Rzeź na dwa analogi

O dziwo, mimo ewidentnego kanibalizowania starych pomysłów "Alienation" dostarcza ogromną dawkę zarówno adrenaliny, jak i zabawy.
Housemarque istnieje w zasadzie od 20 lat, ale ostatnimi laty studio to dało się poznać głównie za sprawą całkiem niezłej strzelanki "Dead Nation" i kosmicznego shootera "Resogun". Ich kolejny projekt – "Alienation" – wpisuje się w trend wyznaczony przez "Dead Nation"; zombiaki zostały zamienione na obcych, dołożono nieco gratów i kilkuosobowy tryb kooperacji. O dziwo, mimo ewidentnego kanibalizowania starych pomysłów "Alienation" dostarcza ogromną dawkę zarówno adrenaliny, jak i zabawy.



Gra z pozoru do złudzenia przypomina "Helldivers", niedawną strzelankę Arrowhead. Za pomocą dwóch analogów sterujemy naszym żołnierzem, a nasze główne zajęcie polega na trzebieniu hord obcych. Na szczęście na aspektach estetycznych podobieństwa się kończą. W "Alienation" nie zabijemy kumpla z drużyny, a także nie będziemy się martwić o zapasy amunicji. O ile pomysł wyjściowy, czyli kooperacyjny łomot, jest podobny, o tyle w całości "Alienation" bardziej przypomina lekką wersję "Diablo" niż "Helldivers".



Zanim zaczniemy całkiem sporą kampanię walki z obcymi, musimy wybrać klasę, a konkretnie typ egzoszkieletu. Tych są trzy rodzaje (Tank, Sabotażysta, Biospecjalista), ale mimo fantazyjnych nazw chodzi o wybór pomiędzy wojownikiem, łotrem a magiem, tyle że w rytmie karabinów i nanorobotów. Tank to typowy bloker hord, który wytrzyma niejedną ofensywę, Sabotażysta w ramach wsparcia zamówi nalot dywanowy, postać specjalistyczna przydaje się zarówno przy leczeniu kolegów, jak i przeganianiu wrogów rojem niszczycielskich nanomaszyn.



Co ciekawe, w przeciwieństwie do "Dead Nation" mamy spory wpływ na rozwój postaci. Nasz bohater ma bowiem normalne drzewko umiejętności aktywnych i pasywnych, choć oczywiście nie tak rozbudowane jak w klasycznych action RPG. Co więcej, jeśli coś nam nie podejdzie, pomiędzy misjami możemy zmienić zestaw modyfikatorów umiejętności. Do tego dochodzą specjalne kryształy, które wzmacniają nasz oręż oraz typowy dla gier podobnych do "Diablo", czyli niemal ciągły przypływ nowych gratów. Co misja to kolejne sprzęty dla naszego bohatera. Choć broń główną mamy z reguły jedną, to już drugą pukawkę, sprzęt dużego kalibru czy gadżety pokroju granatów możemy dobierać wedle uznania. Dla każdego znajdzie się coś miłego. Jedni polubią miotacz ognia, którego płomieniami pokryjemy spory obszar i przy okazji całe stado wrogów, inni wybiorą mocarną strzelbę czy energetyczny karabin wyborowy. Choć typów broni nie ma zbyt wiele, do zdobywania kolejnych pcha nas oczywiście to, by znaleźć rzadką, potężną już na starcie giwerę, która ma np. kilka gniazd na ulepszające ją kryształy.



Kwestię kupowania i sprzedawania rozwiązano w dość ciekawy sposób – z każdej broni czy dodatków po zezłomowaniu wypadają różne surowce. Gdy zaś znajdziemy na przykład nową, wypasioną wyrzutnię rakiet, możemy za te surowce wylosować jej nowe statystyki. Tak jest: wylosować, co oznacza, że rzadko za pierwszym razem utrafimy w np. lepsze obrażenia czy większy magazynek. Uspójnia to jednak cały proces zbierania i sprzedawania ekwipunku.

Solą gry są oczywiście kolejne misje. Tych jest 20 i rozegramy je w różnych zakątkach naszej planety. Każda misja to maksymalnie godzina grania, choć zdarzają się dłuższe, jeśli akurat nasza drużyna chce zebrać wszystkie rzeczy i znaleźć losowo generowanych bossów. Choć liczba obszarów, na których lądujemy, jest ograniczona, mapy to dość spore tereny, których wyczyszczenie (i załatwienie misji pobocznych) zajmuje nieco czasu. Warto to robić, gdyż za każdym rogiem może czaić się nie tylko horda obcych, ale i nowy sprzęt czy cenne punkty doświadczenia. Granie w trzy osoby ma zresztą tę zaletę, że ujawniają się różne synergie naszych umiejętności. Nie ma zresztą nic piękniejszego niż walka z bossem i atakująca horda obcych, które zostają zmiecione na proch przez odpalone w odpowiednim momencie zdolności bohaterów. Kampanię "Alienation" możemy rozgrywać nie tylko z kolegami, lecz także samemu. Nie jest to jednak tak dobra zabawa, jak w grupie. Powody są dwa: po pierwsze kooperacja oznacza lepsza kontrolę pola walki, na którym sporo się dzieje. Po drugie, większa grupa to większe doświadczenie i lepsze przedmioty. Po trzecie wreszcie, granie samemu mniej więcej od połowy gry staje się drogą przez mękę. Dlaczego? Ano dlatego, że obcych jest naprawdę dużo i czasem punkt, w którym powracamy do boju umiejscowiony jest naprawdę niefortunnie, a wrogowie wciąż się odradzają…



Wizualnie "Alienation" prezentuje się chyba najlepiej z wydanych ostatnio strzelanek. Sytuacja na polu walki prawie zawsze jest niezwykle klarowna dzięki sporym postaciom oraz obcym, którzy zdecydowanie odcinają się od otoczenia. Wyjątkiem są może obszary pokryte żarem, w którym czasem kryją się wrogowie. Na podobnie wysokim poziomie stoi oprawa dźwiękowa. Interesujące jest to, że niemal wszystkie wypowiedzi postaci podczas prezentacji fabuły mają podłożone głosy. 



Nie ma się co oszukiwać: "Alienation" w żadnej mierze nie jest nowością, świeżym powiewem w świecie strzelanek czy grą, która dekonstruuje założenia gatunku. Ale właśnie dzięki idealnej implementacji znanych schematów produkcja Housemarque zapewnia wiele godzin zabawy.
1 10 6
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones