Ekstremalnie zmarnowany potencjał?

Praca scenarzystów "Lost Planet: Extreme Condition" budzi we mnie mieszane uczucia. Z jednej strony dostaliśmy ciekawy świat, a z drugiej banalne postacie. Być może w tym miał tkwić urok tej gry,
Od dawna cenię studio Capcom Company. Chociażby za to, jak sobie radzą ze swoimi długoletnimi markami. Poza tym potrafią wprowadzać także nowe. Z tą myślą podchodziłem w 2007 roku do "Lost Planet: Extreme Condition". Byłem troszkę spóźniony, ale nie powinno to zaszkodzić w odbiorze. W końcu mowa o ówczesnej produkcji nowej generacji przeznaczonej na konsole Microsoft Xbox 360, Sony PlayStation3 oraz komputery PC. Wybrałem tę trzecią platformę. Czy "Lost Planet: Extreme Condition" okazał się strzałem w dziesiątkę dla Japończyków?


Oprawa graficzna była dość nierówna. Świetnie prezentowały się modele postaci i otoczenie. Gorzej z przeciwnikami i efektami pokroju wybuchów. Było już nieco widać moc nowego sprzętu, ale tylko w połowie. Muzycznie i dźwiękowo jest w porządku. Gnaty i wybuchy nie brzmią specjalnie dobrze, jednak nie jest to niski poziom. Z potworami i maszynami jest lepiej. Od strony technicznej na początku były problemy ze stabilnym działaniem tej gry. Po kilku miesiącach wszystko działało już jak powinno od dnia premiery. Wymagania sprzętowe były dość wysokie, ale mój komputer poradził sobie z nimi na tyle, by cieszyć się płynną rozgrywką.

Gracze otrzymali do dyspozycji kampanię fabularną na góra kilkanaście godzin. Protagonistą jest śnieżny pirat, który wraz z towarzyszami zdobywa cenną energię. Po drodze napotyka bestialskie stwory, oczywiście wrogo nastawione w stosunku do ludzi. W pewnym momencie dochodzi do ataku, który wywraca losy głównego bohatera do góry nogami. Nie chcę więcej zdradzać. Praca scenarzystów "Lost Planet: Extreme Condition" budzi we mnie mieszane uczucia. Z jednej strony dostaliśmy ciekawy świat, a z drugiej banalne postacie. Być może w tym miał tkwić urok tej gry, ale ja tego nie kupuję. Dubbing jestem skory pochwalić. Josh Keaton, Nolan North i reszta wypadli bardzo dobrze.


Rozgrywka bazuje przede wszystkim na strzelaniu. "Lost Planet: Extreme Condition" to trzecioosobowa strzelanka z dużą nutką akcji. Ilość pocisków, które przyjdzie nam wystrzelić podczas przejścia kampanii, jest wprost proporcjonalna do wielkości Akridów, które mamy zabić. Podoba mi się to. Czuć moc w tej produkcji. Posiadamy potężny arsenał przeciwko równie potężnym przeciwnikom. Od razu widać japońską rękę. W dodatku dostaliśmy pojazdy. Póki co same plusy. Minusem jest duża powtarzalność. Mała różnorodność przeciwników także nie jest powodem do dumy dla dewelopera. Dochodzą do tego nierówne etapy. Poziom trudności gry zamiast z godziny na godzinę rosnąć, w pewnych momentach jest niebotycznie wysoki. Może się zdarzyć, że utkniemy gdzieś na dłużej. Interfejs, a dokładniej jego minimalizm, pomaga w walce. Sterowanie nawet za pomocą myszki i klawiatury zostało świetnie skrojone. Na padach jest tylko lepiej.


Podsumowując, "Lost Planet: Extreme Condition" to dobra gra, którą śmiało mogę wam polecić. Jednak musicie się spieszyć, gdyż po blisko czternastu latach na karku jej data ważności nieuchronnie zbliża się ku końcowi i wkrótce na pewno to nastąpi. Powstały też dwie kontynuacje, ale lepiej ich nie dotykajcie. Chyba że tworzycie poradnik skierowany do deweloperów gier wideo zatytułowany "Jak nie robić gier wideo". Wtedy droga wolna. 
1 10
Moja ocena:
7
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones