Recenzja filmu

Wilk z Wall Street (2013)
Martin Scorsese
Leonardo DiCaprio
Jonah Hill

Powiedz, stary, gdzieś ty był?

Osobiście, straciłem już nadzieję na to, że Martin Scorsese powróci jeszcze kiedyś do formy, którą zaskarbił sobie szacunek krytyki i widowni. Jego ostatnie dokonania, ze szczególnym
Osobiście, straciłem już nadzieję na to, że Martin Scorsese powróci jeszcze kiedyś do formy, którą zaskarbił sobie szacunek krytyki i widowni. Jego ostatnie dokonania, ze szczególnym uwzględnieniem męczącej bajki dla "nie-wiadomo-kogo" "Hugo i jego wynalazek" oraz odgrzewanego kotleta pod tytułem "Infiltracja", pozwalały sądzić, iż mamy do czynienia z początkami tego, co nazywamy "starczą demencją". Tymczasem, twórca "Wściekłego byka" udowodnił znienacka, że bynajmniej jeszcze nie powiedział ostatniego słowa. "Wilk z Wall Street" to bez dwóch zdań najlepszy obraz reżysera od dwóch dekad. Nawet jeśli nie dorównuje może poziomem takim gigantom, jak "Taksówkarz" czy "Chłopcy z ferajny", to już z takim "Kasynem" spokojnie może stawać w szranki.

To, co w pierwszej kolejności uderza w filmowej biografii Jordana Belforta to, zawarte w niej energia i ironia. Scorsese oparł się pokusie zastosowania perspektywy "nudziarza" i beznamiętnego relacjonowania faktów z życia, zamiast tego serwując trzygodzinną "petardę" zaskakującą pokładami pierwszorzędnego czarnego humoru. "Wilk..." jest bowiem przede wszystkim  wisielczą komedią, okrutną satyrą, która pędzi przed siebie na złamanie karku, co rusz racząc widza sytuacjami tyleż absurdalnymi, co komicznymi. Od strony narracyjnej, najbliżej tej pozycji do obłąkańczego monologu ćpuna na speedzie, w którym pojawiają się megalomańskie prześwity i gorszące szczegóły. Tym samym, Scorsese udowodnił, że większość młodego narybku z Hollywood może mu pozazdrościć nie tylko realizacyjnej biegłości, ale i werwy cechującej nastolatka z buzującymi hormonami.

Gwoli ścisłości, by nie popadać w bezrefleksyjny zachwyt, "Wilk" nie jest wolny od mankamentów:  do jego największych słabości należy zaliczyć skłonność do przesadnego szarżowania, niektóre sceny wydają się być odrobinę "przedobrzone", nawet jeżeli wciąż bawią. Ponadto, ostatnie pół godziny sprawia wrażenie "formalności": film wytraca wówczas niezawodne do tej pory tempo, kierując się w stronę nieuniknionego motywu upadku, z którym w parze idzie donosicielstwo - trochę tak, jakbyśmy obcowali z powtórką ze wspomnianych "Chłopców". Nawet jednak owe drobne wpadki nie są w stanie zmienić faktu, iż mamy do czynienia z kapitalnie podaną rozrywką, przewrotną i, o czym nie należy zapominać, wyśmienicie zagraną.

Gwiazdą programu jest, rzecz jasna, odtwarzający głównego bohatera, Leo DiCaprio, który na ekranie przemienia się w wulkan energii. Naładowany koksem i niezaspokojoną ambicją Belfort to w jego wydaniu charyzmatyczny łajdak, ujmujący prostak i chodzące uosobienie rock'n'rollowego stylu życia w jednym. Na przemian irytujący, budzący podziw, żałosny i pełen pasji. W jego ustach oszustwo i żerowanie na ludzkiej naiwności rzeczywiście jawią się jako fundamenty "American Dream", tego sztandaru każdego niepoprawnego kapitalisty. Mówiąc krótko: złotousty degenerat, którego bez oporów zaprosilibyście na kolację z rodzicami. Drugi plan, choć może nie aż tak efektowny, również przynosi kilka miłych niespodzianek: przerysowany Jonah Hill okazuje się być idealnym dopełnieniem pokręconego świata pieniędzy i seksu Jordana, perełką jest także epizodyczny występ Matthew McConaugheya, który na początku objaśnia zasady funkcjonowania w świecie giełdy.

Wszystkie powyższe aspekty pozwalają jasno stwierdzić, że na "stare lata", pan Scorsese postanowił jeszcze raz udowodnić, że "ma jaja". Co więcej, udało mu się to osiągnąć bez oznak większego wysiłku: dekadencka atmosfera Wall Street przyciąga tu z mocą, z jaką niegdyś nęcił nas gangsterski półświatek, którego stałymi rezydentami byli Robert De Niro i Ray Liotta. Hańba Oscara "na odczepnego" została oficjalnie zmyta, znów można bić brawa.
1 10
Moja ocena:
9
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Martin Scorsese, jak żaden inny twórca w Hollywood, przez ostatnie czterdzieści lat potrafił łączyć... czytaj więcej
Filmowy Jordan Belfort był idealistą. Wierzył, że poczet maklerów sprzyja rozwojowi gospodarki i że są... czytaj więcej
Więcej, więcej, więcej – to wciąż za mało. To motto znajduje w najnowszym filmie Martina Scorsese bardzo... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones