Recenzja filmu

Zadziwiający kot Maurycy (2022)
Toby Genkel
Maciej Kosmala
Hugh Laurie
Emilia Clarke

Kot jest, szczury i tak harcują

Mamy tu szczurzo-ludzką komitywę rodem z "Ratatuja". Mamy młodzieżowy gotyk à la "Koralina". Mamy scenerię fantasy w postmodernistycznym cudzysłowie w stylu "Shreka". Mamy nawet scenarzystę
Kot jest, szczury i tak harcują
źródło: Materiały prasowe
"Nie książka się liczy, tylko to, co z niej wyniesiemy", mówi jeden z bohaterów "Zadziwiającego kota Maurycego". W tym konkretnym przypadku książka jednak liczy się bardzo. Twórcy animacji o gadającym kocie i jego gromadce elokwentnych szczurów wynieśli bowiem całkiem sporo z literackiego pierwowzoru. Efekt to zaskakująco wierna ekranizacja powieści Terry’ego Pratchetta "Zadziwiający Maurycy i jego edukowane gryzonie". Reżyser Toby Genkel i scenarzysta Terry Rossio trzymają się zarówno pratchettowskiej fabuły, jak i zachowują pratchettowskiego ducha. W jednej ze scen pojawia się nawet popiersie sir Terry’ego. A jak powszechnie wiadomo, im więcej Pratchetta w Pratchettcie - tym lepiej.



Książka Pratchetta jest częścią cyklu "Świat Dysku" i film zachowuje ten rodowód. Dość powiedzieć, że wspomina się tu Niewidoczny Uniwersytet z miasta Ankh-Morpork, a w epizodzie występuje nawet sama (czy raczej sam) Śmierć. "Maurycy" to jednak opowieść absolutnie samodzielna i totalnie przystępna: ot, zabawna wariacja na temat legendy o fletniku z Hamelnu. Tytułowy Maurycy to kot, który wymyślił przekręt idealny: razem z grupą zaprzyjaźnionych szczurów inscenizuje fałszywą szczurzą plagę, a potem przy pomocy fałszywego grajka dokonuje fałszywej deratyzacji, zarabiając na tym jak najbardziej prawdziwe pieniądze. Przebiegły Maurycy, sympatyczne gryzonie i fajtłapowaty muzykant Keith wędrują od miasta do miasta, wystrychując na dudka kolejnych nieszczęśników. Aż trafiają do miasteczka, w którym ktoś wcielił w życie jeszcze bardziej zuchwały szwindel…

Można by rozpisać "Maurycego" na szereg odniesień, z których Genkel i Rossio zszywają swoją opowieść. Oprócz wspomnianego baśniowego fletnika mamy tu szczurzo-ludzką komitywę rodem z "Ratatuja". Mamy młodzieżowy gotyk à la "Koralina". Mamy scenerię fantasy w postmodernistycznym cudzysłowie w stylu "Shreka". Mamy nawet scenarzystę "Shreka". Rezultat to zdrowy animowany kompromis: ciąg slapstickowych perypetii grupy śmiesznych postaci, ale bez równania do najmniejszego wspólnego mianownika. Film sprawny i mądry, który zabawi dzieci, nie obrażając rodziców: rzetelny i nieszablonowy zarazem. Oczywiście Rossio - podobnie jak w "Shreku" - regularnie puszcza do nas oko i raz za razem burzy tak zwaną "czwartą ścianę", żonglując narratorami i bawiąc się szkatułkową formą. Ale przy tym - odwrotnie niż w ironicznym do kwadratu "Shreku" - piętnuje widzowską (i autorską) nadświadomość.



W postaci uroczo przemądrzałej Malicii, która przeczytała za dużo książek i wszędzie widzi fabularne klisze, można przecież zobaczyć parodię cynizmu spod znaku "szkiełka i oka". Malicia sypie na lewo i prawo krytycznofilmowymi frazesami o "zwrotach akcji", "narracyjnej satysfakcji", "fabularnych komplikacjach" i "story arkach". Tak jakby z przeczytanych książek wyniosła tylko znajomość literackich mechanizmów, gubiąc gdzieś sens historii. Jako manifest życiowej przytomności brzmi to w sumie bardzo w stylu Pratchetta. Montypythonowska błazenada od zawsze służyła przecież pisarzowi do od-głupiania świata, do ratowania prostych, uniwersalnych prawd z gąszczu wydumanych komunałów. Przekaz jest prosty: nie daj się otumanić, myśl. Bohaterom "Maurycego" przyjdzie więc stawić czoła owczemu (szczurzemu?) pędowi, zbiorowej hipnozie i bezmyślnej jednomyślności. Przyjmą one rozmaite postacie: a to kontrolującego umysły złego Króla Szczurów, a to gatunkowych uprzedzeń na linii człowiek-zwierzęta.

Kot jest tu zatem bohaterem jak najbardziej na miejscu. Pratchett - jak chyba większość fantastów, od Sapkowskiego po Gaimana - sam był kociarzem i regularnie opiewał istotę "kotowatości". Jedna z jego książek, "Kot w stanie czystym", to przecież pochwała trzeźwego nonkonformizmu, kociego "chodzenia własnymi drogami". Ale zdroworozsądkowy pisarz fantasy wiedział też, że nawet kotu zdarza się przesadzić w byciu kotem. Dlatego krętaczowi-Maurycemu towarzyszy sympatycznie prostolinijna gromadka szczurów. Pratchett i jego adaptatorzy podsuwają nam tu morał o szlachetnym przezwyciężaniu własnej natury, o poskramianiu złych instynktów. "Zadziwiający Maurycy" to w gruncie rzeczy opowieść o tym, jak być sobą wśród innych. Dachowiec uczy się nie być egoistą, gryzonie uczą się asertywności, wszyscy uczą się empatii. Wygrywa każdy: kot, szczur, widz i człowiek. Rodzic i dziecko. Fan kina i fan Pratchetta. No i wreszcie sam Pratchett - bo rzadko kiedy tak ładnie go ekranizowano.
1 10
Moja ocena:
7
Rocznik 1985, absolwent filmoznawstwa UAM. Dziennikarz portalu Filmweb. Publikował lub publikuje również m.in. w "Przekroju", "Ekranach" i "Dwutygodniku". Współorganizował trzy edycje Festiwalu... przejdź do profilu
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones