Adamson zrobiłby to lepiej

Kiedy w roku 2008 na ekrany kin wszedł "Książę Kaspian" w reżyserii Andrew Adamsona, nikt zapewne nie przypuszczał, że oto zbliża się koniec przygody Disneya z "Opowieściami z Narnii". Dobry
Kiedy w roku 2008 na ekrany kin wszedł "Książę Kaspian" w reżyserii Andrew Adamsona, nikt zapewne nie przypuszczał, że oto zbliża się koniec przygody Disneya z "Opowieściami z Narnii". Dobry bądź co bądź film niespodziewanie zarobił "marne" 400 milionów dolarów (przy astronomicznym budżecie 200 mln) i nie minęło dużo czasu, gdy wytwórnia ogłosiła, że nie będzie dłużej zajmować się kręceniem kolejnych odsłon serii. Projekt zapewne "przeleżałby na półce" lata, gdyby nie zainteresowali się nim włodaże 20th Century Fox, chcący dać mu jeszcze jedną szansę i oczywiście liczący na pokaźny zarobek na znanej marce. Fani odetchnęli z ulgą i tak pod koniec 2010 roku rodzeństwo Pevensie mogło poraz kolejny wrócić do magicznej krainy Aslana.

Tylko że tym razem w okrojonym składzie. Zuzanna (Anna Popplewell) i Piotr (William Moseley) wyjechali z rodzicami do Ameryki. Łucja (Georgie Henley) i Edmund (Skandar Keynes) mieszkają tymczasowo w Cambridge u nieznośnego kuzyna Eustachego (Will Poulter). Pewnego dnia z obrazu na ścianie zaczyna wylewać się woda. Okazuje się, że malowidło jest przejściem do świata Narnii. Dzieci trafiają na pokład "Wędrowca do Świtu", gdzie ponownie spotykają Kaspiana (Ben Barnes), teraz już króla. Przyjaciel wyjaśnia im cel rejsu - jest nim odnalezienie siedmiu zaginionych lordów, kiedyś niesłusznie skazanych na wygnanie z królestwa. Rozpoczyna się pełna przygód i niebezpieczeństw wyprawa w nieznane.

Powiem wprost: "Podróż Wędrowca do Świtu" jest najsłabszą częścią ekranizacji cyklu o Narnii. Nie jest to zły film, wręcz przeciwnie - jest dobry i ogląda się go z przyjemnością. Problem w tym, że nawet w połowie nie dorównuje dwóm poprzednikom. Michael Apted to dobry rzemieślnik, ale wyraźnie brakuje mu solidnej ręki Adamsona, który potrafił łatwo wydobyć z literackiego pierwowzoru to, co najlepsze i przełożyć na taśmę filmową. Zgrabnie łączył sceny epickie z kameralnymi. Szedł przy tym w kierunku, jaki swego czasu obrała saga o Harrym Potterze - kolejna część mroczniejsza od poprzedniej. "Książę Kaspian" był bardziej realistyczny i poważny od "Lwa...". "Podróż..." cofa serię z powrotem do konwencji kina dla dzieci. Rozumiem, że kategoria wiekowa PG (zapewne wymuszona na reżyserze przez wytwórnię) z góry narzuca konkretny styl, ale to nie znaczy, że nie da się w jej ramach zrobić filmu dla trochę starszych dzieci, a nawet nastolatków. Adamson pokazał, że można; Apted nawet nie próbował, a szkoda, bo opowieść powinna rozwijać się i dorastać wraz z fanami, którzy nie będą mieć wiecznie 10 lat.

Scenarzyści za dużo chcieli pokazać w zbyt krótkim czasie (film trwa 100 minut, jest o pół godziny krótszy od poprzedniej części); przez to po macoszemu potraktowano kilka istotnych punktów fabuły. Przemiana Eustachego, w książce Lewisa złożona i odgrywająca jedną z kluczowych ról, na ekranie została spłycona i zepchnięta bardziej na margines historii. Podobnie sprawa ma się z wątkiem marzenia Łucji o staniu się piękną jak Zuzanna, ukazanym co prawda w dość ciekawy i pomysłowy sposób, ale pozostawiającym jakiś niedosyt. Twórcy zresztą dość swobodnie podeszli do powieściowego pierwowzoru i pozwolili sobie na sporo odstępstw od niego. Do największych należy dodanie siedmiu mieczy lordów mających pokonać zło na Czarnej Wyspie, których poszukuje załoga "Wędrowca" i poprzestawiana kolejność pojawiania się odnajdywanych przez nią wysp. Wymienienie wszystkich zajęłoby zbyt dużo czasu, zaznaczę więc tylko, że przeważnie nie są to zmiany na gorsze. Dodano również nową postać, dziewczynkę o imieniu Gael.

Można było się obawiać, że olśniewająca oprawa wizualna przysłoni samą opowieść i odciągnie uwagę widza od jej treści, ale tak się na szczęście nie stało. Apted chętnie korzysta ze współczesnych możliwości efektów specjalnych, ale robi to umiejętnie i nie pozwala im zdominować fabuły. Miał do dyspozycji budżet w wysokości 150 milionów dolarów i od razu widać, że pieniądze nie poszły w błoto. Tytułowy statek - zbudowany od podstaw w skali jeden do jednego cieszy oko mnogością szczegółów, a jego zgrabna sylwetka świetnie wpasowuje się w narnijskie krajobrazy. Niezwykle realistycznie wyglądają cyfrowe fale, zaryzykuję nawet stwierdzenie, że jest to najlepszy tego typu efekt, jaki dotąd widziałem. Największe jednak wrażenie robią wygenerowane komputerowo stworzenia - wielki wąż morski, smok-Eustachy oraz tradycyjnie już Aslan i Ryczypisk. Ten ostatni, najmężniejszy członek załogi "Wędrowca do Świtu" to już praktycznie pełnoprawny aktor, ożywiony dzięki pracy mistrzów animacji i głosowi Simona Pegga (w wersji polskiej Marcin Przybylski).

Nie można też pominąć ludzkiej obsady. Na szczególne pochwały zasługuje Georgie Henley, która z małej dziewczynki z filmów Adamsona zmieniła się w nastolatkę. Świetnie oddała charakter Łucji, z jej łagodnym usposobieniem i zawsze optymistycznym podejściem do życia. Przekonujący jest też Will Poulter jako Eustachy; cyniczny, opryskliwy i lekkomyślny, stanowi swoistą przeciwwagę dla rozsądnego Edmunda (równie dobry Skandar Keynes). Dzięki zdolnościom trójki młodych aktorów w pamięci na dłużej pozostaje pięknie nakręcona scena zakończenia - ostatnie trzy minuty filmu. Aslan odsyła dzieci z Narnii do domu w Anglii. Wiedzą, że już nigdy nie wrócą do jego krainy. Choć spędzili tam kilka tygodni, w naszym świecie minęła najwyżej minuta. Mają za sobą mnóstwo przygód, ale nie rozmawiają; słyszymy tylko krótką narrację Eustachego, jednak żadne słowa nie są w tym momencie potrzebne. Wszystko, co nie zostało powiedziane wyrażają ich twarze: smutek, żal i tęsknotę. Za Narnią, która na zawsze pozostanie w ich sercach.
1 10
Moja ocena:
7
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Jeśli zamierzacie obejrzeć "Opowieści z Narnii: Podróż Wędrowca do Świtu", musicie wiedzieć, że film ten... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones