Kłamstwo ma długie nogi

"To, co pozostało" jest opowieścią o kłamstwie, które w psychologii ukrywane jest pod wieloma mądrymi terminami, takimi jak: wyparcie, indukcja, projekcja. Ran Huang jednak nie poszedł w stronę
Kłamstwo ma długie nogi
Są takie rzeczy na tym świecie, które nie śniły się filozofom. A najwspanialszą i najniezwyklejszą z nich jest ludzki umysł. Nie ma chyba rzeczy, która byłaby bardziej krucha. Zranić go, zmiażdżyć i roztrzaskać na drobne kawałki jest bowiem bardzo łatwo. Wystarczy do tego tylko inny człowiek o już zmasakrowanym umyśle. Zarazem jednak nie ma na świecie rzeczy o większej możliwości przetrwania. To, do czego jest zdolny ludzki umysł w obliczu realnego lub urojonego zagrożenia, jest tak niesamowite, że nawet będąc tego świadkami nie sposób w to uwierzyć. Z tego też powodu "To, co pozostało" nie jest dla widzów łatwą lekturą. Nie jestem nawet pewien, czy powinno się go oglądać bez nadzoru specjalisty. Reżyser Ran Huang zabiera nas bowiem do świata ludzkich doświadczeń, w którym nie ma żadnych pewników, nie istnieją podziały na dobro i zło. To rzeczywistość zdominowana przez kwantową zasadę nieoznaczoności. Tu rządzą szarości, a zewnętrzny obserwator determinuje kształt psychicznej rzeczywistości.
 
Jednak pułapka, jaką zastawia na widzów reżyser, nie jest na początku filmu oczywista. "To, co pozostało" zaczyna się niczym klasyczny ponury skandynawski kryminał. (Co w sumie powinno być już znakiem ostrzegawczym: film został bowiem zrealizowany w języku angielskim, ale jego akcja osadzona została w Skandynawii i stąd też pochodzi większość obsady.) Oto widzimy smutnego, cichego, zagubionego mężczyznę. To Sigge (Gustaf Skarsgård), który jest na przepustce ze szpitala psychiatrycznego. Nie jest to jego szczęśliwy dzień. Co chwilę doznaje bolesnych rozczarowań. Zostaje brutalnie okradziony, a jego brat nie udziela mu potrzebnego wsparcia. Czarę goryczy przepełnia fakt, że wszystko to ma miejsce w dniu jego urodzin. Tylko w szpitalu zdaje się odnajdować chwilę wytchnienia.
 
Jednak i ten spokój szybko się ulotni. Sigge, który postanawia rozpocząć "nowe życie" i zmienia swoje imię na Mads, zaczyna opowiadać o chłopcu, którego miał kiedyś uprowadzić i zabić. Pod wpływem nowej terapeutki (Andrea Riseborough) odkrywa coraz więcej wypartych wspomnień. Wyłania się z nich przerażający obraz potwora-ofiary. Oto Mads miał być w dzieciństwie regularnie gwałcony przez swojego ojca. Zaś kiedy podrósł, sam stał się drapieżcą. Po pierwszym ujawnionym mordzie Mads zaczyna przypominać sobie o kolejnych zabitych przez siebie chłopcach. W sprawę włącza się policjant (Stellan Skarsgård), który stara się zdobyć dowody potwierdzające zeznania Madsa.
 
Ran Huang fantastycznie odtwarza filmowe skandynawskie klimaty. Aż trudno uwierzyć, że urodził się w Chinach. "To, co pozostało" ma tak gęsty od ludzkiego cierpienia klimat, że należy się tylko cieszyć, iż żyletki nie są już powszechnie dostępne. Oglądając całą galerię postaci pokiereszowanych przez los (czytaj: innych ludzi), naprawdę trudno jest powstrzymać chęć podcięcia sobie żył. Nie ma tu bowiem miejsca na radość, szczęście lub choćby zwykłe zadowolenie. Każde odkryte wspomnienie Madsa jest źródłem nowego cierpienia. Pomagająca mu terapeutka sama jest ofiarą kazirodczych gwałtów, a teraz zmaga się z ciałem, które odrzuca kolejne próby zostania przez nią matką. Zaś policjant to były alkoholik, którego rodzina rozpadła się, i którego dobijają nawet ciastka z wróżbami, pokazując, że nie ma dla niego żadnej przyszłości.
 
Huang buduje tę ponurą wizję świata skrupulatnie i bez pośpiechu. Skupia się na swojej fantastycznej obsadzie pozwalając zabłysnąć aktorom do tego stopnia, że ich kreacje będą budzić dyskomfort wielu widzów. W trakcie seansu dotyczy to przede wszystkim Gustafa Skarsgårda, który po mistrzowsku uczłowiecza gwałciciela i mordercę dzieci. Cierpienie i kruchość stworzonego przez niego bohatera wzbudzi wewnętrzny protest, u tych, którzy mogą uznać, że pokazywanie ludzkiego oblicza zbrodniarza prowadzi do usprawiedliwiania albo nawet rozgrzeszenia. Jednak po seansie, kiedy rzeczywisty kontekst opowieści stanie się jasny, największe wrażenie zrobi gra Andrei Riseborough. Pod jej wpływem wiele osób może nawet zwątpić w to, czy empatia jest czymś, co rzeczywiście istnieje.
 
Bowiem tak naprawdę "To, co pozostało" jest opowieścią o kłamstwie, które w psychologii ukrywane jest pod wieloma mądrymi terminami, takimi jak: wyparcie, indukcja, projekcja. Ran Huang jednak nie poszedł w stronę suchego wykładu. Wolał tak zbudować film, byśmy na własnej skórze doświadczali mocy kłamstwa. Dlatego też "To, co pozostało" samo w sobie jest kłamstwem, o czym jednak przekonają się wyłącznie ci, którzy znajdą w sobie siłę, by pokonać swój dyskomfort i pozostać na filmie do końca. Warto się "poświęcić", bowiem pomimo drobnych formalnych uchybień, jest to jeden z ciekawszych filmów o ludzkiej psychice.
1 10
Moja ocena:
7
Rocznik '76. Absolwent Uniwersytetu Warszawskiego na wydziale psychologii, gdzie ukończył specjalizację z zakresu psychoterapii. Z Filmweb.pl związany niemalże od narodzin portalu, początkowo jako... przejdź do profilu
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones