Kraina grzechem i cierpieniem płynąca

"Blasphemous 2" odchodzi od skomplikowanych sekwencji platformówkowych, przenosząc akcenty na walkę i eksplorację. Koniec z lawirowaniem między pułapkami i drżeniem o źle wymierzone skoki. The
Kraina grzechem i cierpieniem płynąca - Recenzja "Blasphemous 2"
Rynek gier zalany jest produkcjami nawiązującymi do mitologii greckiej, japońskich wierzeń czy też pseudohistorycznych wyczynów Wikingów. Wśród mielonych w kółko motywów trudno o powiew świeżości i nowe doznania. W tym całym rozgardiaszu raczej nikt nie spodziewał się hiszpańskiej Inkwizycji. A już na pewno nikt nie przepowiedziałby, że ufundowana na Kickstarterze gra pławiąca się po czubek nosa w hiszpańskiej kulturze i historii zyska taką popularność.



"Blasphemous" wciągnął mnie bez reszty w swój makabryczny świat. Smagana grzechem Cvstodia przepełniona była płaczem cierpiących, modłami najwierniejszych i tworami, z którymi nieraz bardzo ironicznie pogrywał sobie Cud. Tajemniczy byt przetoczył się przez zapomnianą przez bogów krainę, skazując jej mieszkańców na byt niejednokrotnie gorszy niż śmierć. Zagmatwane wydarzenia pierwszej części dały twórcom internetowym szerokie pole do interpretacji. Kolejne dodatki tylko komplikowały sprawę, a to, co ma miejsce w sequelu, pozostawi graczy pewnie z wyraźniej zdumionym wyrazem twarzy i jeszcze większą liczbą pytań.

Nie sądziłam, że The Game Kitchen będą w stanie zaskoczyć mnie czymś nowym, ale z każdą minutą spędzoną w "Blasphemous 2" utwierdzałam się w przekonaniu, że Hiszpanie nie powiedzieli jeszcze ostatniego słowa w kwestii tajemniczego Penitent One. By nie zdradzać zbyt wiele z fabuły (której rozpracowanie zajmie mi pewnie jeszcze jakiś czas), napiszę tylko, że Cvstodia znów potrzebuje naszej pomocy. Jej barki uginają się pod lamentem grzeszników, a zło czające się w mrokach posępnych, architektonicznych molochów wyciąga swoje szpetne łapska po ostatnich nieskażonych Cudem mieszkańców.



Twórcy wielokrotnie opowiadali w wywiadach o inspiracjach stojących za oryginałem. Sequel ponownie czerpie garściami z dziedzictwa kulturowego Hiszpanii, a w szczególności Andaluzji. Nie trzeba wprawnego oka, by dostrzec inkorporowaną do świata gry Katedrę Św. Krzyża w Kadyksie, okryte od stóp do głów cobijady, czy też elementy żywcem wyjęte z Placu Hiszpańskiego. Postacie niezależne nie ustępują w niczym tym z oryginału. Ich pochodzenie zapewne znów będzie przedmiotem żywych dyskusji, a przekopywanie ludowych wierzeń po raz kolejny rozpali serca łowców lore. Wystarczy wspomnieć o gigancie płaczącym miodem lub nietypowej mamce oczekującej z naszej strony dostarczenia potężnych ilości wosku.

W grze spędziłam blisko dwadzieścia godzin. Przebijając się z jednego końca mapy na drugi, nie odczułam ani chwili znużenia, a nowe obszary witałam nie tylko z wielką ciekawością, ale i napięciem w oczekiwaniu na nowe wyzwania. Doskonale zapamiętałam trud, jaki towarzyszył mi przy starciu z pierwszą częścią. Nikt nie mówił, że metroidvanie mają być łatwe, ale oryginał naprawdę dał mi mocno w kość. Śmierć na wystających kolcach długo śniła mi się po nocach, a nieprecyzyjność przy lawirowaniu na drabinach powodowała nerwowe drganie powiek.



Z tym większą ulgą przywitałam swój pierwszy upadek z wysokości, gdy nie "umarłam na śmierć", a po prostu odrodziłam się nad krawędzią przepaści. Deweloperzy z The Game Kitchen najwyraźniej posłuchali głosu uciemiężonych graczy i nieco złagodzili swoje masochistyczne zapędy. Dla porównania wróciłam do ogrywania pierwszej części i bez wahania mogę stwierdzić, że "Blasphemous 2" nie utrudni Wam życia tak mocno jak jedyneczka. Nadal przy niektórych sekwencjach można połamać sobie palce, ale nie drżałam już tak mocno przy wymierzaniu skoków i szarżowaniu na przeciwników.



Ci znów przywodzą na myśl najbardziej cierpiętnicze postacie z obrazów Franscisco Goi. Przeklęci przez Cud mieszkańcy Cvstodii nie zawahają się ani chwili przed tym, by rozszarpać nas na kawałki, zepchnąć w przepaść albo przeszyć dzierżonym orężem. By mieć z nimi jakiekolwiek szanse, nie wystarczy już zwykłe ciachanie Mea Culpą. Penitent One zostaje wyposażony w trzy nowe bronie. Wybór pierwszej z nich niejako definiuje początkowe losy naszej podróży. Każda zapewnia unikatowe zdolności i wpisuje się w inny styl walki. Miecz Ruego al Alba jest najbardziej zbalansowany, jeśli chodzi o szybkość i obrażenia. Trybularz Veredicto to potężna, lecz powolna broń pozwalająca uderzać w dzwony odblokowujące nowe ścieżki. Ładowane mocą błyskawic Sarmiento & Centella – rapier dobrany ze sztyletem zapewnia szybkie, acz niezbyt groźne cięcia, przy okazji umożliwiając niejako teleportację między specjalnymi lustrami. Niejednokrotnie dojdzie też do sytuacji, w której by rozwiązać jakąś zagadkę, zmuszeni będziemy do sprawnego żonglowania brońkami w biegu. Opanowanie ich działania nie powinno być zbyt trudne. Prawdziwe wyzwanie przyjdzie wtedy, gdy zdecydujemy się masterować każdą z nich. Oddzielne drzewka umiejętności przydają grze dodatkowego kolorytu i zachęcają do eksperymentowania z technikami.



"Blasphemous 2" rozwija pomysły poprzedniczki nie tylko w zakresie oręża. Ponownie mamy tu do czynienia z szerokim wachlarzem paciorków różańca zapewniającym chociażby różnorodne odporności na obrażenia. Część z nich zaś przeniesiono do nowej mechaniki. Penitent One, przeszukując krainę heretyków, będzie mieć do czynienia z drewnianymi figurkami umieszczanymi w modlitewniku. Przy ponad trzydziestu dostępnych docelowo skorzystamy aż z ośmiu, co pozwoli dostosować efekty przez nie generowane do naszego stylu grania. Przekładają się one na statystyki broni, trafienia krytyczne, obrażenia od magii, czy też szybszą regenerację uników.

Groteskowy pixel art zachwyca raz jeszcze. Progres i dopieszczenie szczegółów widać przede wszystkim w modelach przeciwników, z którymi mieliśmy styczność w pierwszej części. Ruszają się płynniej, a ich sprite’y zawierają więcej detali. Wątpliwości może budzić zastąpienie pixelowych przerywników rysowanymi animacjami. Choć mi osobiście to nie przeszkadzało, jestem w stanie zrozumieć, że mogą one niejako wybijać z posępnego klimatu gry.



"Blasphemous 2" odchodzi od skomplikowanych sekwencji platformówkowych, przenosząc akcenty na walkę i eksplorację. Koniec z lawirowaniem między pułapkami i drżeniem o źle wymierzone skoki. The Game Kitchen nie boją się zmian i zamiast podać nam po raz drugi to samo, eksperymentują z formą, co ma przełożenie na większą przystępność. Zniwelowanie bolączek poprzedniczki nie sprawiło na szczęście, że gra stała się łatwiejsza i mniej wymagająca. Nowa wyprawa ostatniego pokutnika to pozycja obowiązkowa na mapie każdego wielbiciela metroidvanii.
1 10
Moja ocena:
9
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones