Recenzja filmu

Spokój (1976)
Krzysztof Kieślowski
Jerzy Stuhr
Danuta Ruksza

Spokój?

Krzysztof Kieślowski nakręcił w 1976 roku film, który z powodu swego pesymistycznego spojrzenia na szarą codzienność ówczesnej epoki znalazł sobie wygodne miejsce na półce, gdzie przeleżał kilka
Krzysztof Kieślowski nakręcił w 1976 roku film, który z powodu swego pesymistycznego spojrzenia na szarą codzienność ówczesnej epoki znalazł sobie wygodne miejsce na półce, gdzie przeleżał kilka lat. Dlaczego zdecydowano się postąpić z tym dziełem tak jak już z niejednym filmem? Konrad J. Zarębski napisał w krótkim opisie charakteryzującym, iż jest to "trzeźwe spojrzenie na możliwość resocjalizacji w Polsce", czasów komunizmu res evidens, jednak w moim odczuciu jest to jedynie część prawdy. W rzeczywistości nie ma większego znaczenia, czy postać kreowana przez Jerzego Stuhra jest niedawnym więźniem, czy może piekarzem wypiekającym bułki z sezamem. Istotne jest to, że osoba uczciwa, w odczuciu reżysera, w dodatku starająca się wszystkich zadowolić, zawsze oberwie. Dostanie po dupie, wulgarnie się wyrażając. Gralak od chwili wyjścia z więzienia ma twarde postanowienie zmiany swego życia, tak, by nie trafić więcej w to podłe miejsce, które wykańcza ludzi. Nic nie jest warte, by się narażać na zakończenie tu swego żywota. Tym, co ma go zatrzymać na właściwej drodze, są: praca i rodzina. Obydwie rzeczy osiąga. Bynajmniej nie z powodu jałmużny, od kierownika, lecz dlatego, że jest uczciwy, pracowity, wszyscy mu ufają. Zarówno koledzy z pracy jak i szef, który widziałby w Antku swego pieska na posyłki, konfidenta donoszącego na kolegów. Nasz bohater jednak trzyma się mocno. Umiejętnie lawiruje między poczuciem wdzięczności do szefa, a lojalnością wobec kolegów, co udaje mu się znakomicie. Pozostaje w zgodzie ze swoim sumieniem. Do czasu. Kradzież cementu zmienia wszystko. A właściwie nie tyle zmienia co uwydatnia, że te marzenia były jedynie "zamkami z piasku". Czymś wielce nierealnym. Gralak ujmuje się za kolegami, za co najprawdopodobniej zostanie usunięty z pracy. Ci z kolei myślą, że ich sprzedał, może też sądzą, iż on jest winien kradzieży. Zostaje zatem bez pracy i perspektyw, a żona niedługo będzie rodzić. Prawie wszystkie więzy z legalnym życiem zostają zerwane. Tylko dziecko i żona pozostaną. Jednak czy on ją faktycznie kocha? A może traktował jedynie instrumentalnie, jak odskocznię od swej przeszłości, która zaprowadziła go za więzienne mury? Scena, kiedy wychodzi z mieszkania, które zamieszkuje, by poznać swą, jak się później okaże, żonę i dość ordynarnie odzywa się do gospodyni jest w mym odczuciu tego dobrym dowodem. Los jego kolegi z celi świadczy najdobitniej o tym, że w "pierdlu" można jednie umrzeć, gdyż życiem tego w żaden sposób nazwać się nie da. Zatem, jak chce pan Zarębski, bohater musi upaść. Jednak, gdyby film ten opowiadał jedynie o niemożliwości odbicia się od dna, byłby jednym z tysiąca tego typu. To, co uderza najbardziej, to fakt, iż od początku podskórnie czujemy, jaki będzie finał. Ze zdenerwowaniem wyczekujemy momentu, gdy bohater kroczący nad przepaścią spadnie. Narasta w nas napięcie, a raczej uczucie niesłychanej bezsilności, powodujące, że ciężko jest w sercu nie zapłakać nad losem człowieka, któremu nie może się udać. Nie w tym świecie, co niszczy ludzi wrażliwych pchając ich w skrajności. Od przestępstwa do próby uszczęśliwienia wszystkich. Jeśli, jakiś widz chce mieć nadzieję, że bohater po tym, czego doznał, zdoła się podnieść, bo jest wolny jak te konie, które szło mu obserwować, to jego wola, lecz zawsze znajdzie się ktoś, kto znów go pognębi. Kto, cynicznie się wyrażając, zabije konia i przerobi go na kabanosy.
1 10 6
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones