Martwica Mózgu

Niby w dobrym tonie jest unikać łatwych i na dodatek cokolwiek podłych metafor, ale niekiedy aż żal od nich uciekać. Szczególnie że minęła prawie dekada od ogłoszenia startu umawianego projektu,
Udana reanimacja trupa? Recenzja "Dead Island 2"
Niby w dobrym tonie jest unikać łatwych i na dodatek cokolwiek podłych metafor, ale niekiedy aż żal od nich uciekać. Szczególnie że minęła prawie dekada od ogłoszenia startu umawianego projektu, a biorąc pod uwagę wszystkie przeboje, jakie ten zaliczył po drodze, cała operacja przypomina ni mniej, ni więcej tylko reanimowanie trupa. Zakulisowa żonglerka trwała zniechęcająco długo i "Dead Island 2" przechodziło z rąk do rąk kilkakrotnie, aż stanęło na brytyjskim Dambuster Studios. Niesprawiedliwie będzie jednak na podstawie powyższego wyciągnąć konkluzję, że mamy do czynienia z gnijącym truchłem, bynajmniej. Bo choć grze do doskonałości daleko, to sprawia niemałą frajdę. Lepiej jednak podzielić ją na szybkie strzały, niż przechodzić ciągiem.



Przy dłuższym posiedzeniu "Dead Island 2" bowiem nieco męczy i nuży, a to niekoniecznie najlepszy znak, skoro mowa o grze, w której naszym zadaniem jest jak najefektowniej i jak najefektywniej wybijać setki zombie, marzących o naszym cieplutkim jeszcze mózgu. Chociaż to jedynie tak naprawdę środek do celu, bo oczywiście musimy przede wszystkim uciec z zalanej żywymi trupami Kalifornii. Króciutkie intro przedstawia nam po kolei postacie, którymi możemy zagrać i które rozbijają się samolotem ewakuacyjnym zaraz po starcie, otoczeni przez wygłodniałe zombie.



Niestety, nie można zmienić Pogromcy podczas gry, a różnią się oni statystykami wyjściowymi –  jak maksymalne zdrowie albo wytrzymałość umożliwiająca nam utrzymanie wysokiego tempa – pewnymi indywidualnymi atakami oraz wyborem kart modyfikujących rozgrywkę. Scenariusz jednak pozostaje dokładnie ten sam niezależnie od podjętej decyzji i napotkani po drodze ocalali fundują nam identyczne linijki tekstu, bez względu na to, czy gramy zbirem z Los Angeles, czy irlandzką wrotkarką.



Kiedy już wyczołgamy się z płonącego wraku, uzbrojeni w znalezioną na ziemi metalową rurkę albo kawałek dechy, i rozbijemy na rozgrzewkę parę nieumarłych łbów, naszym oczom ukażą się maźnięte promieniami słońca hollywoodzkie wzgórza. I jest to widok nieprzeciętny. Świat "Dead Island 2", niby otwarty, ale podzielony na jak najbardziej zamknięte segmenty, jest prawdziwie urodziwy, tyle że sterylny, jakbyśmy śmigali między filmowymi dekoracjami, których lepiej nie dotykać. Rozwalić nie można tu bowiem praktycznie nic, poza samymi żywymi trupami, oczywiście. Reklamowany dumnie system kreatywnej rozwałki, pozawalający na spektakularne rozprawienie się z wrogami, z naciskiem na ich rozczłonkowanie oraz prawdziwie sadystyczne sztuczki, sprawdza się jednak połowicznie.



Dzieje się tak po części z uwagi na niekonsekwencję i brak precyzji – trudno wyczuć, czy faktycznie zadajemy ciosy tam, gdzie chcemy – oraz błędy techniczne i znikające klatki, dlatego najbardziej efekciarskie triki zobaczycie po udanym sparowaniu ciosu, kiedy to, naciskając odpowiedni przycisk, można wykonać swoiste fatality, a jucha bryzga aż miło. To całkiem fajne i nieźle rozwiązane urozmaicenie tyleż satysfakcjonujących, co monotonnych bitek, które polegają w dużej mierze na cokolwiek bezmyślnym naparzaniu zombie tym, co akurat znajdziemy.



Szczęśliwie są tutaj dostępne także urozmaicenia terenowe, czyli można odkręcić zawór wody, która tryśnie prosto na kable elektryczne, zepchnąć delikwenta na beczki z kwasem albo, po prostu, gościa podpalić. Broń – ale tylko tę o statusie wyższym niż zwyczajna – również można doposażyć o atuty na specjalnie do tego przeznaczonych stanowiskach, choć, oczywiście, nie za darmo, stąd przyjdzie nam zbierać mnóstwo śmieci koniecznych do usprawnienia arsenału. A będzie to konieczne i najlepiej mieć za pasem i maczetę rażącą prądem, i młot zdolny miotać płomienie, bo niektóre zombie odporne są na konkretny rodzaj obrażeń – trudno orzec, czemu – inne są szybkie jak diabli, a i od czasu do czasu trafi się jakiś istny czołg.



Wszystko to nie zmienia jednak pętli rozgrywki, która, niezależnie od misji, polega na koszeniu zombie, czemu przyporządkowany jest absolutnie każdy aspekt gry, przez co nie ma tu dużo więcej do roboty, poza okazjonalnym rozgryzieniem, jak otworzyć zamknięte drzwi. Ale nawet i wtedy jednego można być praktycznie pewnym: droga do celu prowadzi przez rzeźnię. Nie pomaga również konieczność przemierzania tych samych ścieżek po kilkakroć, zwłaszcza kiedy po ukończonej jakiejś misji każe nam się zapierdzielać przez pół mapy do bazy, choć, na szczęście, wtedy zombie możemy również omijać.



Tyle że coś za coś, bo im więcej walczymy, tym prędzej odblokujemy niektóre karty modyfikujące nasze możliwości; choć głównie dzieje się to w trakcie rozgrywki, po wykonaniu określonych zadań. Dzięki nim możemy stworzyć uproszczonego builda postaci, wybierając te, które pasują nam najbardziej do naszego stylu rozgrywki – dające bonusy do ataku i obrony, oferujące dodatkowe ruchy albo nawet odpalające ładunek wybuchowy podczas korzystania z apteczki i po wykonaniu udanego bloku.



Sama misje nie są przesadnie złożone i opierają się zwykle na dotarciu do jakiegoś punktu, gdzie czeka na nas spory tłumek zombie na swoistej arenie. Nigdy nie czuć tutaj wysokiej stawki, o jaką toczy się gra, i chociażby z tego powodu nie są to szczyty scenopisarstwa. Dialogi włożone w usta nakreślonych grubą krechą postaci brzmią nierzadko karykaturalnie i są przykładem stereotypowego myślenia o gatunku. A szkoda, bo już samo połączenie wakacyjnej sielankowości ze skrajną brutalnością i zgrywy z powagą mogło wykrzesać z tego interesu jakieś iskry, ale tak się nie stało; próżno też szukać tu dramatycznego konfliktu między postaciami, to typowa gra-młócka, może i rajcująca na poziomie czystej rozrywkowości, ale daremna, niedająca długotrwałej satysfakcji. Ogółem, parafrazując klasyka: nie jest najgorzej, najlepiej też nie.
1 10
Moja ocena:
7
Krytyk filmowy i tłumacz literatury. Publikuje regularnie tu i tam, w mediach polskich i zagranicznych, a nieregularnie wszędzie indziej. Czyta komiksy, lubi kino akcji i horrory, tłumaczy rzeczy... przejdź do profilu
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones