą atrakcje kina mainstreamowego z ambicjami festiwalowego arthouse'u. Za to, że "Lan Xin Da Ju Yuan" ostatecznie nie spełnia jednak pokładanych w nim oczekiwań, winę ponosi nieprzejrzysty, przeładowany szczegółami scenariusz. Konia z rzędem temu, kto będzie w stanie połapać się w zagmatwanych motywacjach bohaterów oraz kulisach szpiegowskiej rozgrywki o najwyższą stawkę. Rozczarowuje również będący teoretycznie sercem filmu wątek miłosny. Między grającą oszczędnie Gong a mało charyzmatycznym Chao trudno dostrzec przepływające iskierki emocji: oddania, namiętności, tęsknoty. W efekcie film ogląda się przez większość czasu na zimno, z nutą lekkiego zniecierpliwienia.

"Lan Xin Da Ju Yuan" nabiera narracyjnej witalności w finałowym akcie, gdy wszystkie karty lądują wreszcie na stole i zaczyna się bezpardonowa walka o życie. Trwająca kilkanaście minut brutalna strzelanina to bez wątpienia najbardziej efektowna sekwencja, jaką znany do tej pory ze zmysłowych dramatów Lou kiedykolwiek nakręcił. Reżyser składa w niej hołd kinu noir oraz mistrzowi baletu przemocy Samowi Peckinpahowi, zaś swojej bohaterce pozwala przeobrazić się w ostrą babkę wyjętą ze snów Luca Bessona i Quentina Tarantino. Jean Yu okazuje się kobietą pełną paradoksów: femme fatale, oddaną sprawie patriotką, mistrzynią w kreowaniu iluzji, melancholijną kochanką oraz bezwzględną zabójczynią z pistoletem maszynowym w garści. Nieważne, co robi, zawsze jest artystką – mówi o niej jeden ze współpracowników. Gdzie diabeł nie może, tam Jean Yu pośle.
1 10
Moja ocena:
6
Zastępca redaktora naczelnego Filmwebu. Stały współpracownik radiowej Czwórki. O kinie opowiada regularnie także w TVN, TVN24, Polsacie i Polsacie News. Autor oraz współgospodarz cyklu "Movie się",... przejdź do profilu
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones