Recenzja filmu

Nieustraszeni bracia Grimm (2005)
Terry Gilliam
Matt Damon
Heath Ledger

Wariacja fantasy z bałaganem w tle

"Nieustraszeni bracia Grimm" to projekt, który mógł zrealizować tylko reżyser zręczny, pełen świeżych idei i obdarzony nieograniczoną wyobraźnią. Gdybym był na miejscu producentów, braci
"Nieustraszeni bracia Grimm" to projekt, który mógł zrealizować tylko reżyser zręczny, pełen świeżych idei i obdarzony nieograniczoną wyobraźnią. Gdybym był na miejscu producentów, braci Weinstein, na pewno na liście kandydatów znalazłby się Terry Gilliam. Przedstawiać tego byłego Pythonowca nie trzeba. Twórca takich filmów jak "Dwanaście małp" czy "Żywot Briana" w pełni zasłużył na miano niepokornego umysłu. Jego dzieła kipią od absurdalnego humoru, wciągających i oryginalnych fabuł. Czy można było zatrudnić kogoś innego do przeniesienia na ekran scenariusza Ehrena Krugera? Teoretycznie nie.

Filmowi bracia Grimm mają ze swoimi pierwowzorami raczej niewiele wspólnego – chyba tylko imiona i nazwiska. Niemieccy bajkopisarze przedstawieni zostali jako para hochsztaplerów wykorzystujących swoją inteligencję i naiwność mieszkańców małych wiosek dla łatwego zysku. Poprzez efekty specjalne przypominające te z filmów z lat 20., wmawiają wieśniakom, że w ich okolicy grasują duchy, wiedźmy i inne stwory, a jedyny sposób na ich pozbycie się, to zatrudnienie słynnych na całe państwo niemieckie egzorcystów, czyli ich samych. Fortel braciszków odkrywa jednak generał Delatombe (Jonathan Pryce), francuski namiestnik okupowanych Prus. Stawia on im warunek: albo trafią do lochów zarządzanych przez Cavaldiego (Peter Stormare – nie podlegająca dyskusji gwiazda filmu), Włocha z zamiłowaniem do torturowania więźniów, lub zdemaskują innych, podobnych sobie oszustów, którzy sieją postrach w jednym z lasów. Jakub (Heath Ledger) i Will (Matt Damon) długo się nie zastanawiając przystają na warunki i wyruszają razem z szurniętym Włochem do wioski usytuowanej na skraju feralnego lasu...

Nie trzeba czekać zbyt długo, by się okazało, że dzieci nie są porywane przez aktorów, drzewa nie jeżdżą na kółkach, a wilk nie jest tylko dużym psem. I tu do akcji wkracza niepohamowana wyobraźnia reżysera. Gilliam już dawno przekroczył sześćdziesiąt wiosen, ale nadal jest uważany za dużego chłopca, który wszędzie szuka dobrej zabawy. Oglądając film, nietrudno zauważyć, że puszczenie wodzy fantazji nastąpiło na hasło "scenografia". Skąpane w posępnym świetle, pełne najdrobniejszych detali, barokowe kadry mogłyby stworzyć niepowtarzalny klimat. Mogłyby, bo niestety cała reszta zawodzi i odstaje od poziomu, do jakiego przyzwyczaił nas Gilliam.

Źle jest już na samym początku. Pierwsza scena, która przedstawia nam różnice charakteru obu braci, jest zwyczajnie za prosta, wręcz trywialna. Will jest racjonalistą i intelektualistą, a Jakub irracjonalistą, marzycielem – ich stosunki mogłyby być trzonem filmu, zarazem bawić, jak i zmuszać do konfrontacji naszych własnych poglądów z tymi, które oni wyznają. Niestety tak nie jest. Braterskie relacje spłycono do poziomu dziecięcej sprzeczki. Rysowani grubą kreską bohaterowie biegają w olśniewającej scenerii z krzykiem na ustach, bez ładu i składu. Nie ma tu więc mowy o wiarygodności, nawet w ramach konwencji fantasy.

Nie lepiej jest z zapożyczeniami - Gilliam ciska cytatami i odniesieniami na lewo i prawo. Przez film przewija się cały katalog bohaterów grimmowskich bajek. Po lesie biegają Jaś i Małgosia, po jednej z dziewczynek zostaje czerwony kubraczek, a ze studni wychodzi błotnisty stwór, który zamienia się w piernikowego ludka. Zła Królowa (Monica Bellucci) śpi na kilkunastu materacach, a nie zabrakło też pantofelka zgubionego przez Kopciuszka. To nie jest jednak żonglerka baśniowymi motywami, tylko dzieło wstrząśnięte i zmieszane. Ta awanturnicza legenda z elementami fantasy, horroru i komedii powinna spełniać wszelkie wymogi przeciętnego zjadacza popcornu. Ciężko jednak znaleźć przyjemność w przedzieraniu się przez taki chaos. Gilliam stworzył postmodernistyczną wariację fantasy, w której jednak więcej bałaganu niż wyrachowania. Przy czym reżyser raczej nie ulega modom ani nadmiernym naciskom producentów - przynajmniej taką ma opinię. Jednakże po projekcji "Nieustraszonych braci Grimm" chcę wierzyć, że efekt końcowy jest tylko skutkiem producenckich pomysłów i warunków. Wolę żyć w błogiej nieświadomości, niż zdawać sobie sprawę, że kolejny bezbłędny reżyser po dostaniu większej sumki zwariował.
1 10 6
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Dzieło „Nieustraszeni bracia Grimm” leży na pograniczu gatunków filmowych (przygodowy, komedia i horror).... czytaj więcej
Nie ukrywam, że może za dużo oczekiwałem. Gilliam nie raz pokazał, że spośród wszystkich 6 Pythonów... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones