Recenzja filmu

Słoń (2022)
Kamil Krawczycki
Jan Hrynkiewicz
Paweł Tomaszewski

Wywalczyć tęczowe marzenia

Pięknym przeżyciem jest oglądanie polskiego filmu, który wiarygodnie pokazuje emocje i łączące ludzi więzy, zamiast raczyć widzów teatralną afektacją.
Wywalczyć tęczowe marzenia
Kino z tezą samo w sobie nie jest niczym złym. Niestety, w Polsce nawet w rękach mistrzów tego typu filmy niemal zawsze zmieniają się w nieznośnie drętwe wykłady. Dzieje się tak dlatego, że bohaterowie i ich losy są twórcom filmowym obojętni. Funkcjonują wyłącznie jako elementy ilustrujące nadrzędną tezę, stając się bezwolnymi narzędziami w rękach tych, którzy chcą opowiedzieć o bolących ich zjawiskach zachodzących w społeczeństwie. Z tego też powodu "Słoń" to niezwykle miła niespodzianka. Jest to bowiem kino, które choć chce naświetlić ważny temat, nie zapomina o sercu i duszy. W skromnym filmie Kamila Krawczyckiego to bohaterowie są najważniejsi.


Akcja "Słonia" rozgrywa się na polskiej prowincji. Bartek (Jan Hrynkiewicz) jest młodym mężczyzną, na głowie którego znalazło się gospodarstwo rolne. Prowadzi je wspólnie z matką. Ojca nie ma. Siostra jakiś czas temu spakowała manatki i postanowiła szukać szczęścia za granicą. Bartek lubi życie na wsi, ale praca na roli nie jest jego marzeniem. Chłopak chce zmienić rodzinne gospodarstwo w stadninę i miejsce do nauki jazdy konnej. Pierwsze konie już ma, co okazuje się mocno nadwyrężać rodzinny budżet. Bartek jednak nie poddaje się.

Sytuacja zaczyna się komplikować wraz ze śmiercią sąsiada bohatera. Do wioski powraca wówczas Dawid (Paweł Tomaszewski), syn zmarłego. Mężczyzna przyjechał na kilka dni, by załatwić kwestie pochówku, a potem ponownie zniknąć w wielkim, szerokim świecie, gdzie może być sobą i czuć się bezpiecznie. Jednak między nim a Bartkiem szybko zacznie iskrzyć. Łączące ich uczucie nie pozostanie niezauważone przez pozostałych mieszkańców wioski. Plotki zmienią się w agresywne działania tych, których jeszcze parę dni wcześniej Bartek uważał za kumpli. Sytuacja zacznie zagrażać planom bohaterów. Aż w końcu będą musieli wybrać.


Temat filmu jest więc jasny: homofobia w Polsce. Aby o niej opowiedzieć, reżyser sięga po schematy, które w naszej kinematografii były już wcześniej wykorzystywane (przykład: "Wszystkie nasze strachy"). Dlatego polska wieś jest tu przedstawiana jako bastion homofobów (choć dla uniknięcia zbyt wielkiego uogólnienia mamy pojedyncze jednostki prezentujące bardziej tolerującą postawę). Jedynym rozwiązaniem dla atakowanego geja zdaje się być wielkie miasto lub zagranica (choć i tę ideę reżyser pozbawia aksjomatycznego pazura, wprowadzając postać siostry Bartka). Na szczęście Krawczycki nie pozwala, by te schematy robiły całą narracyjną robotę. W "Słoniu" nie są one fabułą, lecz dekoracją: zapewniają kontekst dla historii głównych bohaterów. Bartek, jego matka, Dawid - to oni są dla reżysera najważniejsi. Krawczycki skupia się więc na budowaniu relacji i o nich opowiada. Potrafił też sprawić, by aktorzy mu zaufali, czego efektem są naprawdę znakomite interakcje pomiędzy Janem Hrynkiewiczem i Pawłem Tomaszewskim. W pamięci pozostaje również świetna kreacja Ewy Skibińskiej. Jako matka Bartka bywa miejscami postacią odpychającą, budzącą pogardę. Jednak ostatecznie objawia się jako bohaterka tragiczna, osoba, której marzenia legły w gruzach, czyniąc z nią obcą we własnym życiu.



I choć skupienie się reżysera na bohaterach jest bezsprzecznie najważniejszym atutem "Słonia", ma to i swoje negatywne strony. Podkreśla bowiem, czym film mógł być, a niestety nie jest. Wystarczy porównać go z brytyjskim "Pięknym krajem". Ma on podobny punkt wyjścia. Bohaterem był tam młody mężczyzna, który miał własne marzenia, ale musiał je odłożyć na bok, by zająć się rodzinnym gospodarstwem. Z rodzicami wiązały go zaś dość chłodne relacje. I tu wszystko zmieniło się wraz z pojawieniem się przystojnego przybysza. Jednak "Piękny kraj" nie jest opowieścią o homofobii czy nawet o homoseksualizmie. To przede wszystkim historia tego, jak trudno jest być otwartym na bliskość nawet w stosunku do członków własnej rodziny. Historia, która jedynie opowiedziana jest na przykładzie bohaterów-gejów. Ich orientacja seksualna ma znaczenie - w końcu jest to przede wszystkim romans - a zarazem nie ogranicza tematycznie filmu. "Słoń" był bardzo blisko pójścia podobnym szlakiem. Widać to nie tylko w relacji Bartka z matką, ale także w rzucanych komentarzach na temat ojca Dawida. A jednak tak się nie stało. Odczytuję to jako znak, że polskie kino - a może szerzej: polscy widzowie? - nie dorosło do takich historii, że wciąż jesteśmy na etapie filmowej walki z homofobią i próbami "oswajania" widowni z queerowymi postaciami.

Choć to frustrująca konstatacja, proponuję jednak skupić się na niepodważalnych zaletach "Słonia". Pięknym przeżyciem jest oglądanie polskiego filmu, który wiarygodnie pokazuje emocje i łączące ludzi więzy, zamiast raczyć widzów teatralną afektacją.
1 10
Moja ocena:
7
Rocznik '76. Absolwent Uniwersytetu Warszawskiego na wydziale psychologii, gdzie ukończył specjalizację z zakresu psychoterapii. Z Filmweb.pl związany niemalże od narodzin portalu, początkowo jako... przejdź do profilu
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Już w trakcie seansu filmu "Słoń" pojawiła się w mojej głowie myśl, że być może jest to potencjalna... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones