Recenzja wyd. DVD filmu

The ABCs of Death (2012)
Angela Bettis
Hélène Cattet

Abecadło z piekła spadło

Śmierć jest tematem wymagającym olbrzymiego taktu. W sztuce trudno ją zdefiniować, a jeżeli już się to robi, artyści używają poetyckiego języka i uciekają od dosłowności. Realizatorzy "The ABCs
Śmierć jest tematem wymagającym olbrzymiego taktu. W sztuce trudno ją zdefiniować, a jeżeli już się to robi, artyści używają poetyckiego języka i uciekają od dosłowności. Realizatorzy "The ABCs of Death" najwyraźniej mieli gdzieś takie podejście. Postanowili dobrać 26 młodych i najbardziej bezczelnych reżyserów kina grozy ostatnich lat, a następnie powierzyć im temat umierania. Zamysł od początku do końca był jasny- ma wyjść film brutalny, obrazoburczy, obrzydliwy i… przy tym zabawny, bo przecież zaangażowani twórcy wykorzystują konwencję grozy, by tworzyć kino stricte rozrywkowe.

Jak wskazuje tytuł, każda z nowel zawartych w "The ABCs of Death" jest przyporządkowana innej literze alfabetu. Wybrani twórcy dostali drogą losowania poszczególne literki, niewielki budżet i wolną rękę, co do pomysłów, byle tylko "śmierć" była motywem przewodnim. Ryzykowne przedsięwzięcie, zważywszy, że reżyserzy kolejnych segmentów pochodzą z różnych krajów, mają zupełnie inne poczucie estetyki oraz korzystają z odmiennych technik kręcenia. Jednak już po kilkunastu minutach seansu można dojść do wniosku, że o to właśnie chodziło. Realizatorzy chcieli by ani na chwilę widz nie czuł znużenia, więc kolejne nowele niczym nie przypominają poprzednich. No może poza kilkoma szczegółami i dawką czarnego humoru. Mnie przypadła do gustu ta różnorodność, zwłaszcza że dużo mówi ona o kulturze poszczególnych regionów, w których toczy się akcja.

Z uwagi na wielość noweli, każdemu autorowi przysługiwało około 5 minut. Czas bardzo niewielki, a jak się okazuje w te kilkaset sekund można sporo opowiedzieć. Zwłaszcza dysponując szybkim montażem i świeżymi pomysłami. Nie każdy z twórców zrealizował epizod godny uwagi, ale przynajmniej połowa nie zawiodła pokładanych nadziei.

Największe wrażenie wywarła na mnie literka "O". Bruno Forzani i Héléne Cattet nie do końca wywiązali się z obietnicy zawartej w tytule, niemniej używając bajecznej kolorystyki i jednocześnie mrocznego klimatu zdefiniowali za pomocą obrazów kobiecy orgazm. Ta króciutka, nawet jak na ten film nowelka ma w sobie coś z kina artystycznego, nie rezygnując przy tym elementów horroru.

Srdjan Spasojevic, autor głośnego ostatnimi czasy "Srpskiego filmu" również nie rozczarował swoich fanów. Posługując się metaforami, ukazał w jaki sposób cenzura niszczy dzieła filmowe. Nawiązał do panującej w USA tradycji mówiącej "film z kategorią R nie zarobi, więc należy go pociąć tak by nadawał się do oglądania przez niższe grupy wiekowe". Ta przypowieść jest ukazana oczywiście w sposób nie dosłowny, a przy tym odpowiednio makabryczna jak przystało na jej reżysera.

Nie wszyscy podeszli do swoich tematów w mniej majestatyczny sposób . Yudai Yamaguchi ("Tamami") nakręcił przezabawną historyjkę, obrazującą problemy osoby lubiącej czarny humor, która nie zawsze potrafi zachować powagę sytuacji. Marcel Sarmiento ("Martwa dziewczyna") zabawił się tymczasem konwencją "mordobicia", pokazując w spowolnionym tempie pojedynek psa z człowiekiem. Całość okrasił zgrabnym twistem w finale. Lee Hardcastle, który dostał się do tej antologii dzięki zwycięstwu w konkursie urządzonym przez realizatorów, także nie omieszkał przedstawić nam kilku makabrycznych dowcipów. W jego animacji, moment korzystania po raz pierwszy z toalety, przez 4 letniego bohatera, przybiera postać prawdziwego koszmaru. Widząc scenę walki z "przerażającym sedesem" trudno się nie zaśmiać.

Autorzy ostatnich literek w tej kompilacji skorzystali z konwencji wideoklipu. Najlepiej udało się to Jasonowi Eisener (znany choćby z "Hobo with a Shotgun"), który używając jedynie obrazów i muzyki, ukazał utratę niewinności dziecka w dość dwuznaczny sposób. Przy czym nie omieszkał umieścić tutaj również swojego ukochanego motywu zemsty. Yoshihiro Nishimura ("Tokyo Gore Police") tymczasem genialnie zakończył całą antologię literką Z. Nakręcił obrzydliwą do granic możliwości reklamówkę Japonii, przedstawiając swój kraj jako siedlisko zła. Nie obyło się bez scen porno, wynaturzeń oraz ekstremalnej przemocy.

Nie wszystkie segmenty w "The ABCs of Death" reprezentują jednak dobry poziom. Kilku twórców dało ciała, marnując doszczętnie swoje 5 minut. Andrew Traucki ("Martwa rzeka") zaserwował nam opowieść o gościu, który poszedł surfować i się utopił. Wow, niesamowite! Nacho Vigalondo ("Zbrodnie czasu") rozpoczął literką A w równie tragiczny sposób, ograniczając się do pokazania morderstwa żony na mężu. Mało oryginalnie i rozegrane bez żadnych emocji. Anders Morgenthaler ("Jabłko i robak") i Noboru Iguchi ("Deddo sushi")swoimi krótkimi metrażami pozostawili tylko niesmak, bo jak inaczej ocenić poważnie animację o walce z kupą (fuj!) i love story o wąchaniu gazów (ble!!).

Mimo wszelkich zgrzytów całą antologię oceniam pozytywnie. To gratka dla fanów filmowej ekstremy. Pewnie znajdzie się spora grupa osób, które wyłączą "The ABCs of Death" po kilku pierwszych scenach. Dlatego uprzedzam, trzeba mieć dużo dystansu, obowiązkowo czarne poczucie humoru oraz szczyptę chorej wyobraźni. Jeżeli spełniacie powyższe wymagania, ten film jest właśnie dla was. Jeżeli nie... Cóż, wasza strata.
1 10
Moja ocena:
6
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones