Recenzja wyd. DVD filmu

Miasto bez granic (2002)
Antonio Hernández
Leonardo Sbaraglia
Carolina Elmalen

W poszukiwaniu straconego czasu

Życie to niekończące się pasmo decyzji. Najczęście są one podejmowane dla korzyści lub uniknięcia przykrości tu i teraz, bez wybiegania w przyszłość. Dlatego też bardzo często godzimy się na
Życie to niekończące się pasmo decyzji. Najczęście są one podejmowane dla korzyści lub uniknięcia przykrości tu i teraz, bez wybiegania w przyszłość. Dlatego też bardzo często godzimy się na kompromisy, drobne (i nie tylko) kłamstewka, oddawanie losu w cudze ręce. W przyrodzie jednak nic nie ginie. Po latach dawne decyzje mogą powracać niczym upiory nawiedzające duszę, rozdzierające iluzje, niszczące kłamstwa w jakich żyjemy. Właśnie dekonstrukcji owych życiowych iluzji, kłamstw i rodzinnych sekretów poświęcony jest film "En la ciudad sin límites" w reżyserii Antonio Hernándeza. Oto Max, głowa rodziny. Przebywa w paryskim szpitalu, gdzie ma się poddać operacji wycięcia guza mózgu. Operacja nie uleczy go, jedynie przedłuży jego agonię. Do Paryża przyjeżdża cała rodzina: Marie, jego żona, synowie: Alberto, Luis i Victor, Carmen, żona Alberta, Pilar, była żona Luisa wraz z dziećmi, Beatriz, była niania dzieci Luisa, a teraz jego kochanka i Eileen dziewczyna Victora. Praktycznie cały czas ktoś czuwa przy Maxie. Jedna z pielęgniarek powie nawet, że nikt inny na oddziale nie ma tylu gości. Jedna, wielka, szczęśliwa rodzina? Nie. Alberto i Luis walczą o schedę po ojcu. A jest o co walczyć, bowiem Max jest człowiekiem bogatym. Bracia są wobec siebie podejrzliwi, na każdym kroku wietrząc podstęp i zdradę. Luis zaangażował się w związek, który nawet w jego oczach nie ma przyszłości. Podczas gdy Carmen odnawia romans z Victorem, który uciekł od rodziny za Ocean. Kłótnie wybuchają co chwilę. Romanse wychodzą na jaw lub są przemilczane, choć nie niezauważone. Każdy z nich stara się zadbać o swoje. Inaczej jest z Maxem. Jego żona i dzieci mają przyszłość. Wolą ignorować przeszłość, wolą nie patrzeć na cenę, jaką kiedyś zapłacą za walkę o doraźne korzyści. Max stoi na progu śmierci i spogląda wstecz. To, co tam widzi, wywołuje w nim trwogę. Czterdzieści lat temu podjął decyzję, która zaważyła na cały jego późniejszym życiu. Dzięki niej ożenił się z Marie, z zagorzałego zwolennika komunizmu stał się bogatym kapitalistą, dorobił się trójki dzieci... i przez całe życie był nieszczęśliwy, kryjąc się za zasłoną kłamstw. Czterdzieści lat temu pozwolił, by ktoś inny wziął jego los w swoje ręce, pozwolił ukształtować się zgodnie z wyobrażeniami innych. Czterdzieści lat temu zaprzedał siebie, odwrócił się plecami do szczęścia. I teraz, kiedy zbliża się śmierć, tylko ta chwila, ta jedna, jedyna chwila pozostała mu, by go nawiedzać we śnie i na jawie. W oczach otoczenia jawi się niczym wariat, który stracił kontakt z rzeczywistością. Jest podejrzliwy, oskarża wszystkich o spiskowanie przeciwko niemu. Nawet w rodzinie widzi samych wrogów. I po części rzeczywiście guz mózgu wpłynął na jego świadomość. Jednak w jego szaleństwie kryje się metoda. Zamykając się w tej jednej chwili, która zdecydowała o całym jego życiu, próbuje zmusić czas do zawrócenia, do daniu mu jeszcze jednej szansy. Teraz, kiedy poczuł na sobie skutki owej decyzji, chciałby ją zmienić. Po czterdziestu latach, leżąc na łożu śmierci, w końcu jest gotowy być sobą. Za późno. Czasu nie da się cofnąć. Max pozostaje w zawieszeniu, między chwilą, która minęła, a życiem, które właśnie się kończy. Dramatycznie samotny. Samotny, lecz nie do końca sam. Są dwie osoby, które dokładnie wiedzą, co się dzieje w jego głowie. Pierwszą jest Victor, syn outsider. Od początku przejrzał grę prowadzoną przez ojca, choć przez długi czas nie rozumie jej powodów. Dlaczego z całej rzeszy odwiedzających Maxa osób, tylko on zauważa, że za dziwacznym zachowaniem kryje się coś głębszego, bardziej dramatycznego niż lęk przed śmiercią? Z dwóch powodów. Po pierwsze jest rodzinnym outsiderem. Nie przebywał cały czas z rodziną. Tak naprawdę to rzadko z nimi nawet rozmawiał, a jeszcze rzadziej odwiedzał. Kiedy przyjeżdża do Paryża, od razu stawia się w roli widza, zachowując dystans. Widać to wyraźniej podczas sceny wspólnego obiadu. Jest wśród nich, a jednak pozostaje z boku. To pozwala mu dostrzec to, czego inni, tkwiący we wzajemnych układach, nie zauważają. Nie widząc ojca od dłuższego czasu, nie był świadkiem jego stopniowej przemiany. Nie mógł się zatem przyzwyczaić do jego zachowań. Stąd łatwiej jest mu wyczuć różnicę, na którą inni po prostu stali się ślepi. Po drugie, Victor znajduje się niejako w podobnej sytuacji jak Max czterdzieści lat wcześniej. Jest na życiowym rozdrożu. Coś powstrzymuje go przed byciem sobą. Pozostaje rozdarty pomiędzy dwiema kobietami, niezdolny do podjęcia konkretnej decyzji. Te rozterki są odbiciem tego, czego doświadczał Max. I jak ojciec, tak i syn lęka się ceny, jaką musiałby zapłacić za bycie wolnym, łudząc się, że cena kompromisu będzie niższa. Jednak odkrycie prawdy o życiu ojca, uzmysłowi mu powagę konsekwencji kompromisu. Drugą osobą, która od początku przejrzała grę Maxa jest jego żona, Marie. Ona zdaje się znać Maxa lepiej niż on sam. I nie ma w tym nic dziwnego. To właśnie ona go ukształtowała, a może wręcz stworzyła. To jej decyzja usunęła przeszkodę na drodze do małżeństwa. To właśnie jej działania, na które Max milcząco przyzwolił, sprawiły, że mógł uciec przed samym sobą. Zaoferowała mu kompromis, zaproponowała normalność, poświęcając mu w zamian całej swoje życie. I Max to przyjął, płacąc za to własną tożsamością. Dla Marie czas umierania Maxa to bardzo ciężki okres. Przez lata mogła się łudzić, że zwyciężyła, że osiągnęła swój cel. Całe życie spędziła budując Maxa, podtrzymując kłamstwa. I teraz, w obliczu jego wyrzutów sumienia, które cofnęły go do lat sprzed małżeństwa, próbuje dalej podtrzymywać tę wątłą budowlę. Ponieważ na niej opiera się cały sens jej własnego życia. Zrobi zatem wszystko, aby Victor nie dowiedział się prawdy, bowiem wie, że prawda może oznaczać utratę dzieci. A przecież dzieci są dla niej jedynym rzeczywistym, namacalnym dowodem zbudowanego przez nią życia. "En la ciudad sin límites" to film próbujący pokazać jak wielką cenę płacimy rezygnując z bycia sobą. Kiedy obejrzałem go po raz pierwszy w 2002 roku, od razu się w nim zakochałem. I zachwyt ten nie minął mi do dziś, choć film widziałem już kilka razy i zobaczę z pewnością jeszcze wielokrotnie. Jak dla mnie "En la ciudad sin límites" to najlepszy film hiszpański tamtego roku. Tak, tak! Spodobał mi się bardziej niż "Porozmawiaj z nią" Almodovara! Jaka szkoda, że film musiał zadowolić się jedynie nominacją do nagrody Goya w kategorii najlepszego filmu (tym większa, że "Porozmawiaj z nią" też tej nagrody nie zdobyło). Na pocieszenie film otrzymał statuetkę za najlepszy scenariusz oryginalny i jest to nagroda jak najbardziej zasłużona. Antonio Hernández i Enrique Brasó utkali niezwykłą, delikatną siatkę opowieści, w której nic nie jest proste ani banalne, choć wiele scen mogło się takimi stać. W ich historii życie przestaje być szarą egzystencją, a staje się ekscytującym thrillerem dorównującym napięciem opowieściom o wykradaniu najskrytszych tajemnic CIA. Kiedy śledzimy poczynania Victora próbującego odkryć tajemnicę ojca, trudno pozostać obojętnym - być może właśnie dlatego, że przez długi czas nie wiadomo, co jest prawdą, a co wymysłem szaleńca. Jednocześnie historia życia, którą poznajemy poprzez opowieści i wspomnienia różnych osób, maskowana fałszem i chorobą Maxa, jest pokazana tak delikatnie, bez moralizatorstwa, nachalnego melodramatyzmu, że wręcz musi chwytać za serce. Do tego dochodzi niezwykła muzyka Víctora Reyesa, także nominowana do nagrody Goya, która potrafi ubarwić, wzmocnić emocjonalną reakcję wywoływaną przez sam obraz. Film jednak nie miałby pewnie aż takiej siły oddziaływania, gdyby nie obsada. Geraldine Chaplin zagrała swoją rolę życia i bardzo słusznie została nagrodzona Goyą. Marie łatwo mogła zostać zaszufladkowana jako wredna baba, femme fatale, która manipuluje innymi dla osiągnięcia własnych celów. Jednak dzięki Chaplin takie proste kategoryzowanie tej postaci jest po prostu niemożliwe. W scenie, kiedy dochodzi do konfrontacji między Marie a Victorem, kiedy jasne się staje, że tylko jej decyzji Victor zawdzięcza to, że w ogóle istnieje, Chaplin udało się ukazać całe napięcie, cały ból tej postaci. Marie mówi, że znając konsekwencje - gdyby cofnął się czas - raz jeszcze zrobiłaby to samo. I trudno jej nie wierzyć. A jednak widać, że takie życie kosztuje ją wiele cierpienia. Jej brzemię jest ciężkie, niemal niemożliwe do udźwignięcia. Ta cudowna, genialna scena zachwyca przede wszystkim za sprawą Chaplin. To popis aktorskiego kunsztu najwyższej próby. Już choćby dla możliwości obejrzenia jej gry w tej jednej scenie, warto obejrzeć cały film. A przecież nie tylko ona popisała się grą aktorską w tym filmie. Fernando Fernán Gómez w roli Maxa może nie wzbija się aż na takie wyżyny, co nie zmienia faktu, że zagrał bardzo dobrze. Jego Max jest pełen bólu, wyrzutów sumienia, a jednocześnie jest to osoba zupełnie zagubiona, bezradna. Gdy siedzi na ławce na stacji kolejowej z nadzieją wpatrując się w twarze pasażerów licząc, że ujrzy wśród nich to jedno, znajome, wyczekiwane oblicze albo gdy gubi się na uliczce, która nie pokrywa się z jego własnymi wspomnieniami jest tak prawdziwy, tak wiarygodny, tak szczery, że nie sposób nie przeżywać wraz z nim rozpaczy z powodu rozwianych nadziei. Pochwały należą się również Leonardo Sbaraglii, który znakomicie wczuł się w rolę syna "detektywa". I znów detale, poszczególne sceny budują jego postać w sposób, który sprawia, że wierzy się w prawdziwość Victora bez zastrzeżeń. Trudno nie wspomnieć też o drobniejszych rolach, które także zostały zagrane koncertowo: Adriana Ozores w roli Pilar, Ana Fernández jako Carmen czy Alfredo Alcón jako Racel. Jakże żałuję, że film nie trafił do polskich kin (poza pokazami na WFF). Filmy hiszpańskie coraz częściej pojawiają się w naszych kinach, lecz nie zawsze dystrybutorzy stają na wysokości zadania w doborze tytułów. W każdym razie, jeżeli kiedyś traficie na film "En la ciudad sin límites", pozwólcie porwać się jego magii, bo naprawdę warto.
1 10
Moja ocena:
10
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones