Recenzja filmu

Sprawa dla dwojga (2013)
Jean-Paul Salomé
François Damiens
Géraldine Nakache

Trup jako rola życia

Owszem, zadanie rozwiązane poprawnie, odpowiedź wykaligrafowana czytelnym pismem, temat lekcji podkreślony kolorowym flamastrem, ale czy po to chodzimy do kina, by oglądać wzorowo odrobione
Mój osobisty test na jakość komedii podpowiada, że nie jest dobrze, kiedy największą wesołość wywołują upadki postaci ślizgających się na mokrej plamie, wpadających na ścianę czy zbierających cios między oczy. Mistrzowie slapsticku wiedzieli, że upadek zadziała lepiej, jeśli widza się wcześniej rozmiękczy emocjonalnie albo nadgryzie absurdem. Gdy upada ktoś taki jak bezrobotny aktor Jean Renault, nie wiadomo, czy śmiech jest wyrazem radości, że upierdliwcowi przydarzyło się coś przykrego, czy desperacji, wynikającej z oczekiwania na coś naprawdę zabawnego. Inna rzecz, że "Sprawa dla dwojga" to komedia na pół gwizdka – para nie idzie tu bowiem wyłącznie w komizm, ale także w warstwę kryminalną i romansową. Artysta tkwiący na życiowej mieliźnie zabawia się tu w detektywa amatora, przy okazji próbuje poderwać młodą panią prokurator. Romans ufundowany może być wyłącznie na wzajemnej niechęci.



Sporym wyzwaniem jest budowanie humoru wokół antypatycznego bohatera i jeśli można mówić tu o sukcesie, to należy go przypisać głównej gwieździe produkcji. François Damiens portretuje człowieka, który wszedł do świata filmu przebojem, ale szybko zyskał sławę chimerycznego upierdliwca, co zaskutkowało wyhamowaniem obiecującej kariery (po telewizyjnych serialach przyszła rola w reklamie środka na przeczyszczenie). Cień padł też na życie prywatne – Renaulta opuściła żona z dziećmi. Aby uciułać dni pracy niezbędne do otrzymania zasiłku, przygasły gwiazdor decyduje się zagrać rolę ofiary podczas policyjnej wizji lokalnej, odbywającej się w opustoszałym poza sezonem alpejskim kurorcie. I tu wychodzą z niego cechy, które przysporzyły mu tyle kłopotów na planie filmowym. Kiedy proszą go o odtworzenie prostej sekwencji ruchów i wygłoszenie kwestii, zaczyna wczuwać się w rolę i improwizować. Metoda Stanisławskiego nie przypada do gustu prowadzącym śledztwo, zwłaszcza kiedy aktor zaczyna doszukiwać się luk i niejasności w niemal zamkniętej sprawie.



"Sprawa dla dwojga" to film pod każdym względem skromny, i przed szczególnie bolesną porażką ratują go w zasadzie właśnie ograniczone ambicje. Zachodzi tu swoisty bilans cieplny – zarówno humor, jak i wątek romansowy dostosowują się temperaturą do intrygi kryminalnej, która pastiszuje klasyczne powieści detektywistyczne. Oznacza to zamkniętą przestrzeń, ściśle ograniczony krąg zaangażowanych osób i emocje jak przy poobiedniej partii szachów. Stawką jest niby wyrok za potrójne morderstwo, ale główny oskarżony zachowuje się jak na pikniku, a prowadzący śledztwo niecierpliwie spoglądają na zegarki. Reżyser nawet nie próbuje zagęszczać atmosfery, ale na niej właśnie buduje humor. Wydarzenia następują powoli (z wyjątkiem, charakterystycznej dla kiepskich kryminałów, gorączkowej końcówki), a wolna przestrzeń między nimi wypełniona jest wątkami komediowymi i romansowymi. Na szczęście nie stanowią one oddzielnych warstw opowieści. Kolejne poszlaki wypływają w efekcie utarczek czubiących się i flirtujących bohaterów albo równie niezgrabnego śledztwa, prowadzonego przez upartego aktora.



Dzięki tym dobrze wyegzekwowanym połączeniom całość ogląda się bez bólu, ale uznanie dla twórczej sprawności ma tu w sobie coś z pochwały wpisanej do szkolnego zeszytu. Owszem, zadanie rozwiązane poprawnie, odpowiedź wykaligrafowana czytelnym pismem, temat lekcji podkreślony kolorowym flamastrem, ale czy po to chodzimy do kina, by oglądać wzorowo odrobione prace domowe? Na pewno ciągle istnieje zapotrzebowanie na letnie rozrywki do letniego obiadu, ale gdy pod koniec filmu głośny upadek bohatera wyrywa mnie z letargu, przypominam sobie, że oglądam komedię. A w tej sztuce letniość wydaje się grzechem jeszcze bardziej poważnym nawet niż w religijnej wierze. Nawet jeśli postać głównego bohatera uzmysławia, że na co dzień życie utrudnia nam raczej niezmordowana żarliwość.
1 10
Moja ocena:
4
Rocznik '82. Urodzony w Grudziądzu. Nie odnalazł się jako elektronik, zagubił jako filmoznawca (poznański UAM). Jako wolny strzelec współpracuje lub współpracował z różnymi redakcjami, z czego... przejdź do profilu
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones