Recenzja filmu

Uśmiech losu (2023)
Andrzej Jakimowski
Mateusz Kościukiewicz
Ifigeneia Tzola

Fortuna z kozą się toczy

Bo "Uśmiech losu" to prosta historia o prostym człowieku. Ponoć inspirowana życiem i twórczością fotografa Jacka Przybyłowskiego - zamieszkującego dla odmiany hiszpańską Lanzarote - lecz to
Fortuna z kozą się toczy
Choć kieszenie świecą pustką, z planami na przyszłość też nie jest najlepiej, a entuzjazmu do dalekiej podróży brak, Andrzej (Mateusz Kościukiewicz) pakuje statyw i aparat, by z rodzinnego Śląska trafić na grecką wyspę Nisiros. Tam czeka na niego spadek po wuju. A skoro ma być spadek, pojawia się i nadzieja. Nadzieję zastępuje jednak zaskoczenie, gdy spuścizna okazuje się śmiechu wartą dziurą w skale, z chatką pośrodku jałowej doliny. Jakby tego było mało, sprzedać działki się nie da - najpierw trzeba odpracować krewniackie długi zaciągnięte u zamieszkującego wyspę-miasteczko Yiannisa (Themis Panou). Gdy Andrzej pozna Lenę (Ifigeneia Tzola), wnuczkę tamtego, spróbuje wina i zasmakuje lokalnej kuchni, zrozumie, że czasem drwiący los potrafi się zlitować, a nieszczęścia mogą podsunąć kupon na życiowej loterii.

Andrzej Jakimowski wypatrywał już magii w mazowieckim PGR-ze ("Zmruż oczy"), czarował pejzażem śląskiej prowincji ("Sztuczki"), nie pozostawał też obojętny na urodę zakątków Lizbony ("Imagine"). W "Uśmiechu losu" znów opuszcza miasto, kraj, tym razem nawet kontynent, zakrzywiając rzeczywistość w poszukiwaniu "jakimowskiej" Nibylandii. Polski reżyser ponownie wyrywa swoich bohaterów pędzącej codzienności. W jego optyce czas wydaje się rozciągliwym narzędziem kreacji i nośnikiem znaczeń. Chwila chce u niego trwać wiecznie, a zegarki nie istnieją. Kalendarz niby jest, a jakby go nie było - skoro, jak mówi się w jednej scenie, da się "ze środy zrobić piątek".

Mijającym leniwie minutom sekunduje przyroda. Reżyser, z operatorską pomocą Adama Bajerskiego, przygląda się znanym nam z widokówek wyspiarskim pejzażom, ale ignoruje urlopowe atrakcje. W greckich panoramach ceni raczej estetykę surowości, co przekłada się na - kiedy indziej łatwą do zbanalizowania - symboliczną głębię obrazu. Podobnie jak robią to Nuri Bilge Ceylan czy Tony Gatlif, Jakimowski, pukając do wnętrza postaci, wyczula oko na otwarte przestrzenie. W historii poszukiwania swojego miejsca na ziemi znaczenia niosą przede wszystkim krajobrazy, opozycje góry i dołu, kontur trwającego ponad horyzontem i historią wulkanu oraz wisząca nad wszystkim groźba erupcji. Tutaj podlanie samotnego drzewa okazuje się gestem egzystencjalnym. Nawet beczące nieopodal kozy stają się alegorią stanu ducha pierwszoplanowego Andrzeja, chłopaka zagubionego, na moje oko zbyt może pozbawionego charakteru, nieraz irytująco pajacującego, lecz przecież stopniowo zadomowiającego się w zastanej rzeczywistości.

Bo "Uśmiech losu" to prosta historia o prostym człowieku. Ponoć inspirowana życiem i twórczością fotografa Jacka Przybyłowskiego - zamieszkującego dla odmiany hiszpańską Lanzarote - lecz to możemy pominąć. Fakty odchodzą tu na dalszy plan. Plan pierwszy zajmują pozbawione patosu uniwersalia: doświadczenie kruchości życia i jego prostoty, poszukiwanie małej ojczyzny, lekcja wykuwania własnej przyszłości. Czy dobroduszna wiara w człowieka jest największą bronią Jakimowskiego, pozwalającą mu komunikować się ponad narodowymi kinematografiami? Zapewne tak jest, tym razem jednak odnoszę wrażenie, iż uprawiana przez niego komedia poczciwych omyłek zbyt mocno wspiera się na fabularnych przemilczeniach. Podobnie romans - nadto przez Jakimowskiego zaczarowywany, sprowadzony do dziecięcej naiwności i uczuciowych skrótów, bym w niego uwierzył. Grecka kobieta w tej ogrzewającej opowieści pełni niestety funkcję służebną wobec egzystencjalnych dylematów polskiego mężczyzny; jest definiowana jedynie w odniesieniu do jego pragnień.

Wielojęzyczne dialogi i kulturowe różnice ekranowych postaci nieco usprawiedliwiają ową umowność. Łatwo zresztą zapomnieć o fabularnych wadach, gdy wizualna poezja jak rzadko bije z dużego ekranu. Zwiewny humor, ostrożny optymizm oraz serdeczność autora dla wszystkich swoich postaci mają moc zarażania. Polska, Portugalia czy Grecja - nieważne. Niech Jakimowski podróżuje, póki mu sił starczy. I nadal niech robi autorskie kino.
1 10
Moja ocena:
6
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones