Recenzja filmu

Stan wyjątkowy (2018)
Vinko Brešan
Krešimir Mikić
Lazar Ristovski

Hieny cmentarne

Clou filmu Brešana jest jednak takie, że na Bałkanach nie ma ludzi w pełni czystych. Politycy zawinili milczeniem, społeczeństwo – przyzwoleniem na milczenie polityków. Budowanie narodowej dumy
Gdzie nie spojrzysz, tam trup. Gdzie nie pójdziesz, tam grób. Czy istnieje jednak lepsze remedium na obsesję śmierci, jeśli nie śmierć właśnie? Chorwacki generał ze "Stanu wyjątkowego" idzie na polowanie, bo kolega - także generał - powiedział mu, że zabijanie robi dobrze na myśli samobójcze. Tyle że w lesie widzi to samo, co i we śnie - jacyś ludzie kopią dół na zwłoki, inni niosą trumnę. To czarna magia czy żarty ze starego żołdaka? Sen czy jawa? Przez to pomieszanie porządków generalski nabój, zamiast w bobra, trafia w tyłek innego myśliwego. Taki pech człowieka z bronią, jak to w życiu. 



Ale życie nie jest wcale najważniejszym tematem filmu Brešana. Wręcz przeciwnie: to satyryczny rytuał odprawiony na cmentarzu politycznym. Cmentarzu chorwacko-serbskim, który codziennie nawiedzają duchy wojny. U jednych wywołują poczucie winy, dla innych są symbolem krzywdy i niesprawiedliwości. Nie trzeba być jednak wielkim znawcą konfliktu na Bałkanach, żeby wiedzieć, że główna linia podziału przebiega także między tymi, którzy wydawali rozkazy - i uniknęli odpowiedzialności - oraz tymi, którzy zabijali i ginęli. Ta wielka gonitwa po kraju świeżych ran i pospiesznie zasypanych grobów odbywa się w kluczu surrealistycznym. W kompozycji szkatułkowej przechodzimy przez kolejne sny - oraz sny w snach -odkrywając powiązania między trzema głównymi wątkami: generała, ministra i starego obywatela. 


Najważniejszym - i spajającym wszystkie pozostałe - jest bez wątpienia ten ostatni. Oto grupa zamaskowanych emerytów, przebrana w koszulki piłkarskiej reprezentacji narodowej, otwiera grób Franjo Tuđmana, zmarłego w 1999 roku prezydenta Chorwacji, i wykrada jego zwłoki. W tym samym czasie podobna ekipa dziadków z Serbii uprowadza ciało Slobodana Milosievica. Wszyscy spotykają się w Zagrzebiu, w ciasnym mieszkanku Karla, żeby obradować nad dalszym losem bezcennych kości. Czemu ma jednak służyć cała ta narodowa profanacja? Czy chodzi o wyraz fanatycznego nacjonalizmu, którego ukoronowaniem powinno stać się selfie z martwym przywódcą? Nie zdradzę rozwiązania. Dość powiedzieć, że inny wątek to podobna enigma. Minister policji bierze udział w uroczystości wmurowania kamienia węgielnego pod nowe skrzydło więzienia, ale zamiast stać spokojnie i słuchać hymnu, barykaduje się w celi upamiętniającej więźniów politycznych reżimu Tito. Premier i prezydent - ten drugi grany przez Daniela Olbrychskiego - powołują więc specjalny sztab kryzysowy. Nikt tutaj wcześniej nie widział polityka, który sam siebie wsadzałby za kraty. I to w dodatku za niewinność. 



Clou filmu Brešana jest jednak takie, że na Bałkanach nie ma ludzi w pełni czystych. Politycy zawinili milczeniem, społeczeństwo – przyzwoleniem na milczenie polityków. Budowanie narodowej dumy odbyło się kosztem wyparcia niewygodnych faktów i przeinaczenia przeszłości, a życie na płytkich grobach, o których tak bardzo pragnie się zapomnieć, wywołuje obsesję śmierci. Znamy to w dużym stopniu z autopsji, bo sami – jako społeczeństwo – żyjemy w cieniu traum, rozliczeń, upamiętnień i konfliktów o naszych umarłych. Każde narodowe egzorcyzmy budzą histeryczne emocje, kierują ludzi przeciwko ludziom, stawiają różne opcje polityczne w stan podwyższonej gotowości. W filmie zyskują dodatkowo wymiar ogólnonarodowej intrygi, szpiegowskiego kabaretu absurdów, gdzie wszyscy tańczą wokół monumentalnych pomników i płyt nagrobnych. Jedni, żeby zachować świat w jego nienaruszonej hipokryzji, drudzy, żeby go oczyścić za pomocą radykalnego przeinaczenia zasad, które jako jedyne może przywrócić dawno zapomniane poczucie sprawiedliwości. 




Ale czy cokolwiek da się zmienić, skoro to tylko sen śniony przez tych, którzy na co dzień nie potrafią odróżnić rzeczywistości od własnych fantazji? Metoda satyryczno-surrealistyczna nieźle pasuje do filmowej nekropolii Brešana, zbytnia dosłowność mogłaby utopić egzorcyzmy w jakiejś hermetycznej lokalności. Czasami bywa tu jednak zbyt łatwo, figury - generał, minister, biskup, naczelnik więzienia - miejscami zbliżają się niebezpiecznie do satyrycznego papier mâché, jakby utkano je specjalnie na potrzeby międzynarodowej publiczności, którą koniecznie trzeba zawojować i oswoić. Zapewne też inaczej odbiera się film w sytuacji, kiedy zna się wystarczająco dobrze realia współczesnej chorwackiej polityki. 

Z drugiej strony kryje się tutaj pewien nieoczywisty paradoks - do produkcji filmu dorzuciła się TVP. Tymczasem, o ile się nie mylę, Brešan z premedytacją uderza w narodowe świętości. Nie nasze, ale jednak. Otwieranie grobów, profanowanie narodowych pomników, urządzane na dziko pogrzeby, gonitwy z trumnami prezydentów-nacjonalistów, księża rażeni piorunem. W polskiej telewizji doszło chyba do jakiejś pomyłki. Bo może i Chorwacja to daleka i ciepła kraina, ale zbiorowe imaginaria mamy zaskakująco podobne. Zbudowano je na grobach, dużych i małych, płytkich i głębokich. A, jak głosi obecnie panująca wizja polityki, kto porywa się na grób, ten porywa się na naród. Choćby nawet na ustach miał prawdę. 
1 10
Moja ocena:
7
Publicysta, eseista, krytyk filmowy. Stały współpracownik Filmwebu, o kinie, sztuce i społeczeństwie pisze dla "Dwutygodnika", "Czasu Kultury", "Krytyki Politycznej", "Szumu" i innych. Z wykształcenia... przejdź do profilu
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones