Recenzja filmu

Zack i Miri kręcą porno (2008)
Kevin Smith
Elizabeth Banks
Seth Rogen

Zgraja dziwaków na planie

W przypadku problemów finansowych kręćmy porno, a przy okazji odnajdziemy miłość swojego życia. Taką budującą puentę funduje nam Kevin Smith w komedii wkraczającej właśnie do naszych kin.
W przypadku problemów finansowych kręćmy porno, a przy okazji odnajdziemy miłość swojego życia. Taką budującą puentę funduje nam Kevin Smith w komedii wkraczającej właśnie do naszych kin. Filmowiec od początku swojej twórczości dał nam się poznać jako artysta spoglądający na seks z różnych stron, rozszerzający definicję tej aktywności poza czynności wykonywane pod kołdrą, po ciemku, przez osoby przeciwnej płci. Kształtował świadomość społeczną, używając języka zdecydowanie odchodzącego od terminologii ginekologicznej. Oparcie filmu na takich zasadach sprawdziło się chociażby w przypadku "W pogoni za Amy". Dosadność dialogów, prowokacyjność zachowań zostało umiejętnie zgrane z nutą romantyzmu, tworząc oryginalną, zaczepną komedię romantyczną. Być może zachęcony powodzeniem tamtego filmu, chciał wzmocnić siłę wyrazu kolejnego, opartego na podobnym schemacie. Wprowadził kreatora "wysublimowanego" humoru Setha Rogena oraz panie nie potrzebujące dublerek do wszelakich scen kopulacyjnych. Powstał film o tytule "Zack i Miri kręcą porno", stanowiącym najlepsze streszczenie dla tej produkcji. Produkcji typowej dla jej twórców, z humorem również dla nich charakterystycznym. Czy rzeczywiście zabawnym? To zależy od indywidualnych upodobań, więc tego tematu nie będę poruszał. Muszę natomiast poruszyć kwestię, która sprawiła, że film z utworu kontrowersyjnego, łamiącego pewne granice sztuki filmowej (jak również dobrego smaku), stał się kolejną  amerykańską komedią młodzieżową (która powinna być dozwolona od 21-go roku życia). Niech to stwierdzenie nabierze wydźwięku pozytywnego lub negatywnego, w zależności od odbiorcy tekstu. Tą kwestią jest transformacja bohaterów z osób o zdecydowanie liberalnym podejściu do seksu, stanowiącym rozrywkę niezależną od życia uczuciowego, w postacie o charakterystyce mentalnej wprost z XIX-wiecznych powieści romantycznych. To co w "W pogoni za Amy" stanowiło największą siłę – spójność wyzywającej warstwy seksualnej z wewnętrzną potrzebą bohaterów do wznioślejszych uczuć zostało całkowicie zatracone. Sfera wulgarno-rubaszna poszła w kierunku jeszcze większej ordynarności, natomiast ta związana z emocjami została wygładzona w końcówce do poziomu bajkowych komedyjek romantycznych dla nastolatek. Nie rozumiem, co reżyser chciał przez to osiągnąć. Wiem natomiast, co osiągnął. Film dla miłośników serii "American Pie", zrywających boki przez cały film na genitalno-fizjologicznych sytuacjach, a na końcu dogłębnie wzruszających się scenką wyznania wiecznej miłości przez bohaterów. Na takie filmy jest spore zapotrzebowanie w pewnych kręgach i dlatego też powstają w masowych ilościach, przynosząc spore zyski twórcom. Nie spodziewałem się jednak, aby Kevin Smith, zagorzały zwolennik kina niezależnego, poszedł w kierunku takiej, w najgorszym tego słowa znaczeniu, komercji. Poprzednimi, wulgarnymi filmami chciał nam coś powiedzieć, rozbawić nas w pewien charakterystyczny, nie dla wszystkich strawny sposób. Tutaj natomiast częstuje nas ostrym, pieprznym humorem, doprawia go pikantnymi scenami erotycznymi, a na koniec, gdy jesteśmy już "napchani" takimi potrawami, wciska nam na siłę mdłą jak bita śmietana scenkę romantyczną. Trudno po takiej mieszance nie dostać mdłości.
1 10
Moja ocena:
4
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Gdy świat obeszły wieści o tym, że Kevin Smith, twórca kultowych "Sprzedawców", realizuje nową komedię,... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones