Na sznurku nikt nie trzyma mnie

"Lies of P" mogło stać się kompletną porażką bez własnej tożsamości. Na szczęście obleczenie bajkowego świata drewnianej kukiełki w szaty krwawych opowieści z przestworzy sprawdza się zaskakująco
Mamy "Bloodborne" w domu i jest świetne! Recenzja "Lies of P"
Stworzone przez Isaaca Asimova prawa robotów w klarowny sposób skodyfikowały podległość maszyn względem ludzi. Roboty nie mogą zranić człowieka ani przez swoje zaniechania dopuścić do jego krzywdy. Muszą być też posłuszne i dbać o siebie tak długo, póki nie stoi to w sprzeczności z wcześniejszymi prawami. A co by się stało, gdyby dorzucić do tego czwartą, ważniejszą zasadę? Co, gdyby inteligentnym maszynom zabroniono kłamać?



Na to pytanie odpowiedzi szukają deweloperzy "Lies of P". Koreańskie Neowiz Games postanowiło połączyć siły z Round8 Studio, by zaprezentować światu swoją wersję historii Pinokia. Jednakże, zamiast cieplutkich i miłych dla oka sielskich, włoskich pejzaży, dostajemy tu nie tak piękną belle époque. Krat, miasto wykreowane w oparciu o francuskie widoczki przełomu wieków, stało się areną przykrych i niepokojących wydarzeń. Stworzone przez Geppetta marionetki zyskały samoświadomość i w szale rozpoczęły krwawe żniwa pośród swoich niedawnych panów. Tym razem Pinokio okaże się grzecznym chłopcem i bez wahania podda się woli ojca. Co więcej, ruszy w mroczne zakamarki miasta, by położyć kres rozprzestrzeniającej się pladze.



"Lies of P" już od pierwszych zapowiedzi przywodziło na myśl najdoskonalsze dzieło From Software. Nawiązania do "Bloodborne" były oczywiste i choć mówi się, że kopiowanie jest najwyższą formą uznania, to jednak z tyłu głowy kołatały mi się wątpliwości co do końcowego efektu. Z ulgą przyjęłam więc fakt, że deweloperzy dołożyli wielkiej staranności, by ich pierwsze poważne dzieło mogło dumnie stać na własnych nogach.



Już od pierwszych minut w grze poczułam się wyjątkowo komfortowo. Sterowanie było jakby znajome, wyczucie broni też. I nic dziwnego, bo dość szybko zorientowałam się, że część animacji została żywcem przeniesiona z "Bloodborne". Osobiście nie uważam tego za wielki problem. Wymyślanie koła na nowo nie zawsze ma sens, a inkorporowanie sprawdzonych i działających mechanik w tym przypadku przynosi grze więcej korzyści niż szkód.



Prowadzony przez nas bohater (do złudzenia przypominający Timothee’ego Chalameta) nie od razu stanie się prawdziwym chłopcem. Zanim do tego dojdzie, będzie musiał wykorzystać swoje robotyczne ciało do wyplenienia zła zalęgłego w Krat. Dokona tego za pomocą licznych broni, z których praktycznie każdą da się rozmontować na dwie części. Głownie i rękojeści można ze sobą łączyć do woli. Twórcy obiecali graczom ponad sto kombinacji, co nie wiąże nas już z konkretnym stylem grania. Sztylet możemy przyczepić zarówno do włóczni, jak i ciężkich elementów wielkich mieczy. Niektóre z tych miksów wyglądają przekomicznie, ale kto wie, może właśnie za częścią takich eksperymentów kryją się najgroźniejsze narzędzia zbrodni. Broń służy również do blokowania. Z tym zastrzeżeniem, że takie krycie się przed ciosami po prostu zmniejszy otrzymane obrażenia. Na szczęście udane ataki w okienku czasowym powodują odzyskanie zdrowia. Zdecydowanie nie warto trzymać tu twardego bloku, lepiej pójść w stronę zaproponowaną przez "Sekiro" i próbować wyhaczyć perfekcyjny blok i zlać bezlitośnie ogłuszonego przeciwnika.



A gdy zawiodą tradycyjne rozwiązania, można wroga podpalić, strzelić mu w twarz granatem lub skazać na cokolwiek innego, na co pozwala mechaniczna dłoń. Zasób jej paliwa jest co prawda mocno ograniczony, ale nie ma w tym świecie niczego, czego nie załatwiłoby drobne podbicie statystyk. Te modyfikujemy niczym w grach Fromów. Odniosłam natomiast wrażenie, że brak tu marginesu na błąd. Każdy punkt jest nadzwyczaj cenny i dość szybko zaczęłam szukać możliwości respecowania postaci. I póki co nie znalazłam, więc muszę żyć z brzemieniem źle podjętych decyzji. A gra lubuje się w dostarczaniu nam kolejnych fal cierpienia. Stosunkowo łatwy początek przeradza się w festiwal cierpienia, niedowierzania i wyzwisk. Bossowie są bezlitośni, niebezpieczni, a i zagrywają nieraz dość nieczysto, przy czym czujemy się jak memiczny piesek w płonącym pokoju. Żeby tego było mało, na porządku dziennym są starcia z minibossami i zwykłymi przeciwnikami, których pasek życia wybija poza skalę. Po cichu liczę na to, że balans zostanie naprawiony przy okazji najbliższego patcha, ale póki co nie pozostaje mi nic innego jak git gud.



Mocno w kość dały mi też kolizje obiektów. Wielkie potwory niemieszczące się w normalnych warunkach w drzwiach po wykonaniu ataku w magiczny sposób wklikiwały się przez framugi do pomieszczenia. Już o sięganiu atakami przez drzwi nie wspomnę. Niejednokrotnie zdarzało się też, że pociski miotane przez dalekosiężnych przeciwników korygowały swój zasięg w locie i raziły po wykonaniu prawidłowego uniku. Ale przecież, jeśli kopiować, to zarówno z plusami, jak i minusami, prawda? Również ekrany ładowania mogłyby działać szybciej. W "Lies of P" nad wyraz często będziemy przenosić się między lokacjami, a długotrwałe wpatrywanie się w nudne tło potrafi wybić z immersji.

Warto nadmienić, jak szczegółowy i wiarygodny jest przemierzany świat. Krajobraz przeżywający industrialny renesans przełamywany jest bardziej niepokojącymi i upiornymi widoczkami. Z jednej strony mamy blichtr kabaretów, cyrków i okraszonych złotem teatrów. Z drugiej zaś – podniszczone kaplice czy też lochy zatopione do cna w kwasie. Mnóstwo w nich poukrywanych przedmiotów, tajemnych przejść, a nawet prostych zagadek. Eksploracja bardzo popłaca i należy do całkiem przyjemnych.



Długo zastanawiałam się, ile z oryginalnej powieści Carlo Collodiego będą czerpać twórcy i czy przedstawiona przez nich historia sprosta moim oczekiwaniom. I choć gra zachęca, by nasz bohater kłamał jak najęty, to jednak nie mam zamiaru Was oszukiwać i przyznam zupełnie szczerze, że każde najdrobniejsze nawiązanie do "Pinokia" wywoływało u mnie uśmiech połączony ze zdumieniem. Pomijając już tak oczywiste fakty jak obecność Geppetta czy Pinokia, to już na samym początku będziemy mieli do czynienia z bossem jawnie nawiązującym do zarządcy Wielkiego Teatru Marionetek, naszą przygodę będą obserwowali tajemniczy przybysze odziani w maski lisa i kota, a w jednym z zakamarków miasta napotkamy wrogo nastawionego wojownika nawiązującego strojem do oślich przygód w Krainie Zabawek. To jedynie kilka nawiązań, a gra na każdym kroku odkrywa przed graczem nowe zapożyczenia z włoskiego klasyka. Swoją drogą, powróciłam do fabuły "Pinokia" po raz pierwszy od podstawówki i nie pamiętałam, by była tak brutalna i smutna.

"Lies of P" mogło stać się kompletną porażką bez własnej tożsamości. Na szczęście obleczenie bajkowego świata drewnianej kukiełki w szaty krwawych opowieści z przestworzy sprawdza się zaskakująco dobrze. Zadowoleni powinni być przede wszystkim oczekujący na drugą część "Bloodborne" oraz pececiarze i xboksowcy, którym dane wreszcie będzie mieć swój odpowiednik wielkiego hitu Fromów.
1 10
Moja ocena:
8
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones