Recenzja filmu

mother! (2017)
Darren Aronofsky
Jennifer Lawrence
Javier Bardem

Wielki odlot Aronofsky'ego

O ile „Czarny Łabędź” jest dla mnie metaforycznym arcydziełem, o tyle „Mother!” to wielki odlot, który da się strawić tylko z uwagi na morał. Jeżeli zlepek absurdalnych, finalnie wręcz
Z filmami Darrena Aronofsky’ego jest podobnie jak z twórczością Patryka Vegi. Wiesz czego się spodziewać zanim zobaczysz zwiastun. Nie kupujesz biletu na kolejnego „Pitbulla”, bo wydaje Ci się, że tym razem trafisz na melodramat. Z drugiej strony nie oglądasz „Requiem dla snu” z nadzieją, że rozbawi Cię do łez. Złośliwy powie - „na jedno kopyto”, ale fan stwierdzi, że to konsekwentność. Aronofsky jest wyjątkowo konsekwentny. Nieznośnie konsekwentny w dążeniu do coraz to bardziej absurdalnych obrazów.


O ile „Czarny Łabędź” jest dla mnie metaforycznym arcydziełem, o tyle „Mother!” to wielki odlot, który da się strawić tylko z uwagi na morał. Jeżeli zlepek absurdalnych, finalnie wręcz obrzydliwych scen uważa się za ambitne kino tylko dlatego, że jest płodem Aronofsky’ego to oznacza, że dotarliśmy do miejsca, w którym bezpowrotnie to nazwiska stanowią o sukcesie filmu, a nie on sam w sobie.

Pod kątem gatunkowym „Mother!” bliżej do „Obecności”, czyli oklepanej tematyki egzorcyzmów, czarnych mszy i satanistów niż do rzeczywiście ambitnego horroru jakim jest chociażby „Lśnienie” w reżyserii Stanley’a Kubricka, gdzie sam psychopatyczny wyraz twarzy Jacka Nicholsona przyprawia o dreszcze. Aronofsky karygodnie przekroczył granicę między światem realnym a wyobrażonym, pozostawiając widza w konsternacji z myślą: „Co tu się właściwie wydarzyło?”. By dostrzec głębszy sens filmu próbowałam nawet przebrnąć przez teorię biblijnego szóstego dnia stworzenia, o której sam reżyser wspomniał podczas konferencji prasowej. Ma ona sens i zdecydowanie inaczej ogląda się „Mother!”, gdy myśli się o filmie pod tym kątem. Jednakże nadmiar metafor i chaosu uniemożliwia dostrzeżenie piękna tego psychologicznego thrillera.

   

Choć film nie zrobił na mnie dobrego wrażenia, to muszę przyznać, że Jennifer Lawrence po raz kolejny udowodniła, że znakomicie odnajduje się w każdej roli - tym razem w roli niewinnej i delikatnej, aczkolwiek perfekcyjnej pani domu. Javier Bardem z kolei przeraża w pozytywnym tego słowa znaczeniu. Rozczarował mnie jednak Ed Harris, który całą swoją energię włożył w bycie zimnym draniem w „Westworld”. Złośliwie przyznam, że od pewnego czasu gra na wspomniane jedno kopyto. Sytuację ostatecznie uratowała Michelle Pfeiffer, która jest niezastąpiona w bycie seksowną i nieuprzejmą jednocześnie. Matthew Libatique należą się owacje za wspaniałe zdjęcia, a Simonowi Poudrette za udźwiękowienie.
1 10
Moja ocena:
4
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
"mother!" Darrena Aronofsky'ego to film bardzo problematyczny i wymykający się jednoznacznym wnioskom.... czytaj więcej
"Mother!", zaszufladkowany jako horror, nowy, wieloznaczny twór rozbieganych myśli Darrena Aronofsky'ego... czytaj więcej
Darren Aronofsky to jeden z tych twórców, obok których żaden prawdziwy kinoman nie przejdzie obojętnie.... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones