Plastikowa wojna

Trudno o bardziej pechową serię niż "Advance Wars”. Dość powiedzieć, że pierwsza część recenzowanego przeze mnie pakietu remake’ów wyszła w Ameryce dzień przed tragicznymi wydarzeniami 11
Strategia, która wciąga jak bagno - recenzja "Advance Wars 1+2: Re-boot camp"
Trudno o bardziej pechową serię niż "Advance Wars”. Dość powiedzieć, że pierwsza część recenzowanego przeze mnie pakietu remake’ów wyszła w Ameryce dzień przed tragicznymi wydarzeniami 11 września, co odbiło się zarówno na datach premiery w Europie, jak i Japonii. 22 lata później, zapowiedziany ku uciesze fanów remake dwóch części kultowej strategii z GBA, ponownie zderzył serię z górą lodową. Tym razem jednak przyczynili się do tego terroryści nie z Bliskiego Wschodu, ale putinowskiej Rosji. Koszmarne wydarzenia z Ukrainy kładą się potężnym cieniem na kolorowej oprawie gry. Sprawdźmy jednak, czy warto było czekać na odświeżenie kultowej marki.



Jeśli chodzi o rozgrywkę, "Re-boot camp" to remake pełną gębą, który odtwarza w nowej otoczce doskonale znany trzon, bez mieszania w zasadach, tonie historii czy wydarzeniach. Ponownie mamy więc do czynienia z klasyczną strategią turową, w której reguły gry ustala siatka zależności między jednostkami. Kluczem do zwycięstwa jest więc umiejętne dostosowywanie się do sytuacji na mapie oraz poznanie mocnych i słabych punktów każdej z jednostek. Pozornie, drogę do zwycięstwa możemy utorować sobie przy pomocy jednostek pancernych. Problem w tym, że te są kosztowne, a musimy też troszczyć się o fundusze, które spływają na nasze konto w każdej turze, w ilości określanej przez liczbę zajętych miast. Miasta z kolei podbijamy przy użyciu piechoty, która jednak w pojedynkę nie ma szans z pancernymi jednostkami. Dodatkowym aspektem strategii są tu dowódcy – każdy z nich posiada unikalny zestaw mocnych i słabych stron, a po zapełnieniu paska energii specjalnej zyskuje możliwość użycia CO Power (oraz Super Power – w części drugiej, "Black Hole Rising"). Jest to specjalna umiejętność przypisana każdemu dowódcy idąca zazwyczaj w parze z jego bazowymi predyspozycjami.



Powodowana wybuchem wojny w Ukrainie decyzja Nintendo o odroczeniu premiery gry jest całkowicie zrozumiała. Trudno nie zauważyć, że chociaż strony konfliktu są w „Advance Wars” fikcyjne, to jednak widać w nich wyraźne inspiracje prawdziwymi nacjami. Część pierwsza ponownie opowiada bowiem o konflikcie między Orange Star (USA), Blue Moon (Rosją), Yellow/Gold Comet (Japonią) oraz Green Earth (Niemcami), sztucznie wywołanym przez mistrza marionetek, czyli frakcję cyberpunkowych nazistów, zwaną Black Hole. O ile pierwsza część orbituje wokół intrygi i wewnętrznych konfliktów między neutralnymi państwami, o tyle sequel, „Black Hole Rising”, to już wariacja na temat II wojny światowej, gdzie zjednoczone narody stają w jednym szeregu przeciwko wspólnemu wrogowi, a walki toczone są jednocześnie na kilku frontach. Stąd też zmiana struktury w kampanii – o ile w części pierwszej jest zupełnie liniowa, o tyle w sequelu walki toczone są jednocześnie na kilku frontach, a my mamy większą dowolność w wyborze kolejności starć. To też sprawia, że pierwsze „Advance Wars” pełni tu rolę przedłużonego samouczka, a dłuższe i trudniejsze „Black Hole Rising” – pełnoprawnej części. 



Oprawa gry to oczywiście główny element odróżniający "Re-boot camp" od oryginału. Muszę przyznać, że choć z początku prosta stylistyka modeli 3D mnie odstraszała, budząc nieprzyjemne skojarzenia z grami mobilnymi, to bardzo szybko przyzwyczaiłem się do mniej kanciastego oblicza „Advance Wars”. Najlepiej oczywiście gra prezentuje się w trybie przenośnym, gdzie niewielkie zagęszczenie szczegółów jest jak najbardziej adekwatne (nic zresztą dziwnego – w końcu mamy do czynienia z remakiem gry handheldowej). Bardzo pozytywnie prezentują się też proste, acz idealnie pasujące do konwencji animacje dowódców. Nie dość bowiem, że same w sobie są wysokiej jakości, to znakomicie dodają charakteru napotykanym postaciom.



Jeszcze lepszą robotę wykonano przy odświeżeniu warstwy audio. Poza obowiązkowo odświeżonymi melodyjkami MIDI (brawa za gatunkowy misz-masz), każdy z motywów przewodnich poszczególnych przywódców otrzymał kilka oddzielnych wersji, które usłyszeć możemy w różnych momentach zabawy. I tak w trakcie zakupu nowych jednostek z głośników płynie delikatna linia basowa, a podczas używania CO Power dla wzmocnienia efektu zaczyna rozbrzmiewać bardziej intensywna aranżacja. Zważywszy na sporą liczbę bazowych melodii, pod które przygotowano warianty, naprawdę trudno zarzucić WayForward lenistwo. Dyskusyjny jest tylko dobór aktorów głosowych, których też mogłoby być trochę więcej (kilka postaci odgrywanych jest przez tę samą osobę).



Poza niezmienionym trzonem rozgrywki oraz wiernie odtworzoną kampanią, "Re-boot camp" przynosi sporo dodatkowej treści, która z pewnością ucieszy fanów. Po ukończeniu każdej z kampanii odblokowujemy bowiem alternatywne wersje znanych już misji oraz zupełnie nowe mapy. W połączeniu z przebogatą paletą map do ukończenia w trybie War Room mamy tu materiał na 100-200 godzin zabawy w trybie singleplayer, nie mówiąc już o zabawie multi, która poza klasycznym trybem hot seat oferuje tu także toczenie pojedynków za pośrednictwem internetu.



Podsumowując, warto było czekać bagatela 15 lat na powrót „Advance Wars”. Klasyczna formuła w dalszym ciągu sprawdza się świetnie, a praca i serce włożone w odświeżenie jest widoczna gołym okiem. „Re-boot camp” to fantastyczna strategia o niepodrabialnym klimacie i mechanice, która wciąga jak bagno. Problem w tym, że w świetle obecnych wydarzeń na świecie Nintendo może mieć nielichy problem z marketingiem serii. Nie zmienia to jednak faktu, że w dobie skręcających coraz bardziej w stronę symulatorów randkowych odsłon „Fire Emblem”, nowa wersja „Advance Wars” to prawdziwa perełka, stawiająca na pierwszym miejscu strategiczny rodowód. 
1 10
Moja ocena:
9
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones