Recenzja filmu

Ryzykant (1996)
Paul Thomas Anderson
Philip Baker Hall
John C. Reilly

Rozdający karty szuler

W światach Paula Thomasa Andersona wszystko rozgrywa się wbrew naszym przyzwyczajeniom. Postacie komiczne i nieszkodliwe okazują się tragicznie poważne, jak choćby grany przez Toma Cruise’a 
W światach Paula Thomasa Andersona wszystko rozgrywa się wbrew naszym przyzwyczajeniom. Postacie komiczne i nieszkodliwe okazują się tragicznie poważne, jak choćby grany przez Toma Cruise’a  Frank T.J. Mackey ("Magnolia") czy samozwańczy prorok Eli (Paul Dano w "Aż poleje się krew"). Nieprzystosowani odnajdują spokój i własne miejsce, stały punkt zaczepienia, gwarantujący słuszność ich egzystencji (Barry i Lena w "Punch-Drunk Love"). Dobrzy i mili są kłamliwi i okrutni. Spotyka ich zasłużona kara, bo tu nie ma miejsca na przypadek. Każda, nieoczekiwana odmiana losu, została z góry zaplanowana. Z nieba spadają olbrzymie ropuchy ("Magnolia"), a my dostrzegamy w tym kosmiczną rację, kolejną "plagę egipską".

"Hard eight", debiut fabularny Andersona, znany także pod tytułem "Sydney" (to zamieszanie jest śladem burzliwych losów samego filmu), rozpoczyna się w przydrożnym barze, jakich w Ameryce wiele. Przed wejściem "koczuje" zagubiony i nieszczęśliwy John (John Reilly), który stracił wszystkie pieniądze w Vegas przy stole do Blackjacka. Pomocną dłoń wyciąga do niego przypadkowy przechodzień, Sydney (Philip Baker Hall), wytrawny gracz i doświadczony szuler. Nie obiecuje Johnowi zawrotnych pieniędzy. Nauczy go jak funkcjonuje kasyno i jak zdobyć w nim środki niezbędne do życia. Mężczyzn połączy przyjaźń, która kilka lat później zostanie wystawiona na próbę. Oto w ich życiu pojawia się piękna, acz moralnie dwuznaczna, Clementine (Gwyneth Paltrow). Gdy nieśmiały John zdobywa w końcu serce dziewczyny, ta pakuje ich w prawdziwe, pachnące kryminałem, tarapaty.

Hazard jest tylko pretekstem. Nie będzie to historia o rozbijających bank cwaniakach. Nieporadny życiowo John nie przedzierzgnie się pod surowym okiem mistrza w pewnego siebie, uwodzicielskiego szulera. Ubiera się jak Sydney i pije takie same drinki, ale nigdy nie będzie taki jak on. Clementine nie jest dziwką o złotym sercu ciułającą grosz do grosza, by spełnić swoje marzenia. Nie porzuci fachu, jak tylko spotka mężczyznę swojego życia. I tytułowy Sydney. On też jest kimś zupełnie innym…

Akcja filmu toczy się niepokojąco powolnym tempem. Nawet gdy wkraczamy do kasyna, będącego przecież świątynią rozrywki, film nie przyspiesza. Nie ma mowy o pełnej emocji grze przy stołach. Bohaterowie krążą pomiędzy jednorękimi bandytami bądź stawiają niewielkie sumy w keno. Odgłosy dobrej zabawy i wysokich wygranych skutecznie zagłuszają nastrojowe melodie Michaela Penna i Jona Briona, doskonale pasujące do perfekcyjnie skrojonego, odrobinę staroświeckiego, garnituru Sydneya. Idealnie gładka powierzchnia zostaje niespodziewanie naruszona. Sprowokowany przez przypadkowego gracza (w tej roli Philip Seymour Hoffman), Sydney odsłania na ułamek sekundy swoją prawdziwą twarz, twarz rasowego ryzykanta. Stawia dwa tysiące dolarów na "hard eight" (obie kostki muszą pokazać cztery oczka) i przegrywa.

Czy zdarzenie to możemy odczytać jako preludium do późniejszych nieszczęść? A może ich zapowiedź pojawiła się o wiele wcześniej, wraz z Jimmym (Samuel L. Jackson), nowym znajomym Johna. On jako pierwszy wspomina przeszłość Sydneya, jest jedynym elementem nas z tą przeszłością łączącym. Ten antypatyczny cwaniak, którego naraz wszędzie jest pełno, budzi wyraźną niechęć tytułowego bohatera. Jej przyczyny nie tkwią w jego prostackim zachowaniu i tandetnym ubiorze. Sydney nie jest zazdrosny o względy Johna, który coraz częściej, zamiast do niego, zwraca się z prośbą o pomoc do Jimmy’ego. Sydney dostrzega w nim to, o czym chciał zapomnieć, co chciał pozostawić za sobą. Powoli dociera do niego, że "może my skończyliśmy z przeszłością, ale przeszłość nie skończyła z nami" (cytat z "Magnolii").

Sydney postanawia bronić swojej teraźniejszości. Odbywa decydującą rozmowę z Johnem. Wyznaje mu, że go kocha, że jest dla niego jak syn, i z napięciem oczekuje na odpowiedź. Ta chwila mogła zmienić jego postanowienie, ale tylko utwierdziła go w raz podjętej decyzji. Budzi śpiącego w szafie trupa własnej młodości, by ten pokazał na co naprawdę go stać.

"Hard Eight" jest doskonałą zapowiedzią filmowych wyczynów Andersona. Niepowtarzalny klimat, działający wbrew miejscom i ludziom. Niezbyt wyrazista historia, którą ratują charakterystyczni bohaterowie. Pierwsze spotkanie ze wspaniałymi aktorami, których reżyser będzie angażował w późniejszych produkcjach. I przede wszystkim, wiszące w gęstym, niczym budyń mojej babci, i naelektryzowanym powietrzu, poczucie nieuchronności ludzkich losów.
1 10
Moja ocena:
8
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Paul Thomas Anderson to dziś jeden z najlepszych reżyserów na świecie. W swoich dziełach nie boi się... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones