Recenzja filmu

Love Story (1970)
Arthur Hiller
Ali MacGraw
Ryan O'Neal

Krótki film o miłości

Siła filmu tkwi jednak w jego prostocie. Przejrzysta, choć angażująca fabuła, świetna muzyka, ciekawi bohaterowie i bliski każdemu człowiekowi miłosny temat sprawiają, że mało który widz
Na pierwszy rzut oka "Love Story" jest schematycznym melodramatem o nieszczęśliwej miłości, lecz wbrew pozorom to jeden z najbardziej wpływowych filmów w historii kina. Wszak każde kolejne pokolenie ma swoje "Love Story", które pełnymi garściami czerpie z dobrobytu filmu Arthura Hillera. Do najpopularniejszych naśladowców należą m.in. "Pamiętnik", "Szkoła uczuć", "Miłość w Nowym Jorku" czy "Gwiazd naszych wina". Niestety pomimo wielu prób powtórzenia sukcesu pierwowzoru, żaden z naśladowców nie zrobił dla gatunku tyle, co film z 1970 roku.



Przez wielu dzieło Hillera nazywane jest najsłynniejszą historią miłosną od czasów "Przeminęło z wiatrem" a nawet "Romea i Julii". Olivier (nominowany do nagrody Akademii Ryan O'Neal) to bogaty student prestiżowej uczelni, który wychował się w konserwatywnym domu pełnym luksusów. Jenny (nominowana do nagrody Akademii Ali MacGraw) to skromna studentka muzyki, która jest córką ubogiego piekarza (także nominowany John Marley). Tych dwoje, pochodzących z zupełnie odmiennych światów, pomimo początkowej niechęci, zaczyna łączyć wielkie uczucie pełne namiętności i ciepła. Niestety ich związek wystawiony zostanie na ciężką próbę pełną niechęci i uprzedzeń rodziny Oliviera do małomiasteczkowej dziewczyny.

Z perspektywy czasu "Love Story" jest filmem do bólu przewidywalnym. Dwójka młodych ludzi, pozornie do siebie nie pasujących, pochodzących z innych warstw społecznych zaczyna się w sobie zakochiwać. Następnie jest wielka miłość a na końcu tragedia... tak w dużym skrócie można podsumować większość filmów z gatunku. Kiedy jednak w 1970 roku obraz pojawił się na ekranach, był powiewem świeżości. Odnoszący się do ówczesnej kontrkultury film z marszu rozbił box office i zapewnił sobie wiele nominacji do prestiżowych nagród, rzeszę wiernych fanów, status dzieła kultowego i wiele mniej lub bardziej udanych kopii.

Z "Love Story" łatwo jest drwić. Film nie ma dystansu do opowiadanej historii, wszak śmiertelna powaga wylewa się tu z każdego kadru, a szantaż emocjonalny znajdziemy na każdym kroku. Siła filmu tkwi jednak w jego prostocie. Przejrzysta, choć angażująca fabuła, świetna muzyka, ciekawi bohaterowie i bliski każdemu człowiekowi miłosny temat sprawiają, że mało który widz przejdzie obojętnie obok dzieła Hillera.



Prócz wątku melodramatycznego niezwykle istotnym elementem jest tutaj czas akcji. Okres kontrkultury to niezwykle newralgiczny moment w historii amerykańskiego społeczeństwa. Widać to szczególnie w relacjach Olivera z ojcem. Po raz kolejny bohaterowie ery dzieci kwiatów wychodzą naprzeciw pokoleniu swoich rodziców, wybierając swoją własną drogę.

Choć od premiery minęło już kilka dekad, historia Oliviera i Jenny wciąż potrafi chwycić za serce. Na uwagę zasługuje również oscarowa ścieżka muzyczna Francisa Laia która, stała się jednym z najbardziej rozpoznawalnych motywów filmowych.
1 10 6
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones