Recenzja filmu

Psychol (1998)
Gus Van Sant
Vince Vaughn
Anne Heche

Nieudany eksperyment czy żart na poważnie?

Chciałoby się zdecydowanie odbiec od nazwania tego przedsięwzięcia remakiem filmu z 1960 roku. Aktorstwo, zdjęcia i... brzydko mówiąc: dosłowna zrzynka z Hitchcocka sprawiają, że film twórcy
"Psychoza" Alfreda Hitchcocka na stałe weszła do kanonu klasyki kina. Dla jednych jest po prostu dobrym filmem, dla drugich - arcydziełem gatunku. Są też tacy, którzy traktują ją jako największą świętość. Nie do końca pewne jest jak dzieło Hitchcocka postrzegał Gus Van SantGus van Sant , ile dla niego znaczyło i w końcu - co nim kierowało gdy zdecydował się na realizację filmu "Psychol".

 Chciałoby się zdecydowanie odbiec od nazwania tego przedsięwzięcia remakiem filmu z 1960 roku. Aktorstwo, zdjęcia i... brzydko mówiąc: dosłowna zrzynka z Hitchcocka sprawiają, że film twórcy "Obywatela Milka" jest niemal pastiszem klasycznego dzieła, a także obrazą dla pojęcia "remake".

Fabuły "Psychola" nie trzeba przedstawiać nikomu, kto widział oryginalny film Hitchcocka. Marion Crane defrauduje pieniądze klienta firmy, ucieka dwoma samochodami i zrządzeniem losu trafia pod dach motelu Bates. Tam czeka ją niezwykła rozmowa z niezwykłym właścicielem, a następnie... zimny prysznic, który spowoduje lawinę nieoczekiwanych zdarzeń i przejdzie do historii kina.

Zdecydowanie nie na miejscu byłoby dokładne porównywanie obu tych filmów. Zarówno aktorstwo jak i techniczna realizacja w Psycholu negatywnie odznaczają sie na tle wcześniejszych dokonań Hitchcocka, Bernard HerrmannHerrmanna i dalszych twórców Psychozy jak i stanowią tragiczny dowód na regres kina. Widz, który obejrzał i szanuje dzieło Mistrza grozy, odczuwa ogromny dyskomfort, obserwując realizację "tej wersji Psychozy".

Cierpią także uszy - doskonałą partyturę, niegdyś genialnie współgrającą z czarno-białymi zdjęciami i niesamowitą mimiką aktorów zwyczajnie wrzucono do garnka z podpisem "Psychol" i zmieszano z nijaką kamerą Christophera Doyle, koszmarnymi "efektami specjalnymi" i drewnianym aktorstwem. A to ostatnie wyjątkowo psuje odbiór "dzieła". Vince Vaughn pragnie pokazać zarówno siebie, psychopatę i kogoś jeszcze, Viggo Mortensen chętnie obnaża pośladki po czym nieudolnie uwodzi obie siostry Crane. Nie wspominając już o Anne Heche, która gdzieś pomiędzy wypchanymi ptakami a zasłonką prysznica, szuka swojego zagubionego talentu aktorskiego... Nie sposób nie zgodzić się ze stwierdzeniem krytyczki Camille Paglii iż jedynym powodem dla którego warto zobaczyć film jest widok mordowanej Anne Heche.


Twórcy filmu z 1998 roku stwierdzili chyba, że wystarczy dobry scenariusz (po prostu wyjęty z "Psychozy"), a następnie opakowanie go we "współczesną" powłokę by film zdobył pozytywne komentarze. Ależ nie - scenarzyści postanowili przecież pójść o krok dalej i poprawić historię sprzed niemal 40 lat! A przynajmniej urozmaicić - dodano bowiem "zadziwiające" wstawki do scen morderstw (retrospekcje? wizje?), obnażono i przedstawiono w obrzydliwie dosłowny sposób jeden z wątków delikatnie zasugerowanych w oryginale (sprawę seksualności Normana) oraz sprezentowano kilka dodatkowych minut w finale. Po co? Co miało to symbolizować? To w końcu nowy film w "starym stylu" czy stary film w nowej otoczce? Dlaczego z kolei zdecydowano się użyć oryginalnych dekoracji (które w danych kolorach prezentują się wprost tragicznie) ?

Pytań które, nasuwają się po obejrzeniu filmu, jest sporo. Większość retorycznych - wątpliwe by nawet sam Van Sant wiedział, jak na nie odpowiedzieć. To, że film miał być traktowany jako "eksperyment", także nie brzmi przekonująco. Niektórych dzieł sztuki po prostu się nie dotyka - pod niewprawnymi palcami mogą zostać trwale uszkodzone. Szkoda że nikt tego nie powiedział panu Gusowi, który realizując omawiany tu film, zarówno sobie jak i widzom, nabił sporego guza...
1 10 6
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones