Recenzja filmu

Photon (2017)
Norman Leto
Andrzej Chyra
Danuta Banach

100 km/h

Zobrazowanie czegoś, co naprawdę nie ma żadnego wyglądu; czegoś, czego nie da się w żaden sposób zobaczyć, co być może nawet nie istnieje w stanie wyobrażalnym, czego nie da się opisać używając
Z zapartym tchem oglądałem "Photon". Starałem się nie uronić żadnego słowa. Szybko przyswoić lub przypomnieć sobie wszystkie teorie, założenia, wynikania i przenośnie. Jak najwięcej zapamiętać z wizualizacji, które zasługują moim zdaniem na szczególne wyróżnienie. Mam dla nich wyrazy najczystszego podziwu. Zazdrościłem tej wyobraźni. Zobrazowanie czegoś, co naprawdę nie ma żadnego wyglądu; czegoś, czego nie da się w żaden sposób zobaczyć, co być może nawet nie istnieje w stanie wyobrażalnym, czego nie da się opisać, używając wizualnych uproszczeń, jest hipermonstrualnym wyzwaniem. A zostało zrealizowane tak, jakby to była najprostsza rzecz na świecie. Totalne.

Oglądałem i zachwycałem się z minuty na minutę coraz bardziej. Na początku myślałem, że mam do czynienia z jakąś postmodernistyczną filmową wersją prozy Davida Fostera Wallace'a, w której przypis ma większą objętość niż sama treść, ale struktura tego filmu jest bardziej zagięta, a w zasadzie o wiele prostsza. Akcja przyspieszała i zwalniała. Czas (o ile w ogóle istniał) gnał w miliardach lat na sekundę lub stawał w miejscu. A miejsce, przestrzeń (o ile w ogóle istniała) była wypełniona próżnią, potencją i czasem. Był moment (o ile był), że pomyślałem sobie (o ile w ogóle coś takiego miało miejsce), że skoro w zasadzie mnie nie ma albo jestem przypadkowym splotem nitek, które i tak już przekazałem dalej, to naprawdę nie ma sensu się przejmować czymkolwiek. Znam doskonale tę teorię. W wielu formatach. W tym także religijnych. Ale tak naukowo pokazanej, a na dodatek w nienaukowym filmie, to jeszcze nie widziałem. Perfekcyjnie antydepresyjny film – pomyślałem. Albo tylko jakaś energia mi się zrównoważyła.

Dygresja. Ponoć myśli biegną z prędkością 100 km/h. Też macie takie poczucie błogości i uspokojenia, kiedy prowadzicie samochód z prędkością 100 km/h? A może właśnie jadąc te przepisowe 90 km/h, zasypiacie? Bo ja znalazłem wytłumaczenie, dlaczego przy tej prędkości przychodzą mi dobre pomysły, niezwykle się relaksuję i nabieram sił. Na długich trasach. Z prędkością przelotową 100 km/h.

Czym z punktu "widzenia" fotonu jest wyobraźnia, czym kultura, czym religia, czym światłość, która się stała. Czym choroba, cierpienie, pożądanie. Te same mechanizmy odpowiadające za sacrum i profanum. Za sztukę i defekację, że jednak nie użyję słowa na "s". A swoją drogą bardzo ciekawe jest używanie języka nauki, która została wykształcona po miliardach lat przypadków do opisu procesu, w którym została stworzona. A gdzie zewnętrzny narrator, który umie spojrzeć na wydarzenia z niesubiektywnej perspektywy? Choć z drugiej strony, a jak inaczej?... Czy to ewolucjonizm czy causacjonizm. Po co to wszystko? Po nic. Jest bez sensu. Życie nie ma sensu. I co dalej? Ciesz się nim, póki coś czujesz (o ile coś takiego w ogóle jest). Zostaw przyszłość czy przeszłość. To omamy omamów. Powoli anihilowałem swoje ciało, swoją obecność, zamieniałem się w myśl, a potem w energię, potem w falę, potem w punkt, w nic.

Dygresja 2. Zauważyliście, że religią najbardziej zgodną ze ścisłą nauką jest buddyzm? Ten taki ekstremalny (choć to słowo w ogóle tu nie pasuje), całkowity i totalny. Taka tradycja jak np. dzogczen. Znajdziesz ją w psychoterapii i w fizyce, i w biologii, i w chemii. Znajdziesz ją w tryliardach tryliardów pozornie przypadkowych powtórzeń. Znajdziesz ją w "Photonie". Nie wprost, ale bezpośrednio jako dane ci doświadczenie. Iskry.

I było miło nie czuć nic, nie będąc niczym. I było miło czuć nic, nie będąc niczym. A potem przyszło najgorsze. Skoro jestem dwoistą strukturą korpuskularno-falową, to czemu z tego nie skorzystać i nie zmultiplikować gdzieś ten zapis energetyczny, nie podtrzymywać go w innym zbiorniku niż ciało?

Najgorsze nie dlatego, że sam ten pomysł jest jakiś straszny. Tu akurat nie spodobało mi się tylko to, co zobaczyłem w tym konkretnym filmie. Wizualizacja. Jakby zabrakło tej wyobraźni. Dla mnie zbyt banalne i za bardzo cliché. Chwilami w obrazach, bo sama myśl jest naturalną konsekwencją opowieści z części pierwszej i drugiej.

Ale czymże jest taka mała niedoskonałość w porównaniu z radością, którą daje cały film. Małym nieudaniem, których we wszechświecie więcej niż tego, co udane, sprawdzone, wielokrotnie zreplikowane. 

Dygresja 3. A przy okazji pomyślcie, że jesteście tacy czy siacy, ale jednak ekstremalnie udaną, bo przez setki tysięcy lat replikowaną formą bytu. Materiał genetyczny, informacje, przepływy energii – to wszystko zostało wypróbowane i zaaprobowane do dalszych iteracji. Możecie się mnożyć. Jeśli chcecie. (Ale. Uwaga! I ten nieudacznik, płaskoziemiec czy inny – wstaw dowolnie – od którego tak jesteście inni i do którego czujecie takie burzliwe uczucia, też jest taką udaną iteracją. No, niestety. Jest. I ma takie samo prawo tu być). 

Wracając. Ten prawie dwugodzinny fantastyczny wideo art dał mi przyjemność porównywalną z dobrą wystawą w galerii sztuki nowoczesnej. Jest też w wielu miejscach najzwyczajniej w świecie zabawny. Passusy o sztuce współczesnej, czy specyficznej konstrukcji twórców i równowadze, które mają w sobie obarczeni ułomnością równoważącą talent do rzeczy nieważnych są naprawdę śmieszne. Wojciech Bąkowski!

Trochę się rozpisałem, ale nie czytajcie tego za długo i nie bierzcie tego, co napisałem za serio. Tego nie ma. Zamiast tego obejrzyjcie film "Photon" według scenariusza i w reżyserii Normana Leto.

Krótko mówiąc, w skali Pawlaka: warto.

Skala: nie warto, nie trzeba, można, warto, trzeba.
1 10
Moja ocena:
7
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
"Coś przewieszone przez coś, listewki, usuwanie twarzy, nagość i te pieprzone neony" – taką laurkę,... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones