Recenzja filmu

Whiplash (2014)
Damien Chazelle
Miles Teller
J.K. Simmons

Ten morderczy jazz

"Whiplash" to jeden z tych filmów, o których można by rzec: mały i wielki jednocześnie. Zrobiony za kilka milionów dolarów, choć momentami bazujący na schematach, porywa, wręcz wprowadza w
"Whiplash" to jeden z tych filmów, o których można by rzec: mały i wielki jednocześnie. Zrobiony za kilka milionów dolarów, choć momentami bazujący na schematach, porywa, wręcz wprowadza w swoisty trans. I podobnie, jak głównemu bohaterowi, towarzyszą widzom: ból, łzy i pot. Czyżby walka o życie? Gorzej. Witajcie w świecie muzyki jazzowej…

Obraz początkowo jako krótkometrażówka, z czasem przerodził się w pełną fabułę. Na premierę kinową w Polsce – 2 stycznia – musieliśmy czekać aż rok. Za oceanem produkcja ta narobiła sporego szumu i zauroczyła krytyków, więc cierpliwość się opłaciła. Odpowiedzialny za całość, tj. i scenariusz, i reżyserię, niejaki Damien Chazelle, nieznany szerzej, młody współtwórca m.in. skryptu do drugiej części średniej jakości "Ostatniego egzorcyzmu", tym razem wsiada do złotej windy prowadzącej do najwyższego piętra artystycznego sukcesu.



W "Whiplash" oglądamy historię utalentowanego chłopaka, marzącego o karierze perkusisty jazzowego. Andrew (Miles Teller), bo o nim mowa, to uczeń konserwatorium muzycznego na Manhattanie. Aby ambitne plany się spełniły, zapisuje się do szkolnej orkiestry. Wykazuje się przy tym odwagą godną poskramiaczy kobry, gdyż nauczycielem-dyrygentem jest sławny pan Fletcher (J.K. Simmons). A trzeba zaznaczyć, że jadowity wąż to przy nim maskotka do tulenia. 

Czytając powyższy opis, myśl może być następująca: dostajemy typowy film, skrojony jak hollywoodzkie sportowe dramaty, zapewne łzawy, z obowiązkowym happy endem. Otóż nic bardziej mylnego. Co prawda co jakiś czas prześwituje owa zużyta klisza, ale… i tu niespodzianka. Już wprowadzenie – początkowe minuty, gdzie w ciemności słychać odgłos pałeczki uderzanej o werbel – sugeruje coś nieprzeciętnego. Chazelle, który niegdyś przez kilka lat uczył się gry na perkusji, tak buduje opowieść, ubarwia i – jak złośliwi zarzucą – przerysowuje (zbyt ostro i nierealnie?), że przypomina ona rasowy pierwszorzędny psychologiczny thriller. Nie stosuje przy tym górnolotnych pochwał, liczą się hektolitry wylanego potu i trud ćwiczeń. Sam tytuł produkcji ma dwa znaczenia. Pierwszy dotyczy bezpośrednio jazzowego standardu granego na każdym koncercie, drugi natomiast to określenie nagłego uszkodzenia kręgosłupa szyjnego ("smagnięcie biczem").



Widz w trakcie i po seansie właśnie takowego urazu doświadczy, może nie fizycznego, ale moralnego. Będzie odczuwał emocjonalny wstrząs, duchowy "paraliż", na szczęście połączony z zastrzykiem energetycznej muzyki. Bo jazz jest tutaj kwintesencją opowieści, jej źródłem i baterią. Obok Fletchera i Andy'ego istotnym bohaterem. Nawet jeśli na co dzień nie należycie do grupy słuchaczy tegoż gatunku i wolicie odpływać w rytm rocka, to gwarantuję, że dźwięki jazzowych kompozycji przyśnią się Wam i na długo pozostaną w pamięci. Tylko nie zdziwcie się, gdy – co mi się przydarzyło – obudzicie się spoceni i przerażeni, mając przed oczami wrzeszczącego, łysego jegomościa, który będzie powtarzał, jakimi nieudacznikami i frajerami jesteście. Po chwili facjata bezwzględnego Terence’a Fletchera zniknie, odetchniecie z ulgą, jednak w głowie ponownie zrodzą się pytania. Czy niemalże sadomasochistyczne dążenie do perfekcji za wszelką cenę ma sens? Czy w tym szaleństwie jest metoda? I czy warto cierpieć, by osiągnąć cel, urzeczywistnić marzenia?

Napięcie sięga zenitu w niesamowicie nakręconym, chwytającym za gardło finale. Wtedy pojawiają się też odpowiedzi i nadciąga "katharsis". Dylematy dylematami, lecz jest w filmie coś, co zadowoli najbardziej wymagającego kinomana. Mianowicie siła aktorskiego, godnego Oscara duetu: Miles Teller (młodzieżowe "Projekt X" oraz "Niezgodna") i J.K. Simmons (seria o "Spider-Manie"; "Ladykillers, czyli  zabójczy kwintet"). Obydwaj są bardzo wiarygodni do ostatniej sceny. Teller jako Andy – niepoddający się, podążający obraną ścieżką młodzieniec kontra Simmons w roli mentora-sadysty. Wrażliwy chłopak wychowywany przez ojca (kojarzony z "Obcym – decydującym starciemPaul Reiser) w zderzeniu z okrutnymi metodami musi dokonać wyboru między miłością do dziewczyny a obsesyjną ambicją. Relacja mistrz-uczeń fascynuje i przeraża, nie będąc do końca jednowymiarowa. Być może nie taki diabeł straszny, jak go malują i ubrany w marynarkę, szczupły, "uśmiechnięty" Fletcher ma w sobie jednak resztki pokładów człowieczeństwa.
1 10
Moja ocena:
8
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Z pozoru "Whiplash" może wyglądać na kolejną sztampową opowieść o drodze nowicjusza na szczyt, ale jego... czytaj więcej
Premierę "Whiplash" Damiena Chazelle'a otacza atmosfera ważnego wydarzenia. Wielkie przymiotniki łypiące... czytaj więcej
Zaledwie drugi pełnometrażowy obraz w reżyserskiej karierze Damiena Chazelle okazał się być dlań... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones