Liga mechanicznych mistrzów

"RIGS: Mechanized Combat League" to jedna z ciekawszych i bardziej dynamicznych produkcji na PSVR, która wyciśnie siódme poty z naszego błędnika.
PSVR: Recenzja "RIGS: Mechanized Combat League"
"RIGS: Mechanized Combat League" – chociaż nie ma konkretnej i wielkiej fabuły – świetnie wpisuje się w ciekawie zaprojektowane mikroświaty sci-fi. W tym przypadku akurat, w przyszłości, mamy do czynienia ze sportowymi walkami robotów; przed nami – wielkie areny, wyjąca z radości publika oraz ogromne mechy, które prują do siebie z karabinów maszynowych. Co ciekawe, gra jest mimo wszystko pozbawiona dość ostentacyjnej przemocy. Gdy przegrywamy, po prostu katapultujemy się z naszego RIG-a (możemy zresztą wtedy wybrać punkt odrodzenia).



Sterowanie odbywa się – przynajmniej częściowo – na dwa sposoby. Chodzi głównie o poruszanie się naszym RIG-iem. Możemy używać do tego głowy – za każdym razem gdy odwrócimy się w prawo, tam też znajdzie się celownik i nasz egzoszkielet. Ale można też przełączyć się na prawy analog – w tym modelu celowanie wciąż odbywa się za pomocą ruchów głowy, ale już sterowanie RIG-iem przerzucone jest na kontroler. Oba sposoby są rozwiązane nieźle i wszystko działa płynnie, choć oczywiście lepsze wrażenie robi celowanie ciałem. Reszta naszego egzoszkieletu obsługiwana jest przez pada – od skoku przez chodzenie na boki. Bardzo szybko zresztą przyzwyczaimy się do tego sterowania, nawet jeśli od czasu do czasu w ekran wlezie nam kawałek naszego mecha.



Warto pamiętać, że po dość spokojnym i lekko nudnawym samouczku czeka nas prawdziwa feeria barw, dynamicznej gry pełnej skoków i strzelania. Jeśli nie najlepiej czuliście się podczas grania w np. "EVE: Valkyrie", lepiej nie serwować sobie zbyt długich potyczek w "RIGS: Mechanized Combat League". Oczywiście zastrzeżenie to dotyczy głównie osób, które mają problemy z chorobą lokomocyjną. "RIGS" nie jest bowiem grą kiepsko zaprojektowaną. To raczej tak dynamiczny, wyciskający siódme poty (z mózgu...) styl gry, że nietrudno o lekki i najzupełniej zrozumiały zawrót głowy. Co prawda pojedynczy mecz nie trwa dłużej niż 10 minut, ale nawet po kilku potyczkach mogą się pojawić pewne sensacje. Lepiej wtedy odpocząć na kwadrans czy dwa, co zresztą wydatnie dają do zrozumienia twórcy, zapychając grę powtórkami i animacjami.



W grze znajduje się kilka trybów, z czego najpopularniejszy to oczywiście Team Deathmatch, czyli zwykła naparzanka w stylu "drużyna na drużynę". Oprócz tego możemy rozegrać mecz w Endzone – swego rodzaju piłkę nożną, tyle że w rytmie egzoszkieletów oraz Power Slam, który z kolei stanowi miks potyczek robotów oraz koszykówki. W tym ostatnim trybie musimy kombinować tak, by zbierać kolejne fragi, a następnie, gdy naładujemy ten pasek zabójstw, zaliczyć skok do pierścienia na środku areny. Z kolei RIG-i, czyli egzoszkielety, dzielą się na cztery klasy. To zwinny i znany z samouczka Hunter, a oprócz niego w grze można wybrać także tankującego Sentinela, Mirage'a oraz bardzo mobilnego Tempesta. Dodatkowo każdy robot może działać w trzech trybach – do strzelania, poruszania się oraz naprawy systemów pokładowych. Z tego powodu podczas meczów musimy raz po raz żonglować (o ile przeżyjemy walkę) tymi trybami i wiedzieć, kiedy lepiej odsapnąć, a kiedy jednak jesteśmy zagrożeni przez atak z zaskoczenia.



Minusem w rozgrywce, zwłaszcza w wersji sieciowej, jest niestety matchmaking oraz ekrany ładowania. Ten pierwszy jest ślamazarny – nierzadko mija sporo czasu, zanim znajdzie nam odpowiednich dla nas przeciwników, a ekrany ładowania to już prawdziwa zmora "RIGS". Nawet podczas samouczka występuje ten problem – pasek postępu ładuje się w nieskończoność. Na osłodę pozostaje symetryczny do sieciowego tryb dla jednego gracza. W nim mamy normalną kampanię, a w zasadzie sportowe sezony, podczas których rozgrywamy kolejne mecze, rozwijamy naszego pilota oraz dobieramy mu coraz potężniejszych zawodników sterowanych przez komputer. Ci oczywiście pracują za stosowną prowizję z naszej wygranej. Rozwój ukryty jest natomiast pod tzw. sponsoringiem. Wybieramy de facto minizadania, czyli np. zdobycie rangi MVP (Most Valuable Player) czy zdjęcie odpowiedniej liczby wrogich mechów podczas jednego meczu. Dzięki temu dostajemy potem dodatki dla naszego pilota.



Ogółem "RIGS: Mechanized Combat League" wygląda obłędnie, nawet jeśli po dwóch, trzech kwadransach powoduje lekkie mdłości. Mechy zrobione są doskonale, podobnie też płynnie zachowują się poszczególne systemy sterowania i nasze roboty na wielopoziomowych arenach. W zasadzie trudno przyczepić się do czegokolwiek, może tylko poza potwornie nudnym i nie dającym się pominąć samouczkiem. Gdyby nie – jak podejrzewam po marnym matchmakingu – niewielka na razie popularność gry, "RIGS" byłby prawdopodobnie jedną z najlepszych gier na PSVR. Ale nawet w trybie dla samotników gra dostarcza (w niewielkich dawkach) sporo fantastycznej zabawy.
1 10
Moja ocena:
8
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones