Recenzja filmu

Witaj w domu, panie Jenkins (2008)
Malcolm D. Lee
Martin Lawrence
James Earl Jones

Nieudany... powrót do Deep South

Nowa produkcja z Martinem Lawrencem w roli głównej. Temat filmu jest oklepany i próżno oczekiwać świeżego podejścia do sprawy. Walczą ze sobą znakomitości komediowego świata filmu. Po kilku
Nowa produkcja z Martinem Lawrencem w roli głównej. Temat filmu jest oklepany i próżno oczekiwać świeżego podejścia do sprawy. Walczą ze sobą znakomitości komediowego świata filmu. Po kilku latach Roscoe Jenkins powraca w rodzinne strony, by zmierzyć się z duchami przeszłości. Ma syna, super narzeczoną o wygórowanych ambicjach oraz ugruntowaną pozycję w showbiznesie. Ale cóż począć, gdy jego sukcesy nie są doceniane na prowincji? Musi zjawić się osobiście i pokazać, na co go stać. A przeciwników ma nie lada: James Earl Jones (niezapomniany Darth Vader z "Gwiezdnych wojen"), Margaret Avery ("Kolor purpury"), Cedric the Entertainer ("Królowie ulicy"), Michael Clarke Duncan ("Armageddon"), Mike Epps ("Resident Evil") czy Mo'Nique ("Grubazzzki"). Plejada gwiazd w obsadzie nie uratowała filmu. Grają poprawnie, ale nie są to przebojowe postaci, których teksty czy zachowania będą powtarzane. Nie ma typowej dla Lawrenca lekkiej komedii. Nie pękamy ze śmiechu, choć trzeba przyznać, że niektóre sytuacje wywołają uśmiech na naszej twarzy. Wiele gagów i żartów jest kiepskiej jakości, a kilka nawet niesmacznych. Postać Betty granej przez Mo'Nique nie wiadomo do czego zaliczyć. Rola jest beznadziejna i głupia - wiele razy trzeba się zastanawiać, o co chodzi. Tak samo jest w przypadku Cedrica the Entertainera. To klasowy komediant, a tu kiszka. W filmie mnóstwo jest komplikowania na siłę sytuacji. Wcale nie robi się śmiesznie, a raczej żałośnie. Przy takiej obsadzie powinniśmy otrzymać coś nowego, a tu robią krok w tył. Przytoczę tu tylko jedną sytuację, mianowicie utrata bagażu [zaginęła z szafki w samolocie - niebywałe(!)]. A wszystko po to, by gwiazda telewizji mogła przybyć na prowincję w jedynych osiągalnych, tchnących cyrkiem, spodniach. Swoją drogą dziwne, że na lotnisku są sklepy typu "lumpex", a nie ma żadnych innych, bardziej "porządnych". Myślę, że można było wymyślić coś bardziej oryginalnego. Pozytywne role kobiece Joy Bryant jako narzeczonej Roscoe Jenkinsa i triumfatorki reality show oraz Nicole Ari Parker - ukochanej Roscoe z dzieciństwa. Bryant dobrze wczuła się w rolę zwyciężczyni "challengera" - jest zawsze ożywiona, gotowa do walki, każdą sytuację traktuje jak wyzwanie. Od Parker natomiast bije spokój i opanowanie. Nie lubi rywalizacji i walki. Nie jest jednak bezbarwna - potrafi odgryźć się przeciwniczce. Patrząc na nie można wyczuć, że grane przez nie postaci są diametralnie różne. Film da się pooglądać i może się podobać. Choć przyzwyczajeni do salw śmiechu na filmach "Agent XXL", "Kontrola gniewu" czy "Parasol bezpieczeństwa" będą rozczarowani. Nie jest to przebojowa komedia, tylko taki średniak. Pooglądaj, jak chcesz, ale nic nie stracisz, jeśli jednak tego nie zrobisz...
1 10
Moja ocena:
7
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones