Recenzja filmu

Mandarynka (2015)
Sean Baker
Kitana Kiki Rodriguez
Mya Taylor

Zakazany owoc?

"Mandarynka" wpisuje się luźno w ramy historii, którą można by oprzeć na cytacie z dramatu Williama Congreve'a: "Niebo nie zna wściekłości takiej, jak miłość w nienawiść zmieniona, ni piekło nie
Święta Bożego Narodzenia bez śniegu tracą część swojego uroku. Na szczęście można jeszcze ubrać choinkę, ozdobić kolorowymi lampkami dom, pośpiewać kolędy, przebrać dziadka za Świętego Mikołaja i pięknie zapakować prezenty. Akcja "Mandarynki" rozgrywa się w Wigilię w słonecznym Los Angeles, gdzie raczej na opady białego puchu nie ma co liczyć, a magii Świąt nie ratuje zupełnie nic. Jest po prostu źle: oto czarnoskóra Sin-Dee (Kitana Kiki Rodriguez), transseksualna prostytutka, wychodzi z więzienia po miesiącu odsiadki. Swojej najlepszej przyjaciółce Alexandrze (May Taylor), z którą zresztą dzieli swój niechlubny fach, stawia z okazji Świąt pączka w ich ulubionej miejscówce. Zamiast „dziękuję” i najnowszych plotek słyszy smutną wiadomość: oto jej chłopak i alfons w jednej osobie znalazł sobie nową dziewczynę. Sin-Dee postanawia ją odnaleźć i dać nauczkę swojemu niewiernemu facetowi.

"Mandarynka" to niezależny film, który miał swoją premierę na festiwalu w Sundance, a następnie trafił do wąskiej dystrybucji. Reżyser i współtwórca scenariusza, nowojorski filmowiec Sean Baker, w głównych rolach obsadził dwie debiutujące transseksualna aktorki, które poznał w centrum LGBT w Los Angeles. Film zdobył kilka nagród i nominacji, w tym za role główne. 



Jak to często bywa w przypadku kina niezależnego, pewne konwencje gatunkowe zostały wynaturzone. Film Bakera to pewna wariacja na kino drogi. Oto Sin-Dee przemierza na piechotę w szpilkach Miasto Aniołów, próbując zdobyć informacje o kochance swojego chłopaka. Najbardziej jest wstrząśnięta faktem, że Chester sypiał z "rybą", czyli kobietą cisseksualną, a więc nie-transseksualistką. Kolejne fragmenty informacji pozwalają jej wreszcie znaleźć "winną" i doprowadzić do konfrontacji całej trójki. Pomaga jej w tym oczywiście Alexandra. To właśnie motyw ich przyjaźni nasuwa na myśl buddy film: obie bohaterki mocno ze sobą kontrastują. Sin-Dee jest wulkanem energii, cechuje ją skłonność do agresji i brak cierpliwości, jest gotowa iść po trupach do celu. Alexandra sprawia wrażenie bardziej opanowanej, pragmatycznej i chętnej do pomocy. Ich "starcia" mają często lekko komediowy posmak. Ostatecznie jednak ich przyjaźń zostaje wystawiona na próbę. 

Wątkiem pobocznym jest historia taksówkarza Razmika, imigranta z Armenii. Na pierwszy rzut oka to ciężko pracujący ojciec, dobry mąż i przykładny zięć. Mężczyzna jednak często korzysta z usług transseksualnych prostytutek, co ostatecznie wychodzi na jaw, stawiając pod znakiem zapytania dotychczasowy status quo jego rodziny. Pikanterii całej sytuacji dodaje fakt, że do konfrontacji dochodzi krótko po wigilijnej kolacji. 

Niezależna "Mandarynka" przedstawia świat, jakiego nie uświadczymy w mainstreamowym Hollywood, chociaż – o ironio! – historia właśnie tam się rozgrywa, a nawet Alexandrze marzy się, żeby zaistnieć w show biznesie jako piosenkarka. Baker pokazuje brudny od maźnięć tanimi szminkami, lepki od spermy i cuchnący od nieświeżych oddechów świat, w którym rozgrywają się dramaty zdecydowanie prawdziwsze od silikonowych biustów transseksualistów. Zdradzani zdradzają, prostytutki wierzą w prawdziwą miłość i chcą się zaręczać, nadal przyjmując stałych klientów, a żony przymykają oko na dziwne zachcianki swoich mężów dla ich wspólnego dobra. Kicz, tandeta, zakłamanie, udawanie – dla bohaterów tego filmu to chleb powszechni. Każdy z nich chce jednak zasmakować szczęścia.



Historia Sin-Dee to ciekawa produkcja o niebanalnym scenariuszu pełnym słownych fajerwerków, ale z dużą dozą realizmu. Film Bakera to prawdziwie słodko-gorzki komediodramat nakręcony dla cięcia kosztów iPhone’em, co akurat świetnie się sprawdza w przypadku tej produkcji. Kamera „śledzi” Sin-Dee niczym niesiona przez jej niewidzialną, ale wierną towarzyszkę tylko czekającą aż bohaterka zrobi coś głupiego albo dziwnego. Coś, co można by wrzucić na YouTube'a. Coś, co zgarnie nieco komentarzy i "lajków". Na "łapkę w górę" zasłużyli jednak przede wszystkim twórcy filmu, którzy zdecydowali się opowiedzieć niełatwą historię bez żadnych upiększeń i uproszczeń: "Mandarynka" zostaje podana przybrudzona, nieobrana i cierpka. Warto ją jednak spróbować i samemu zdecydować, czy smakowała. Mnie tak, choć przyznaję: jadłam lepsze.
1 10
Moja ocena:
7
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Czy kiedykolwiek oglądałeś/oglądałaś film o przygodach transseksualnych prostytutek szukających zemsty w... czytaj więcej
Nie rozumiem tego... Nie, nie to, że nie rozumiem filmu, bo tu nie ma nic do rozumienia - jest on równie... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones