Recenzja filmu

Paragraf 187 (1997)
Kevin Reynolds
Samuel L. Jackson
John Heard

Szkolna rzeczywistość

"Paragraf 187" to dowód na to, że specjalizujący się w nadętych i pompatycznych widowiskach ("Robin Hood: Książę złodziei", "Wodny świat") Kevin Reynolds ma w sobie pokłady reżyserskiego talentu
"Paragraf 187" to dowód na to, że specjalizujący się w nadętych i pompatycznych widowiskach ("Robin Hood: Książę złodziei", "Wodny świat") Kevin Reynolds ma w sobie pokłady reżyserskiego talentu i umiejętności, potrafi w nietuzinkowy sposób zabrać się za wyeksploatowany temat i zrobić z niego interesujące kino. "Paragraf 187" to jednak świadectwo zbrodni, jakiej z lubością dokonało na nim Hollywood, które znów go zwiodło (czytaj: kupiło - "Hrabia Monte Christo", "Tristan i Izolda") i sprowadziło na złą drogę przeciętnego wyrobnika. Reynolds bynajmniej nie pozostaje bez winy, gdyż taka rola najwyraźniej mu odpowiada. Smutne to, tym bardziej, że reżysera stać na więcej, jednak bezmyślnie ulega on postępującej komercjalizacji kina. Oddany swojej pracy nauczyciel fizyki Trevor Garfield (Samuel L. Jackson) decyduje się "oblać" jednego z uczniów, który "odwdzięcza" mu się kilkoma ciosami nożem. Po piętnastu miesiącach rekonwalescencji Garfield przenosi się do Los Angeles w nadziei na polepszenie warunków nauczania. Jednak obraz uczniów, których tam napotyka nie różni się od poprzedniego. Licealiści bynajmniej nie są zainteresowani nauką, czerpiąc wzorce z lokalnych czy ogólnokrajowych gangsterów. Zainteresowanie ich wiedzą jest praktycznie niewykonalne. Po zapoznaniu się z fabułą trudno nie uniknąć porównań ze znanym nauczycielskim peanem z 1995 roku - "Młodymi gniewnymi". "Paragraf 187", pomimo że powstał dwa lata później, w żadnym wypadku nie jest wtórny, nie powiela z góry ustalonego reformatorskiego schematu tego typu produkcji. Co więcej można go nawet na ich tle pozytywnie wartościować. Próżno szukać w nim popkulturalnych odniesień do niegrzecznej, pozerskiej młodzieży rodem z MTV, teledyskowego montażu czy chwytliwych sloganów mających uleczyć oświatę. Największa siłą filmu Kevina Reynoldsa jest bowiem realizm osiągnięty zarówno przez scenarzystę jak i aktorów (na czele z Samuelem L. Jacksonem), którzy bardzo wiarygodnie potrafią oddać stan szkolnego środowiska trawionego przez chybione reformy i bezkarność młodzieży. Przekonujące są także portrety nauczycieli, czy to Trevora, obdarzonego i niosącego autentyczne powołanie, czy zastraszaną przez uczniów panią Ellen, czy też trapiącego swe smutki w alkoholu, wypalonego pana Dave'a. Bezinteresowna, niemal misjonarska pomoc Garfielda pokoleniu, którego egzystencja ogranicza się do przetrwania i hedonizmu nie jest pretensjonalną opowiastką mającą pokazać, że mentalność i charakter każdego człowieka można odmienić. Jest to próba dialogu z młodzieżą, której nie pozostawiono wyboru i pozbawiono perspektyw, co ukierunkowało ją na drogę bez powrotu, straceńczy żywot buntownika. Porzucenie tej narracyjnej naiwności zostaje rozwiane już na początku opowieści, jasno określając jej ramy. Walka jednego nauczyciela zarówno z tabunem agresywnych abiturientów, jak i chorym, pełnym prawnych luk systemem pozwalającym tolerować każdy wybryk, jest skazana na porażkę tak jednostki, jak i całego systemu oświaty. Reynolds stopniowo buduje napięcie za pomocą sprawdzonych środków, umiejętnie przechodząc od dramatu po elementy thrillera. Całość jest spójna (odliczając nazbyt patetyczne i sarkastyczne zakończenie), pozbawiona taniej propagandy, nastawiona na pytania, nieudzielająca odpowiedzi. Można bowiem w kółko wymieniać powody: rozbita rodzina, złe wychowanie czy brak autorytetów. Jednak by zrozumieć problem i podjąć odpowiednie działania, nie wystarczy obowiązek noszenia mundurków i selekcja tych, których problemu nie można zdiagnozować.
1 10
Moja ocena:
7
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones