Mission: Possible

To nadal solidna strategia, tyle że nadgryziona zębem czasu i tym bardziej szkoda, że straciliśmy szansę na jej prawdziwe odświeżenie. Klasyk od Square zasługuje po porostu na nieco więcej. Tak
Metalowe kończyny bojowego mecha chrzęszczą przy próbie uniesienia olbrzymiej spluwy, jakby ktoś dmuchnął piachem w tryby. Ale to nie żaden sabotaż, tylko zwykła rdza. Bo mowa przecież o grze z poprzedniej epoki, jedynie maźniętej po latach farbkami, tyle że to aluminium, tego nie pomalujesz. I mimo że oryginalne "Front Mission", przyznaję z niejakim wstydem, pozyskane przed ćwierćwieczem z dystrybucji alternatywnej (długo nie zostało wydane na rynkach innych niż japoński) uwielbiałem, remake mnie deczko wymęczył. Może dlatego, że jest nim tylko nominalnie, a zastosowane tam rozwiązania nie przystają do 2023 roku.



Sama gra z kolei osadzona jest za niecałe sześćdziesiąt lat od dzisiaj, kiedy to na skutek incydentu sprowokowanego rzekomo przez naszego gieroja dochodzi do konfliktu zbrojnego między opozycyjnymi frakcjami: OCU (Azja) i USN (Ameryka). Jako wyklęty Royd Clive, pilot sterujący ogromnymi maszynami wojennymi, zwanymi tutaj wanzerami, musimy trochę posprzątać, rozgromić wrogie mechy i odnaleźć ukochaną. Nic prostszego. A kiedy uporacie się z kampanią numer jeden, czeka to samo story, ale opowiadane z perspektywy drugiej strony, co pozwala rozłożyć i ponownie złożyć całość fabuły. Ta nie jest może specjalnie zajmująca i idę o zakład, że prędko zaczniecie przewijać kolejne dialogi, lecz na tym może zaważyć bardziej ich mało atrakcyjna forma. Obok rysowanych główek mówiących postaci mamy tu bowiem przewalające się linijki tekstu bez żadnego bajeru. Niby stara szkoła, ale jednak trochę razi.



Nie ulepszono też samego interfejsu, nadal trzeba przebijać się przez liczne menu, żeby się do czegokolwiek dokopać. A jako że atrakcją gry jest grzebanie przy mechach, nieprzyjemności to konieczność. Opcji jest sporo, jako że maszynom można montować dowolne części wymienne, zależnie od tego, do jakiej funkcji będziemy chcieli je przeznaczyć i czy skłonni jesteśmy, na przykład, poświęcić pancerz na rzecz zakresu ruchu. Wszystko to daje z początku sporo frajdy, ale z czasem niemiłosiernie nuży, bo upgrade poszczególnych partii danego robota robimy ręcznie, przechodząc od tabelki do tabelki i z rozwojem ekipy uderzeniowej staje się to równie rajcujące, co przerzucanie gruzu. Statyczne tła i brak jakichkolwiek urozmaiceń przekłada się na doświadczenie byle jakie. Innymi słowy, odpowiedzialne za odświeżenie kultowej gry polskie studio Forever Entertainment poszło po linii najmniejszego oporu. Nie tylko na tym polu.



Ale nie oznacza to, że wykonało kiepską robotę, bynajmniej, po prostu znaczących zmian jest niewiele, a oprawa graficzna zasługuje raczej na łatkę remastera. Ot, dorzucono dodatkowe stopnie trudności, zmieniono aranże na ścieżce dźwiękowej, pogmerano przy scenariuszu i dorzucono nowy rzut na mapę podczas sekcji bitewnych, alternatywny do klasycznego i nieruchawego izometrycznego, bardziej elastyczny; trudno jednak mówić o jakiejkolwiek rewolucji. Oczywiście owe batalie na podzielonych na kwadraciki mapach to sól tej gry i potyczki nadal są wysoce satysfakcjonujące. Każdy mech ma swój zasięg, dostępny arsenał (sloty pozwalają na umieszczenie broni zależnie od dobranej przez nas taktyki, od wyspecjalizowanej dalekodystansowej do zwyczajnej pały) oraz punkty akcji. Czyli po nadejściu naszej tury możemy się ruszać, bronić i przejść do ofensywy, przy czym należy uwzględnić czynniki terenowe oraz wytrzymałość uszkodzonych już części wanzera. Te podzielone są bowiem na segmenty i jeśli stracimy, dajmy na to, rękę z karabinem, to nie postrzelamy, a jak skasują nam nogi, to do końca danej bitwy będziemy mogli pruć tylko z tego pola, na którym staliśmy. Niestety, mechanika jako taka nie doczekała się przez prawie trzydzieści lat żadnych usprawnień i nadal na przykład nie ma znaczenia, czy zajdziemy naszego przeciwnika od tyłu, bo gdy zaatakujemy, i tak się obróci.



Można zmienić wyjściowe tempo bitwy, jeśli dla kogoś "Front Mission 1st: Remake" okaże się zbyt ślamazarne, ale tego akurat bym się nie czepiał. To nadal solidna strategia, tyle że nadgryziona zębem czasu i tym bardziej szkoda, że straciliśmy szansę na jej prawdziwe odświeżenie. Klasyk od Square zasługuje po porostu na nieco więcej. Tak jak i my, gracze.
1 10
Moja ocena:
6
Krytyk filmowy i tłumacz literatury. Publikuje regularnie tu i tam, w mediach polskich i zagranicznych, a nieregularnie wszędzie indziej. Czyta komiksy, lubi kino akcji i horrory, tłumaczy rzeczy... przejdź do profilu
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones