Korona z głowy nie spadła

"Forza Motorsport" nie jest nastawiona na eksplozywną frajdę, tylko autentyzm doświadczenia i wytrwałe dążenie do upragnionej mety.
Korona z głowy nie spadła
Samochód bywa podobno przedłużeniem niejednego organu. W przypadku serii "Forza Motorsport" byłby to mózg. Sześć lat czekania na kolejną odsłonę flagowego cyklu Xboxa nie pękło bynajmniej jak jeden dzień, ale chyba nikt nie wątpił, że czekać było warto. Tym bardziej że ten swoisty reboot serii godzi bodaj wszystko, co było w niej najlepsze, a nawet dorzuca więcej.

Z tym mózgiem to żaden żart, bo – jak podkreślali na każdym kroku Dan Greenawalt i Chris Esaki z Turn 10, studia odpowiedzialnego za omawiany tytuł – nowe podejście do myślenia o symulatorze jazdy zaowocowało świeżym spojrzeniem na relacje budowane przez gracza z autem. Innymi słowy, niektóre pomysły oparto na modelowych rozwiązaniach stosowanych przez gry RPG, a samochody potraktowano jak postaci.

Ale to nie liczne ekrany menu są sercem tej zalatującej spalonymi gumami opowieści, tylko to, co dzieje się na torach. Kiedy odpaliłem "Forzę Motorsport" po raz pierwszy, nonszalancko wyłożony na sofie, prędko zostałem sprowadzony do pionu i zająłem strategiczną pozycję siedzącą na brzegu kanapy, bo żarty się skończyły. Model jazdy i fizyka zostały dopięte na ostatni guzik, a moje przyzwyczajenia z arcade’owych ścigałek momentalnie zagrały na moją niekorzyść.

Auta prowadzą się tak naturalnie, że każdy odcinek pokonywanej trasy wymaga niemalże ciągłego planowania – jak wejść w zakręt, kiedy zwolnić, czy warto docisnąć pedał gazu, ryzykując, że nie opanujemy samochodu albo wypadniemy na pobocze, jak skompensować podsterowność? Oczywiście są tutaj również ułatwienia, które możemy odpalić: jak na przykład strzałki wyświetlające się na asfalcie, pokazujące nam, czy nie pędzimy zbyt szybko; brak kar za niefajną jazdę, czy też przewinięcie akcji o kilka sekund i skorygowanie popełnionego błędu. Niezależnie od tego, jaki stopień trudności sobie narzucicie, jazda pozostaje… z trzymanką.

I choć środowiska, ograniczone do (z racji charakteru gry) klasycznych tras wyścigowych, nie mają szans cieszyć oczu jak w bliźniaczym "Forza Horizon", a nawet i wydają się cokolwiek sponurzałe, to sama oprawa gry jest fenomenalna. Xbox Series X oferuje trzy tryby graficzne, przy czym nawet ten wydajnościowy obsługuje rozdzielczość 4K; dwa pozostałe dorzucają ray tracing kosztem rozdziałki albo klatek. Obojętne jednak, na który się zdecydujecie, nietrudno zrozumieć, dlaczego potrzebna była nowa generacja konsol, aby to pociągnąć.

Bodaj wszystkie elementy na torze to trójwymiarowe obiekty, a nie pomalowane placki. Zastosowany motion blur daje niesamowity efekt prędkości (przy zmianie kamery na tę znad maski auta czasem wydawało mi się, że pruję aż zbyt szybko), a refleksy świetlne pozwalają docenić wymuskane szczególiki.

Wyścigi w kampanii dla jednego gracza podzielone są na etapy, z których pierwszym jest rajd treningowy, pozwalający zapoznać się z torem. To co na początku wydawało mi się uciążliwe, bo przecież od razu chciałem się ścigać, okazało się znakomitym rozwiązaniem i wcale nie pustym przelotem – nadal otrzymujemy profity za taki przejazd – a zapamiętanie wyjątkowo zdradliwego zakrętu może zaważyć na losach właściwych zmagań. Każdy rajd ma również zadania poboczne, jak ukończenie okrążenia w wyznaczonym czasie, dzięki któremu możemy zarobić nieco więcej niż wyjściowo. Ale nie o kasę tutaj chodzi. Przynajmniej nie tylko.

Bo "Forza Motorsport" kładzie nacisk nie na kupno nowych aut (chociaż tych przyszykowano pół tysiąca), ale odpicowaniu kilku, które namaścimy jako swoje. Stąd ten iście erpegowy system rozwoju, z braku lepszego słowa, podnosi umiejętności naszej maszyny. Za każdy rajd otrzymujemy bowiem punkty doświadczenia, a dzięki nim uzyskujemy dostęp do kolejnych ulepszeń auta; ale nie od razu, najpierw trzeba wyjeździć swoje i odblokujemy je dopiero po osiągnięciu pewnego poziomu.

Podobna strategia wymusza nauczenie się danego samochodu i wykorzystanie jego mocnych stron, ale także i rezygnację z bezmyślnego kupowania coraz to nowych fur. Bo nie wszystko da się tu zasypać pieniędzmi i grzebanie przy wychuchanym, towarzyszącym nam od dawna pojeździe ma swój niezaprzeczalny urok. Turn 10 nieco zaryzykowało z podobnym podejściem, lecz jest ono niewątpliwie świeże.

Brzmi sztywno i poważnie, ale taka też jest nowa "Forza Motorsport", nienastawiona na eksplozywną frajdę, tylko autentyzm doświadczenia i wytrwałe dążenie do upragnionej mety. I, co najważniejsze, rozgrywkę można sobie uszyć na miarę, zależnie od cierpliwości i umiejętności, grzebiąc przy ustawieniach, a można wybrać tu, co się chce, i poziom SI rywali, i miejsce startowe. Cóż, każdemu jego "Forza".
1 10
Moja ocena:
8
Krytyk filmowy i tłumacz literatury. Publikuje regularnie tu i tam, w mediach polskich i zagranicznych, a nieregularnie wszędzie indziej. Czyta komiksy, lubi kino akcji i horrory, tłumaczy rzeczy... przejdź do profilu
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones