Recenzja filmu

Sługi boże (2016)
Mariusz Gawryś
Bartłomiej Topa
Julia Kijowska

Za jakie grzechy?

Film Gawrysia jest sklejką pejzaży miasta, kiepskich teledysków do dobrych utworów i fragmentów kryminału, w którym ktoś zapomniał o co tak naprawdę chodzi.
"Sługi Boże" Mariusza Gawrysia to kolejna polska próba stworzenia kryminału na modłę hollywoodzką, z samczym, ale złamanym komisarzem w roli głównej, pięknymi kobietami, które trzeba wybawiać z opresji i wielką intrygą, w którą zaangażowane są poważne kwoty pieniędzy. Niestety jest to także kino gatunkowe, które tak bardzo stara się zrealizować wszystkie punkty programu, że zapomina dorzucić coś własnego.

Komisarz Warski (Bartłomiej Topa) bada sprawę śmierci młodej Niemki, która rzuciła się z mostu łączącego wieże kościoła we Wrocławiu. Pomaga mu w tym przysłana z Niemiec Ana Wittesch (Julia Kijowska), która wydaje się prowadzić własne śledztwo. Wkrótce Warski wpada na trop spisku, znacznie większego niż śmierć jednej studentki.


Film Gawrysia zaczyna się mocno: jest pedofil, jest interwencja policji, jest działanie Warskiego, jest nawet wybuch i strzał. Potem niestety długo, długo nic. Reżyser stara się przybliżyć widzom złożoność i mrok tkwiący w głównym bohaterze, robiąc to głównie przez pokazywanie go siedzącego na dnie basenu, czy spoczywającego na kanapie z klimatyczną muzyką lecącą w tle. Kiedy komisarz się odzywa, nie ma zbyt wiele do powiedzenia, co zresztą jest przypadłością większości postaci na ekranie. Sceny dialogowe są tu krótkie, mało treściwe i w znakomitej większości niespuentowane. Jest to o tyle irytujące, że czasem trudno połapać się, o czym tak naprawdę rozmawiają bohaterowie, albo w jaki sposób dosyć niezręczna wymiana zdań skończyła się w łóżku. Teksty, które padają z ich ust sprawiają wrażenie, jakby zostały napisane przez kogoś, kto dopiero uczy się pisać dialogi, a fakt, że kilka kwestii uznanych zostaje tu za na tyle "cool", że warto je powtórzyć kilkakrotnie na przestrzeni półtora godzinnego seansu, tylko pogarsza ten obraz.

Sam film jest bardzo chaotyczny. Główny wątek, którym z początku wydaje się być śledztwo w sprawie śmierci Niemki, zostaje po pewnym czasie zawieszony, czy wręcz porzucony. Warski zaczyna kręcić się po mieście bez celu, a to spotykając się ze swoją terapeutką (Małgorzata Foremniak), a to węsząc spisek, chociaż w zasadzie nie wiadomo skąd ma na to czas, skoro dookoła wciąż giną ludzie, a on jest bądź co bądź policjantem. Niekonsekwencja świata przedstawionego jest tu zresztą ewidentna. Komisarz, będący częścią urzędowej machiny, w zasadzie nie odpowiada przed nikim, nie jest też rozliczany z postępów śledztwa. Nawet gdy sprawy przybierają wyjątkowo zły obrót, a jego przełożony stwierdza, że "To śmierdzi", nic tak naprawdę z tego nie wynika i Warski może dalej robić co chce. Z kolei, gdy wszystkie puzzle trafiają już na swoje miejsce, wydarzenia z początku filmu, które w pierwotnym kontekście dały się jeszcze zrozumieć, tracą nagle sens i wydają się nie być niczym więcej niż scenariuszowym konstruktem nastawionym na zmylenie widza.

Jak na kryminał, wyjątkowo mało jest tu tajemnicy. Więcej czasu spędzi się na zastanawianiu, w jaki sposób pokazywane wydarzenia się ze sobą łączą, niż nad tym kto faktycznie zabił, bo to jasne staje się dosyć szybko. Brak tu także napięcia. Gdy bohaterowie odkrywają jakąś straszną prawdę, w ogóle nie odczuwamy ich emocji, nawet jeśli z Julii Kijowskiej łzy leją się strumieniami. Finał z kolei szeleści papierem, bohaterowie zamieniają się w kukiełki, które pozbawione zostają wszelkich cech ludzkich i robią wszystko, żeby wprowadzić fałszywy suspens, nawet jeśli oznacza to bezmyślne wpatrywanie się w dal w oczekiwaniu na napastnika czy podchodzenie na odległość ręki, żeby pogrozić komuś pistoletem.


Film Gawrysia jest sklejką pejzaży miasta, kiepskich teledysków do dobrych utworów i fragmentów kryminału, w którym ktoś zapomniał o co tak naprawdę chodzi. Gdyby chociaż postać Małgorzaty Foremniak miała na imię "Zosia" można by odczytywać ten film w kluczu ironicznym. Niestety wszystko jest tu brane na śmiertelnie poważnie, a niektóre rozwiązania scenariuszowe niezamierzenie bawią. Tak o to kolejne marzenie o polskim filmie w stylu amerykańskim okazało się być koszmarkiem.
1 10 6
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Polska pogoń za kryminałem trwa, choć najczęstszym rezultatem rodzimych starań są póki co filmowe... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones