Recenzja filmu

Opowieść Mary (2007)
Stephen Poliakoff
Maggie Smith
David Walliams

Film o niczym

Stephen Poliakoff to oszust. Stworzył film o niczym, taki, w którym nie znajdzie się ani głębi, ani przekazu, ani przesłania. W takim wypadku nie pozostaje nic innego, jak liczyć na urokliwość,
Stephen Poliakoff to oszust. Stworzył film o niczym, taki, w którym nie znajdzie się ani głębi, ani przekazu, ani przesłania. W takim wypadku nie pozostaje nic innego, jak liczyć na urokliwość, ale tej też jest mało. Choć oczywiście, kto uparty, ten znajdzie.

Fabuła "Opowieści Mary" to pretekst do stworzenia kina artystycznego, niby na bardzo wysokim poziomie. Brak spektakularności, czy to w zdjęciach, czy w narracji, nadaje produkcji status filmu skromnego, zalotnego, skupionego tylko na dialogach, a przez to inteligentnego. Poliakoff opiera swoje dzieło na związku pary głównych bohaterów: młodej Mary (Ruth Wilson) i pana Greville (David Walliams). I na niczym więcej. A skoro istotni są tylko oni patrzymy na ich relacje, rozmowy, spojrzenia, osobowość.

"Opowieść Mary" to jednak zmyłka. Kino przegadane. Daleko mu do "Przed wschodem słońca". Problem z filmem Poliakoffa jest taki, że z nic z niego wynika. On (Greville) intryguje ją (młodą Mary) opowiadanymi mrocznymi historiami, przyrządzaniem sałatki, wyborem wina, czy wreszcie prezentem w postaci klucza do mieszkania. Ale jaki ma to związek z jej zainteresowaniem nim, a co więcej, wpłynięciem na jej życie w takim stopniu, że jej postrzeganie świata zostanie zmienione już na zawsze? Greville to oczywiście postać przenikliwa i wyrafinowana. To tu ma tkwić bodziec dla zmiany Mary, to tu kryje się odpowiedź. Ale Greville Walliamsa nie jest wyrafinowany poprzez jego opowieści czy sposób bycia, lecz tylko dlatego, że taki ma być scenariuszu. Walliams niestety to aktor przeciętny, który ze swoim warsztatem jest w stanie poradzić sobie być może w każdej scenie, ale w szerszej perspektywie nie potrafi kreować tak trudnych postaci. To nie Hopkins, który samym spojrzeniem stwarza całą psychologię swojego bohatera. To nie De Niro, który codzienną czynnością powoduje u widza ciarki na plecach. Ba, to nawet nie następna liga.

Katastrofalnie wypadła Ruth Wilson. Jej irytującej do bólu grze nie pomaga charakterystyczna, koślawa fizjonomia. Kolejna kiepska rola to Joe grany przez Danny'ego Lee Wyntera. Mający pełnić funkcję łącznika pomiędzy opowiadaną historią a światem współczesnym, przypomina Murzyna, którego bardziej ciągnie na betonowe boiska do koszykówki niż wnikliwego słuchacza.

Warto jednak zwrócić uwagę na zakończenie "Opowieści Mary", które teoretycznie pozwala na nową, ciekawą interpretację wydarzeń, a właściwie odniesienia się do psychiki głównej bohaterki. Scenie brakuje jednak wyrazistości.
1 10
Moja ocena:
3
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones