Recenzja filmu

Slender Man (2018)
Sylvain White
Joey King
Julia Goldani Telles

Slender, to znaczy cienki

Jako że "Slender Man" to owoc stricte współczesnej popkultury o wirtualnym rodowodzie, który w świecie realnym zebrał pokłosie wydarzeń makabrycznych, trzeba było wykazać się wybitnym brakiem
Skoro fikcyjna, choć dla wielu przerażająca, postać stworzona na potrzeby photoshopwego konkursu przez internautę, Erica Knudsena, była w stanie zainspirować artystów, autorów dzieł literackich czy gier komputerowych, to czemu do owego grona miałby nie dołączyć któryś z reżyserów filmowych? Wieść o tym, że Slender Man trafi na duży ekran elektryzowała więc pewną frakcję miłośników dreszczyku emocji już dobrych kilka miesięcy wstecz. Dla fanów upiornego humanoida czas niecierpliwego czekania minął, ale należycie im owego nie wynagrodzono. Ujmując temat w sposób dalece lakoniczny, gdyż użytkownik forum Something Awful winien mieć pełne podstawy prawne, by żądać od twórców tego żenującego kuriozum, zwanego dalej horrorem wyłącznie umownie, oficjalnych przeprosin, zaprzestania dystrybucji i finansowego zadośćuczynienia za straty moralne.

W sposób naturalny boimy się tego, czego nie potrafimy poznać, zinterpretować czy ocenić. Twarz stanowi potężne narządzie emocjonalnej ekspresji i podstawowy papierek lakmusowy intencji ludzi, z którymi skrzyżowaliśmy ścieżki, stąd nic dziwnego, że niemożność czytania czyichś zamiarów w ten sposób budzi dyskomfort podobny do tego, jaki towarzyszy nam podczas przeprawy przez najgęstszą ciemność czy niepewną sytuację życiową. Przyjmując za punkt wyjścia sylwetkę pozbawionego lica protagonisty można stworzyć naprawdę intrygującą historię, od której włos jeży się na głowie. W przypadku "Slender Mana" podniósł tę rękawicę David Birke, a zadanie zainscenizowania treści jego scenariusza przed kamerą spadło na Sylvaina White'a. Informacja o tym, że z filmu wycięto co bardziej krwawe fragmenty, celem wstrzelenia go w kategorię wiekową PG 13, pojawiła się w sieci niczym rasowy złowrogi omen, ale na pewno nie w pożądanym przez większość znaczeniu.

Okrojenie horroru z najbrutalniejszych scen nie powinno robić za skuteczny marketingowy wabik dla żadnej grupy odbiorców. To przecież mniej więcej tak, jakby reklama samochodu zdradzała potencjalne problemy związane z jazdą, ale opcja wycelowania w bardziej zróżnicowaną wiekowo widownię, jawiła się zapewne Madhouse Entertainment i Mythology Entertainment jako boxoffice'owy koń trojański. Wygląda na to, że przy tak misternie przemyślanym fortelu kwestia odbioru przez krytyków, o regularnych widzach nie wspominając, ma dla ich szefów znaczenie marginalne i fakt, że Sony Pictures chcieli odsprzedać prawa do dystrybucji "Slender Man" komuś innemu, a właścicielom platform typu Netflix ciężko było uwierzyć w potencjał pozycji, ani trochę nie dziwi.


Kilkoro nastolatków znajduje w internecie filmik, którego odtworzenie – i zastosowanie się do prostej instrukcji w nim zawartej – przywołuje tytułowego upiora, co wbrew skromnym obawom i gwoli rozkręcenia zakrapianego spotkania w domu jednej z uczestniczek niefrasobliwie czynią. W ten sposób ściągają na siebie swoistą klątwę implikującą cały wachlarz straszliwych konsekwencji, nie wyłączając upadku w sam środek umysłowego piekła jako jednej z głównych atrakcji potwornej gry, w której stają się pionkami. Mimo, że fabuła całego filmu pozwala się streścić w dwóch niekoniecznie rozbudowanych zdaniach, dawała ona nieskończenie szerokie pole do popisu. Przecież w ludzkiej głowie może wydarzyć się wszystko. David Birke i Sylvain White zrobili z tego właściwy użytek w raptem dwóch rzeczywiście udanych scenach, ale to stanowczo za mało, by horror zwyczajnie zadziałał. Tymczasem opowiada on swoją historię w sposób tak płaski, sztampowy, mało wciągający i zwyczajnie idiotyczny, że losem tej paczki dzieciaków naprawdę ciężko się przejąć.

Akcja wielu ukazanych tu wydarzeń odbywa się na ekranie komputera bądź smartfona. Z jednej strony uwypukla się za sprawą takiego rozwiązania pewne signum temporis, czego nie zamierzam liczyć na minus choćby z tego względu, że dobrze oddaje ono charakter genezy strasznego pana o smukłej sylwetce. Nie jestem również sceptyczny wobec kręcenia horroru o młodzieży i dla młodzieży. Uginający się od popkulturowych klisz, słynny netflixowy "Stranger Things" ukazuje wszakże perypetie jeszcze młodszych bohaterów, ale bracia Duffer rozegrali jego realizację w taki sposób, że nawet będąc widzem dorosłym, ciężko nie ulec czarowi serialu i nie dać się mu porwać. Problem "Slender Mana" leży więc gdzie indziej.


W tym partykularnym przypadku kuleje niemal wszystko, co najważniejsze. Na temat bezlitośnie plastikowej narracji pisałem już wcześniej, ale to zdecydowanie nie koniec kolosalnych uchybień. Aktorstwo jest tak słabe, że najczęściej mamy wrażenie obcowania z rozhisteryzowanymi licealistkami, których podstawowym problemem jest młodzieńczy trądzik i głupkowaty komentarz, zostawiony przez złośliwego kolegę z klasy pod opublikowanym na portalu społecznościowym zdjęciem, a nie z ekipą młodych ludzi przestępujących próg psychicznej gehenny. W tym miejscu dość napisać, że nawet znana z doskonałej przecież "ObecnościJamesa Wana czy z epizodu w niesłusznie dyskredytowanym "Mroczny Rycerz powstajeJoey King tym razem nie starała się jak mogła. Szalenie campowo wypada w bardzo wielu scenach wyjątkowo tandetne CGI, co dodatkowo czyni zadość tej jawnej potwarzy dla wszelkiego poczucia dobrego smaku i choćby przeciętnego intelektu.

Jako że "Slender Man" to owoc stricte współczesnej popkultury o wirtualnym rodowodzie, który w świecie realnym zebrał pokłosie wydarzeń makabrycznych, trzeba było wykazać się wybitnym brakiem kreatywności, wyobraźni i pomyślunku, by temat położyć, choć dla demiurgów tego śmieciowego tytułu nie ma najwidoczniej rzeczy niemożliwych. "Slender Man" to horror wyłącznie w teorii, w którym przestraszyć może od biedy jeden (choć trzeba przyznać – naprawdę udany) jumpscare, ale gdyby tylko oferował on ponadto cokolwiek wartościowego można – czy wręcz trzeba – by puścić ten fakt w niepamięć. Wspomnianego próżno się jednak doszukiwać. Dobre zdjęcia i ciekawe ujęcia w liczbie skromnej nie wystarczą i nawet największym fanom przejmującego trwogą chudzielca można ten seans spokojnie odradzić.
1 10
Moja ocena:
2
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Był piękny jesienny wieczór. Dzieciaki wściekały się na skraju ciemnego lasu, przyroda gniła i... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones