Żabie skoki

"Medal of Honor: Wojna na Pacyfiku" to bardzo dobra gra. Wielka szkoda, że obecnie ta marka stoi w martwym punkcie. Być może Electronic Arts coś dla nas szykuje, jednak nie ma się co łudzić.
Na początku XXI wieku bardzo popularnym zabiegiem wśród deweloperów gier FPS było osadzanie akcji w realiach II wojny światowej. Był to dość nośny temat. Zawdzięczamy to filmom pokroju "Szeregowiec Ryan". Po sukcesie jakościowym i sprzedażowym z 2002 roku, jakim bez dwóch zdań było "Medal of Honor: Allied Assault", zdecydowanie się na kontynuację pozostawało kwestią czasu. Współpraca Electronic Arts Los Angeles z TKO Software zaowocowała w 2004 roku nową odsłoną serii. Mowa oczywiście o "Medal of Honor: Wojna na Pacyfiku". Oczekiwania graczy były ogromne. Oczywiście mowa o właścicielach pecetów, gdyż dalej pozostawało to tytułem ekskluzywnym dla tej platformy. Czy udało się spełnić nadzieje fanów?


Może być mi trudno odpowiedzieć na to pytanie, gdyż sam nie byłem wielkim miłośnikiem "Medal of Honor: Allied Assault". Po prostu doceniałem kunszt twórczy Electronic Arts i 2015. Jak możemy domyśleć się po tytule, tym razem przyjdzie nam walczyć przeciwko Cesarstwu Wielkiej Japonii, wcielając się w żołnierza amerykańskich sił zbrojnych. Podoba mi się ten zabieg. Dla Polaków tamta strona frontu była mało znana. Wreszcie coś świeżego. Pierwsze, co rzuciło mi się w oczy (i to dosłownie) to oprawa graficzna. Jak na 2004 jest nieziemska. Gdyby "Far Cry" ukazał się po "Medal of Honor: Wojna na Pacyfiku", to wszyscy mówiliby o rewolucji graficznej w przypadku gry od Electronic Arts. Ustawienie najwyższych opcji graficznych robiło wrażenie w rozgrywce. To właśnie w tych latach rozpoczęło objawianie się technicznej przewagi na konsolami, która trwa po dziś dzień. Dźwiękowo i muzycznie także jest bardzo dobrze. Pukawki brzmią, jak powinny. To samo tyczy się eksplozji, głosów towarzyszy i przeciwników oraz wszystkiego innego. Technicznie był tylko jeden problem. Dość wysokie wymagania sprzętowe. Wiadomo, że piękny obraz na ekranie monitora musiał swoje kosztować.


Kampania fabularna jest wystarczająco długa, jednak pozostaje w tyle za tą znaną nam z "Call of Duty”. Niestety, widnieje to na każdym kroku. Może historia nie prezentuje się najlepiej, ale nadrabia to otoczenie i jego klimat. Od razu czuć ten wojenny swąd. Oczywiście, piszę to w przenośni, gdyż trudno to inaczej opisać. Konflikt toczony między Stanami Zjednoczonymi a Cesarstwem Wielkiej Japonii wygląda i brzmi, jak powinien na ekranie monitora. Jesteśmy coraz bliżej filmowego wrażenia. Podoba mi się różnorodność misji. Szturmowanie plaż, przedzieranie się przez dżunglę i zestrzeliwanie samolotów prezentuje się znakomicie. Aż chce się to robić. Przede wszystkim dlatego, że posługiwanie się bronią palną w "Medal of Honor: Wojna na Pacyfiku" należy do wielkiej przyjemności. Tryb sieciowy jest gorszy. Widać, że nie został zbytnio przemyślany.


Podsumowując, "Medal of Honor: Wojna na Pacyfiku" to bardzo dobra gra. Wielka szkoda, że obecnie ta marka stoi w martwym punkcie. Być może Electronic Arts coś dla nas szykuje, jednak nie ma się co łudzić. Seria "Battlefield" wygrała swego rodzaju prawybory głównie za sprawą odsłon z 2010 i 2011 roku. Obecnie ogrywanie tego klasyka z 2004 roku nie ma sensu. Zdecydowanie lepiej ukierunkować się w coś nowszego. Dobrym wyborem może być "Battlefield 1" lub "Battlefield V".
1 10
Moja ocena:
7
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones