Recenzja filmu

Oni (2018)
Paolo Sorrentino
Toni Servillo
Elena Sofia Ricci

Oni, czyli my

Loro – oni lub l’oro – złoto. Już sama znajomość tej gry słownej w oryginalnym tytule dużo mówi o samym filmie, który strukturalnie jest… nietypowy. 
Loro – oni lub l’oro – złoto. Już sama znajomość tej gry słownej w oryginalnym tytule dużo mówi o samym filmie, który strukturalnie jest… nietypowy. Owa osobliwość wynika z faktu, że "Oni" zostali podzieleni na dwa akty, mające osobne zresztą pokazy we włoskich kinach (część pierwsza miała premierę 24 kwietnia, druga zaś 10 maja). Decyzja o połączeniu i pokazaniu widzom jednego filmu, jak to miało miejsce m.in. w Polsce, była spowodowana chęcią zakwalifikowania dzieła na przyszłoroczną 91. ceremonię wręczenia Oscarów. Z tego połączenia powstaje całkiem pokaźne objętościowo dzieło (151 minut), składające się z dwóch głównych historii. I tu zaczynają się problemy.

Paolo Sorrentino wprowadza nas w seans, prezentując historię Sergia Morry, młodego biznesmena, aspirującego do europarlamentu. Zdegenerowany od kokainy i (nie)ciekawego towarzystwa, Morra decyduje się dotrzeć do nieosiągalnego Berlusconiego, aby za jego wstawiennictwem zostać eurodeputowanym. 
 



Ta, wydawałoby się, główna oś fabularna błyskawicznie znika z ekranu niczym kreski sypane przez Sergia. Rozpoczyna się drugi akt, którym Sorrentino drwi z widza, mówiąc: "Myślałeś, że to będzie fabuła? Trzeba było sprawdzić gatunek na IMDB!". I rzeczywiście, w tej części dostajemy soczystą biografię polityka. Polityka, którego życie prywatne jest być może najciekawsze z żyjących ludzi władzy.  



Wbrew domysłom Berlusconi nie zostaje jednak ujęty jednostronnie, przeciwnie: Sorrentino decyduje się na jego wielowymiarowy obraz. Znane wszystkim z mediów przedstawienie włoskiego polityka jako manipulanta, oszusta i starego playboya w hefnerowskim stylu reżyser konfrontuje z wizerunkiem kompletnie odwrotnym. Berlusconi zostaje pokazany jako postać niejako tragiczna: próbuje odzyskać względy swojej oschłej, beznamiętnej żony, podejmuje starania powrotu do polityki, co kończy się fiaskiem przez aferę taśmową. Ponadto, mimo małżeństwa, jest osobą strasznie samotną. Nieustannie poszukuje towarzystwa, by zatkać tę wewnętrzną lukę.




Problemem Ich i tym, co oddala nowe dzieło od "Wielkiego Piękna" czy "Młodości", jest totalne odrzucenie patosu, zmiksowanie go z przyziemnością. Z niemal każdej sceny wylewa się nagość i seks, a ujęcia dramatyczne szybko kontrastowane są farsą. Sorrentino postawił także na monumentalizm oraz sceny przepełnione aktorami. I przez ten brak izolacji bohaterów, nie zostaje im dane miejsce na refleksję. Trwają oni ciągle w wirze walki o pieniądze, pozycję. Nieustannie muszą udawać kogoś, kim nie są naprawdę.



Cieszy natomiast bogactwo scen symbolicznych, jak ta, w której Berlusconi przyjmuje niechcianego gościa "przy kaktusach", obrazując tym stosunek wobec zdrajcy. Sam film zamykają także ujęcia niemal mistyczne, ukazujące los zwykłych ludzi, którym obce jest takie życie, jakie prowadzi ich polityk.

Trudno bezapelacyjnie ustalić, co jest właściwym tematem czy przesłaniem filmu. Być może Sorrentino chciał zasugerować, że każdy z nas na ICH miejscu byłby prawie dokładnie taką samą osobą. Kierują nami te same pragnienia i namiętności. Reżyser pyta nas tym samym, czy Berlusconi jest wobec tego złą osobą. Jeśli tak, to dlaczego cieszył się taką popularnością? Czy był tak lubiany, bo był tak jaskrawą osobą w otoczeniu innych, szarych polityków? A może jego autentyczność przypominała ludziom o ich własnych słabościach, dlatego wydawał się im tak bliski. Ważnym, myślę, aspektem filmu jest także delikatna sugestia, że człowiekowi nie wystarczy posiadanie wszystkiego. Bo są pustki, których nie da się wypełnić niczym, co materialne.




Podsumowując, "Oni" są bez wątpienia niebywale satysfakcjonującym doświadczeniem wizualnym. Nieodmiennie fenomenalnym zdjęciom, które cechują twórczość tego reżysera, towarzyszy intrygujący montaż, który momentami pędzi, niemal nie pozwalając widzowi nadążyć za jego tempem. Kaskada kolorowych ujęć zaraz jednak zwalnia, umożliwiając obserwatorom przetrawienie wydarzeń. W połączeniu z celnym wyborem muzyki wprawia to trochę w podobny – choć zdecydowanie subtelniejszy –  trans, jak "Climax (2018)Climax" Gaspara Noego.

Niestety "Im" zaszkodziło zjednoczenie "Loro" i "Loro 2". Efekt jest nie do końca spójny fabularnie, a przez to też gatunkowo. Jednakże to wciąż wspaniałe doświadczenie dla oka i ucha przemyca pod płaszczykiem prostej opowieści wiele ważnych pytań o nas samych.
1 10 6
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
​Fani "Wielkiego piękna" i "Młodości" mogą poczuć się zaskoczeni. Ci, którzy oprócz tych dwóch tytułów... czytaj więcej
W informacjach o filmie jednej z sieci multipleksów określono ten film jako: "komedia, dramat".... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones