Recenzja gry PS5

Dead Space (2023)
Eric Baptizat
Gunner Wright

Usłyszcie ten krzyk

I choć bohater kultowego horroru "Dead Space" przyjmował wszelkie potworności kosmosu w absolutnej ciszy, to dziś - w fantastycznym remake’u tamtej gry - mówi głosem pragmatyka, faceta
Czemu po 15 latach ta gra dalej straszy? Recenzja remake'u "Dead Space"
Milczące postaci w grach wideo, w przeciwieństwie do niemych bohaterów kina, nie muszą szukać zastępczego języka. Czują zawsze to, co czujemy my, nigdy nie mówią tego, co mielibyśmy ochotę powiedzieć. W grach jrpg możemy dzięki temu sami wykuwać ich charakter, w strzelankach projektujemy na nich własne emocje, zaś w rozmaitych opowieściach grozy ich milczenie podsyca nasz lęk przed izolacją. I choć bohater kultowego horroru "Dead Space" przyjmował wszelkie potworności kosmosu w absolutnej ciszy, to dziś - w fantastycznym remake’u tamtej gry - mówi głosem pragmatyka, faceta napędzanego imperatywem działania, który z czasem zagląda w otchłań desperacji i paranoi. Dość powiedzieć, że jego głos to potężne, narracyjne narzędzie. I jeden z powodów, dla których nowa wersja "Dead Space" może równać się z arcydzielnym oryginałem. 



Inne powody są nieco bardziej prozaiczne. Wbrew obiegowej opinii, w 2008 roku "Dead Space" nie był żadną jaskółką zmian, tylko dopiętą na ostatni guzik realizacją przemyślanego, artystyczno-marketingowego planu. Dzięki żelaznej konsekwencji magicy z Visceral Games pod batutą Glena Schofielda zamienili produkcję w coś więcej niż sumę swoich składowych. I, mimo oczywistych podobieństw, odcięli "Dead Space" od tzw. gier akcji ówczesnych lat: zawieszających kamerę nad ramieniem bohatera, zalanych wypłowiałym brązem i spraną żółcią, sprowadzających całe światy do rozmiarów kilku magazynów przemysłowych. Dziś, po piętnastu latach burzliwej historii, po dwóch sequelach i kliku spin-offach, pierwsza odsłona gry wydaje się owadem uwięzionym w bursztynie. Kilka łańcuszków DNA, od "Obcego", po "Metroid Prime", splotło się w nowy organizm, a jeśli z czymś "Dead Space" rywalizuje, to raczej z "Callisto Protocol" samego Schofielda. I cóż, wygrywa tę realizację w przedbiegach. 



Choć twórcy remake’u pozostają wierni literze oryginału w warstwie fabularnej, strategia narracyjna jest nieco inna. Bohaterem gry pozostaje inżynier Isaac Clarke, który wraz z niewielkim odziałem zwiadowczym ląduje na opuszczonym statku wydobywczym USG Ishimura. Cisza przed burzą ponownie kończy się zanim powiecie "placek z jagodami", zaś wesoła ferajna zostaje zdziesiątkowana przez krwiożercze monstra. I znów, Isaac będzie musiał zakasać rękawy miedzianej zbroi i wyciągnąć się za uszy z bagna. Tym razem jednak - wzorem reinterpretacji "God of War" - całość opowiedziana jest w jednym, płynnym ujęciu; bez montażowych cięć, bez ekranów ładowania, bez żadnych klinów w gładkiej, narracyjnej tkance. W połączeniu z organicznie wplecionymi w zabawę elementami interfejsu (nieodmiennie w formie wyświetlanych w czasie rzeczywistym hologramów) rodzi to wrażenie uczestnictwa w niekończącym się koszmarze. Jasne, zdarzają się momenty arytmii, w idealnie skrojonym scenariuszu narracja spod znaku "panic horroru" rozładowywana jest chwilami wyciszenia bądź scenami ogłuszającej akcji. A jednak ten rodzaj perspektywy robi swoje, zwłaszcza w połączeniu z systemem, który umożliwia nekromorfom atakowanie nas w losowych momentach i konfiguracjach. 



Ach, nekromorfy. Dzieci Carpentera, Boscha, może Cronenberga i kilku innych. Odsyłające do poetyki body horroru, co w grze zyskuje jeszcze jaskrawszą symbolikę - dzięki nowemu silnikowi graficznemu możemy zrywać z nich kolejne warstwy popękanej skóry i przegniłego mięska. Ich wyjątkowy design jest nie tylko popisem grafików koncepcyjnych. Pozostaje rownież nierozerwalnie związany z samym charakterem rozgrywki. "Dead Space" to gra o powolnej, metodycznej eksploracji (w nowej wersji sprawiającej jeszcze więcej frajdy dzięki sensowym zmianom w strukturze samej przestrzeni), oraz o frenetycznej walce, w której liczą się zarówno precyzja (odcinanie kończyn przepisem na sukces), jak i brawura (przedarcie się przez legiony wrogów czasem wymaga salwy z dział Nawarony, a czasem - salwowania się ucieczką). Gra jest wymagająca, wrogowie bezlitośni, zaś kredytów, za które ulepszamy arsenał i zbroję, nigdy dość. Podstawę dobrego survival horroru, czyli zarządzanie ekwipunkiem, przemodelowano tutaj tak, by utrzymać gracza w stanie permanentnego napięcia. I zarazem stawiać go przed kolejnymi pytaniami: sprzedać apteczkę i pozwolić sobie na dodatkową baterię amunicji, czy może przebiec przez gniazdo nekfromorfów z duszą na ramieniu i szprycą w dłoni? Przypominająca gotycką katedrę Ishimura jest cichym świadkiem podobnych dylematów i cóż, to wciąż jedno z najbardziej przerażających miejsc w historii gier wideo. Zaś bez technologicznych ograniczeń, które dzieliły ją na arbitralne "poziomy", robi jeszcze większe wrażenie. Z oświetlonymi trupim światłem jarzeniówek ambulatoriami, zatęchłymi halami wydobywczymi, zadymionymi tunelami serwisowymi oraz pokrytym rdzawą pleśnią botanicznym ogrodem przypomina żywy organizm. Jest przestrzenią niegościnną i obcą, a jednocześnie zaprojektowaną w zgodzie w logiką użyteczności. Na fundamencie owego paradoksu wzniesiony jest gmach horroru. 



W trzewiach tego lewiatana spędzimy kilkanaście godzin. Pobiegamy w sześćdziesięciu klatkach na sekundę. Postrzelamy do nekromorfów z giwer, które - zawieśmy niewiarę na najwyższym haczyku - ktoś dawno temu nazwał "narzędziami inżyniera". No i kilka razy zmienimy pieluchę. Odmalowane na potrzeby współczesności "Dead Space" jest grą, w której wszystkie elementy - od horroru sci-fi, przez akcję, po czarny humor i zakwas z Lovecrafta - odmierzono z aptekarską precyzją. Nigdy nie była i nigdy nie będzie najoryginalniejszą kompozycją w historii gatunku. Wczoraj czy dziś, pozostaje jednak perfekcyjnie napisaną i zagraną bez jednej fałszywej nuty symfonią grozy.  
1 10
Moja ocena:
9
Dziennikarz filmowy, redaktor naczelny portalu Filmweb.pl. Absolwent filmoznawstwa UAM, zwycięzca Konkursu im. Krzysztofa Mętraka (2008), laureat dwóch nagród Polskiego Instytutu Sztuki Filmowej... przejdź do profilu
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones